środa, 26 czerwca 2013

Powrót cz.III - ost.

No i koniec ^^ To już ostatnia część "Powrotu" ^^ A jeśli chodzi o to jak pisze... czy zgodnie z kanonem czy nie... nie zastanawiam się nad tym tylko po prostu piszę... Wiem, że niektórym może się nie podobać mój styl pisania, ale nic na to nie poradzę ^^''
~ koniec nudzenia ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~

I na co ja liczyłem?! Że go rozwiążę, a on spokojnie sobie będzie stał i czekał na moją decyzję?! Jaki ja głupi byłem… Gdy tylko więzy puściły, on po prostu odwrócił się i wybiegł z mojego gabinetu. Kątem oka dostrzegłem jeszcze jak Kakashi z innymi członkami ANBU rusza za nim. Cały czas stałem jak kołek wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed momentem widziałem Sasuke. Tylko… co to miało znaczyć? Po co wrócił i gadał te głupoty o oddaniu się władzy jak teraz ucieka?! Co on kombinuje? Dlaczego mi to robi?! Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi...

Usiadłem za biurkiem tępo wpatrując się w drzwi. Nagle przede mną stanął Sai.

- Hokage – sama… Uchiha nam uciekł.

Słowa mojego przyjaciela odbijały się echem w mojej głowie. Jak to uciekł? Znowu?!

- Jak to? – zapytałem patrząc na niego nieprzytomnie. Sasuke znowu mnie zostawił…

- Zgubiliśmy go niedaleko bramy – powiedział. Ściągnął maskę i podszedł do mnie. Oparł ręce o blat biurka i spojrzał mi w oczy. – Na pewno go znajdziemy. Obiecuję – powiedział twardo. Odsunął się, założył maskę i znikł w białej chmurce. Sai… wierzę, że dotrzymasz słowa.

 ~*~*~*~ Sasuke ~*~*~*~

Nie wytrzymałem. Był za blisko. Jeszcze trochę i bym się na niego rzucił. Jestem idiotą. Uciekłem. Znowu mu uciekłem! Jak tchórz! Wybiegłem z jego gabinetu. Od razu ANBU wkroczyło do akcji z Kakashi’m na czele. Zgubiłem ich pod dopiero bramą i skierowałem się w stronę mojego starego domu. Gdy tylko stanąłem przed bramą starej, znanej z dzieciństwa dzielnicy Uchiha, wszystkie wspomnienia wróciły. Znowu byłem małym szkrabem. Biegałem od domu do domu, pukałem do wszystkich drzwi, które napotkałem. Nie wiem kiedy doszedłem do mojego domu. Ku mojemu zdziwieniu ogród wcale nie był zarośnięty chwastami jak się tego spodziewałem. Naruto? Czy może Sakura? Nie wiem kto za tym stoi i chyba szybko się tego nie dowiem. Znalazłem klucz tam gdzie go zostawiłem- a małej szczelinie między dwoma deskami w podłodze. W środku nie było już tak czysto. Meble pokrywał kilkuwarstwowy kurz. Wszystko było na swoim miejscu. Widać, że nikt tu nie wchodził od czasu opuszczenia przeze mnie Konohy. Poszedłem na górę do mojego pokoju. Zamknąłem drzwi i usiadłem na podłodze. Schowałem twarz w dłoniach. Muszę to przemyśleć. Co powinienem teraz zrobić? Zjawiam się niespodziewanie, oddaję się w ręce Naruto, a potem uciekam. Co ja robię?!

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~

Długo nie wytrzymałem w jednym miejscu. Po godzinie znowu roznosiła mnie energia. Wszystko sobie przemyślałem. Skoro Sasuke wrócił musiał mieć jakiś ważny powód, a ja się dowiem czym on jest! Muszę go znaleźć! Nie ważne czy mnie zabije czy nie. Wrócił i nie pozwolę mu znowu opuścić wioskę albo nie nazywam się Naruto Uzumaki- Hokage Konohy!

Zanim się zorientowałem znalazłem się w starej opuszczonej dzielnicy. Lubiłem tutaj przychodzić kiedy Sasuke nas opuścił. Nie mogłem wkraść się do jego domu, więc razem z Sakurą dbaliśmy o ogród. Oczywiście w miarę możliwości. Misje też trzeba było wykonywać. Wtedy opiekę nad ogrodem przekazywaliśmy Iruce-sensei. Wszedłem za bramę i rozglądnąłem się dookoła. Drzwi były uchylone. Ciekawe… przecież nikt nie miał kluczy do tego domu.

Na podłodze zostały świeże ślady. Było tu naprawdę dużo kurzu. Poszedłem tym tropem i stanąłem przed drzwiami na piętrze. Ślady urywały się pod nimi. Chwyciłem klamkę i szarpnąłem, ale drzwi nie puściły. Ktoś tam był…

~*~*~*~ Sasuke ~*~*~*~

Siedziałem w jednej pozycji jakąś godzinę. Przemyślałem wszystko dokładnie. Nawet jakbym nie uciekł to Naruto pewnie by wymyślił coś żeby mieć mnie pod stałą kontrolą i nie mógłbym się do niego zbliżyć. Wszystko co zrobiłem nie miało sensu. ~ Co mam robić? Co robić…?~

W pewnym momencie usłyszałem skrzypnięcie drzwi frontowych. Uniosłem głowę i czekałem. Już mi było wszystko obojętne. Skażą mnie, będę gnił w więzieniu z innymi przestępcami i już nigdy nie zobaczę Naruto. Takie jest moje przeznaczenie, na to nie mam wpływu.

Ktoś szarpnął klamką. No tak. Przecież zamknąłem drzwi na klucz. Wstałem i bez namysłu je otwarłem. Spojrzałem na osobę stojącą przede mną i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Podejrzewałem jakiegoś dzieciaka albo może jakiegoś ciekawskiego shinobi kręcącego się w okolicy…a to był… Naruto. Stałem z szeroko otwartymi oczami i patrzyłem się na niego jak na jakieś bóstwo. W jednej chwili znalazłem się na podłodze. Leżałem przyciśnięty ciałem Uzumakiego. Nie wiedziałem co robić.

- Wreszcie cię znalazłem… - wyszeptał mi do ucha.- Już cię nigdzie nie puszczę… Zdecydowałem. Od teraz wszędzie będziesz chodził ze mną!

Dalej nie wiedziałem czy to sen czy rzeczywistość. Objąłem go i obróciłem się tak, że teraz to on leżał pode mną. Spojrzałem mu w oczy. Płakał. Otwarłem delikatnie łzy spływające mu po policzkach. ~ Nie ma już nic do stracenia~ pomyślałem.

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stał Sasuke. Stanął i patrzył się na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Szukałem go i go znalazłem. Byłem taki szczęśliwy w tym momencie, że nie myślałem nad tym robię. Rzuciłem mu się na szyję i razem wylądowaliśmy na podłodze. Słowa same wydostawały się z moich ust. Nie myślałem już nad niczym. Ważne było to, że go znalazłem i jestem teraz w jego ramionach. Czułem krople łez spływające mi po policzkach. Zignorowałem to. Zanim się zorientowałem, leżałem pod Sasuke. Delikatnie starł moje łzy i spojrzał mi w oczy. Pochylił się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Z szoku otworzyłem szerzej usta z czego Sasuke skorzystał. Całował mnie namiętnie. Z każdą chwilą co raz mocniej. Oddawałem pocałunki z całym moim zaangażowaniem. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Wrócił do wioski, znalazłem go, a teraz się całujemy. Czy czuje do mnie to samo co ja do niego? Odessał się od moich warg dopiero, gdy obu nam brakło powietrza. Mieliśmy przyspieszone oddechy. Spojrzałem mu w oczy, a on zrobił to samo.

- Kocham cię – wyszeptał. Moje serce przyspieszyło. Moje następne marzenie się spełniło. Wypowiedział te dwa słowa, których nie miałem nadziei usłyszeć.

- Ja ciebie też kocham, Sasuke – powiedziałem przyciągając go do siebie.

                                                            ~ rok później~

~*~*~*~ Sasuke ~*~*~*~

Od momentu, w którym Naruto znalazł mnie w moim starym domu wszystko potoczyło się naprawdę szybko. Wróciłem z nim do jego gabinetu, a potem poszliśmy na salę, w której zebrała się starszyzna wioski. Przybył nawet sam Lord feudalny. Po wielu dniach obrad w końcu pozwolono mi wrócić do wioski, ale pod jednym warunkiem. Mianowicie miałem być pod czyimś nadzorem. Nikt poza Naruto mi nie ufał. Nie dziwie im się. Naruto uparł się, że to on mnie będzie pilnował. Nie chcieli się zgodzić z racji tego, że jest Hokage, ale jak Uzumaki się na coś uprze to nie ma przebacz. Z resztą doświadczyłem tego na własnej skórze odkąd miał mnie pilnować. Zawsze byliśmy blisko siebie. Całymi dniami siedziałem z nim w gabinecie i pomagałem mu wypełniać jakieś tam papierki związanie z misjami czy innymi „ważnymi” sprawami. Udało mi się do niego zbliżyć i odbudować nasze relacje sprzed lat. Jestem w końcu szczęśliwy. Odnalazłem spokój u boku Naruto – mojego chłopaka.

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~


Od roku jesteśmy razem. Zbliżyliśmy się do siebie przez ten czas. Całe dnie spędzamy w swoim towarzystwie. Udało mi się wywalczyć jego powrót. Pomaga mi przy papierkowej robocie. Nie mogę go wysłać na żadną misję przez jeszcze 2 lata, ale chyba mu to nie przeszkadza. Z resztą mnie też nie. Mogę go mieć przy sobie cały czas i nie muszę się martwić o jego życie. Za to, że nie może mnie opuścić nawet na chwilę Próbuje mi dokuczyć, a ja mu się odgryzam przez co często się sprzeczamy, ale zawsze na koniec godzimy się pieczętując zgodę pocałunkiem. Czasem niewinny pocałunek przeradza się w bardziej namiętny pocałunek, a wtedy shinobi przebywający niedaleko gabinetu mają niezłą rozrywkę. Cieszę się, że wrócił. Częściej się uśmiecha, jest bardziej otwarty na ludzi, na świat. W końcu znalazłem swoje szczęście i jest teraz tak blisko – u boku mojego chłopaka, Sasuke.

wtorek, 18 czerwca 2013

Powrót cz. II

No hej ^^ Dzisiaj kolejna część " Powrotu" ^^ Prawdopodobnie będzie jeszcze tylko jedna część ^^ Ok! Kończę nudzenie i zapraszam :3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~*~*~*~Sasuke~*~*~*~

Gdy to mówiłem patrzyłem mu w oczy. Oddaję się w ręce władzy, nie… w jego ręce. Niech zrobi ze mną co tylko chce. Bylebym mógł go co jakiś czas widzieć. Nie przeżyję już dłużej będąc tak daleko od niego. Nie chce, nie mogę…
Naruto patrzył na mnie z szokiem w oczach. Co on teraz zrobi? Skaże na śmierć czy może przyjmie do wioski z powrotem?

- Kakashi - sensei… zaprowadź go do mojego gabinetu – szepnął po chwili. Odwrócił się i pobiegł w stronę największego budynku, budynku Hokage. Kakashi podniósł mnie i związał mi ręce za plecami. Przyglądał mi się uważnie. Wszyscy mnie obserwowali gotowi zareagować na każdy mój ruch. Opuściłem głowę i ruszyłem z byłym sensei do biura. Uśmiechnąłem się pod nosem. Teraz wszystko się wyjaśni. Uda mi się go udobruchać? Czy uda mi się do niego zbliżyć? A może naprawdę mnie znienawidził i z miłą chęcią zobaczyłby jak zatapiają się w moim ciele różnorakie bronie shinobi? Nie… Naruto taki nie jest. Nie zrobiłby mi tego. Nikomu by nie pozwolił umrzeć. On już taki jest. Nie da nikogo skrzywdzić, bo sam tego nie potrafi. Chociaż wiele osób wbiło mu nóż w serce, wielu go zdradziło i zadało niewyobrażalny ból, on nie potrafi odwdzięczyć się tym samym. Zawsze stara się wszystko wyjaśnić. Każdemu wybacza… może mnie też zdoła wybaczyć? Sam tego nigdy nie zrobię, ale Naruto… On musi mi  wybaczyć albo nie nazywam się Uchiha Sasuke!

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~

Kazałem Kakashi’emu przyprowadzić go do mojego biura, a sam stamtąd uciekłem. Gdybym został tram dłużej pewnie nie wytrzymałbym i rzuciłbym się na niego zamykając w ramionach. Tak dawno nie widziałem jego oczu. Znowu zatonąłem w ich głębi. Serce znowu zaczęło mi bić szybciej gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Zaraz tu wejdzie, a ja nie wiem co mam zrobić! Pozwolić mu zostać czy… skazać? Nie! Nigdy go nie skaże na śmierć! Nie jego!

- Naruto – odezwał się szarowłosy mężczyzna. Za nim wszedł Sasuke. Miał opuszczoną głowę, a włosy zasłaniały mu twarz. Nadal był w samych spodniach. I co teraz? Nie dam rady z nim rozmawiać. Nie teraz kiedy mój wzrok co chwile wędruje na jego umięśniony brzuch, klatkę piersiową. Gdybym patrzył z boku pewnie bym stwierdził, że pożeram go wzrokiem. Wyrwałem się z myśli patrząc wymownie na Kakashi’ego. Skinął głową i wyszedł zostawiając mnie samego z Sasuke. Przybrałem spokojną maskę choć w środku cały się trzęsłem. Jesteśmy sami, a ja nie mogę podejść i go przytulić. Nie mogę go objąć czy po prostu dotknąć. Wyśmiałby mnie. Nie mogę do tego dopuścić. Pewnie nigdy nie wyznam mu mojej miłości. To tak bardzo boli. Takie straszne ukłucie w sercu… ten nacisk na klatkę piersiową odbiera mi oddech, Gdy na niego teraz patrzę. Muszę udawać twardego... jestem Hokage, nie mogę mu dać się wykorzystać. Tak naprawdę nie wiem czego ode mnie chce...

~*~*~*~ Sasuke ~*~*~*~

Stałem cały czas ze spuszczoną głową. Naruto ciągle mi się przyglądał. Nie odezwał się ani słowem. Nikt nas nie widzi, a jednak nie podszedł do mnie. Ciągle cisza. To nie podobne do niego. Zawsze był żywiołowy. Wiem, że pilnuje nas cały zastęp ANBU, a właściwie to mnie pilnują. Podniosłem głowę i utkwiłem w nim wzrok. Widziałem w jego oczach jak się waha czy coś powiedzieć.

- I co ze mną zrobisz? – zapytałem miękkim głosem. Nie chcę go do siebie zrazić. Chcę go do siebie przekonać. Rozkochać go w sobie, a nie odepchnąć.

- Jeszcze nie wiem… - odszepnął i odwrócił wzrok. Stał przede mną jakieś 10 metrów.

- Rozwiążesz mnie? – zapytałem.

- Skąd mam wiedzieć, że nie masz przy sobie broni i nie chcesz mnie zaatakować? – warknął. Skąd ta zmiana? Może tylko gra?

- Nie mam przy sobie broni. Jeśli mi nie wierzysz to podejdź tu i to sprawdź – powiedziałem. Przyglądał  mi się chwilę i podszedł. Położył ręce na moich biodrach i zaczął delikatnie mnie po nich klepać sprawdzając zawartość kieszeni spodni. Schodził co raz niżej „oklepując” moje nogi i z powrotem. To było przyjemne, zwłaszcza dlatego, że robił to Naruto.


- No dobrze… rozwiążę cię… - powiedział i sięgnął do więzów cały czas patrząc mi w oczy. Czułem się jakby mnie obejmował. Więzy puściły równo z moją cierpliwością…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co zrobi Sasek? Dowiecie się w następnej części^^ ale pewnie i tak większość z was się domyśla... :3

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział VII

No i mamy VII rozdział ^^ Uff.. w końcu go napisałam xD Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta, bo mam wrażenie, że nikt po za mną tu nie wchodzi =.=  Zapraszam do komentowania^^' 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W nocy znowu przyśnił mi się ten koszmar. Kiedy ja się od tego uwolnię?! Znowu widziałem Sakurę i Deidarę. Znowu nie mogłem jej pomóc. Wołałem Itachiego, ale on nie przychodził. Kiedy już myślałem, że dokonają swego nagle drzwi się otwarły. Byłem przekonany, że to Itachi, ale coś było nie tak. Zamiast brata w drzwiach stał Naruto. Był w moim wieku. Wszystko zaczęło się zamazywać i zostaliśmy sami na jakieś polanie. Było tam pięknie. Ptaki, drzewa i inne małe zwierzaki. Boże… raj na ziemi. Stałem i patrzyłem na niego. Nie mogłem oderwać oczu od jego uśmiechu. W tej chwili byliśmy już dorośli. Podszedł do mnie cały czas się uśmiechając. Przytulił mnie do siebie i szepnął:
- Sasuke, zapomnij o tym. Jestem tu. Pomogę ci…
I wtedy się obudziłem. Naruto siedział na mnie okrakiem i wołał moje imię. ( Osz Wy zboczuchy jedne! Tylko jedno wam w głowie xD – dop.aut. ) Otworzyłem oczy i spojrzałem na jego zmartwioną minę. Tylko dlaczego jest smutny?
- Hej… Co się stało? – przebudzony nie kontaktowałem ze światem zewnętrznym i dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie w jakiej pozycji jesteśmy. Naruto siedzi… na mnie… okrakiem… a ja jestem pod nim… i chyba mój przyjaciel się budzi… ~ Szlag! Żeby tylko nie zauważył! ~ błagałem w myślach.
- Wołałeś mnie…- wolałem?- Nie mogłem cię obudzić więc… - zaciął się i mocno zarumienił. Ciekawe o czym myślał… To ja tak niego działam? Jeśli tak to Sarutobi chyba miał rację mówiąc, że mam u niego szansę…
-   Spokojnie. Dziękuję Naruto… - szepnąłem i przyciągnąłem do siebie. Nie działam czasami zbyt szybko? Puściłem go i pozwoliłem mu się wyprostować. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, a jego policzki zdobił piękny rumieniec.
- Przepraszam… ja… - zacząłem panikować.
- N-nie… wszystko ok… - jęknął i zszedł ze mnie. Przy tej czynności otarł się niechcący o moje przyrodzenie. Fala gorąca zalała moje ciało ale w ostatniej chwili powstrzymałem jęk. Naruto położył się powrotem na swoje miejsce. Obróciłem się na bok i wpatrywałem się w jego profil. ~ Jestem debilem~ Unikał mojego wzroku błądząc nim gdzieś po suficie.
- Powiesz mi co ci się śniło? – zapytał po chwili. Co mam mu powiedzieć? Że znalazł się w moim koszmarze i mnie jakimś cudem uratował? Ja nawet nie wiem co on tam robił!
- Dlaczego chcesz wiedzieć? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Bo… najpierw wołałeś Itachiego. Próbowałem cię obudzić i jak… jak… - odwrócił głowę w stronę ściany i kontynuował już szeptem niemal niedosłyszalnym. Gdybym nie leżał obok to nie słyszałbym go na pewno. – No wiesz… jak u-usiadłem… na tobie… to zacząłeś szeptać moje imię…
W jednej chwili się spiąłem. ~Czyżby myślał, że miałem o nim sen… e-erotyczny?! W pewnym sensie niestety taki był, ale… muszę mu to wytłumaczyć!~ gorączkowałem się w myślach. Czułem gorąco na twarzy, zwłaszcza na policzkach. Przy małym ruchu podczas wstawania zauważyłem, że mój przyjaciel już się obudził i chyba potrzebuje mojej malej pomocy… ~ Pewnie to zauważył i dlatego… o cholera!~
- Naruto… to-to nie tak… ja… eh… - chyba muszę mu powiedzieć całą prawdę. Inaczej mi nie uwierzy. A jak pomyśli, że jestem jakiś psychiczny?! Boże… tak źle i tak niedobrze. ~ Jesteś Uchiha! Nie zachowuj się jak małe dziecko! Raz kozie śmierć!~ nie ma to jak motywujący głosik w twojej głowie. Spojrzał na mnie z oczekiwaniem. Odwzajemniłem gest i usiadłem na łóżku tyłem do niego. Nie potrafię mu powiedzieć o tym patrząc mu w oczy.
- Kiedy byłem mały. Miałem 10 lat kiedy 3 znajomych Itachiego… porwali mnie i pewną dziewczynkę. Była mniej więcej w moim wieku. Rok młodsza – zacząłem. Naruto przysłuchiwał mi się uważnie. Opowiedziałem mu o tym co zrobili i o tym, że gdyby nie było tam wtedy mojego brata… kto wie jakby się to wszystko skończyło? – Od tego czasu co noc śni mi się ten koszmar, ale dzisiaj… był inny, bo… - zaciąłem się. Odwróciłem się i spojrzałem Uzumakiemu prosto w oczy. Czułem niezwykłą ulgę. W końcu mu powiedziałem. Czułem, że jeśli teraz to zakończę… to i tak nie wytłumaczę się z tego co dzisiaj zaszło.
- Bo w dzisiejszy koszmar się skończył inaczej niż zwykle – patrzył na mnie z zaciekawieniem w oczach. – Pojawiłeś się w nim ty… i uratowałeś mnie – powiedziałem. Naruto otworzył oczy szerzej i zaskoczony otworzył buzię.
- C-co? Jak to? – zapytał po chwili milczenia.
- Nie pytaj mnie, bo sam nie wiem. Pewnie dlatego szeptałem twoje imię – powiedziałem odwracając wzrok.- No dobra koniec tego dobrego – zmieniłem temat. Jeszcze powiem coś głupiego. Spojrzałem na zegarek. Była dziewiąta. Wstałem  rozprostowując kości. Strzyknęło mi w kręgosłupie, ale nie zwróciłem na to uwagi.
- Idę pod prysznic. Zejdź na dół. Rodzice pewnie już nie śpią, a mama zrobiła śniadanie – oznajmiłem. Wziąłem rzeczy i poszedłem do łazienki. Nie oglądnąłem się ani na chwile. Podszedłem  do lustra i zdziwiony jak cholera wpatrywałem się w moje odbicie. Na policzkach widniały dwa duże rumieńce. Choleka… nie jest dobrze. Ja się rumienię?!  Otrzepałem się i przemyłem twarz zimną wodą. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda odprężyła moje spięte mięśnie. Pozostał tylko jeden tyci szczególik. Mój problem sam się nie rozwiązał. Wkurzony na siebie objąłem dłonią swojego stojącego już penisa. Jęknąłem cicho i kontynuowałem pocierając go delikatnie. Przed oczami stanął mi obraz z dzisiejszego poranka. Naruto siedzący na mnie bez ubrań w samych bokserkach. W moich marzeniach był bardziej niegrzeczny… Po kilku minutach „zabawy” skończyłem tłumiąc jęk. Sapnąłem cicho imię Młotka. Nie mogłem pozwolić na to żeby Naruto mnie usłyszał. Umyłem się dokładnie zmywając wszelkie ślady po „przestępstwie”. Ubrałem czarne bokserki, czarne krótkie spodenki i (nowość) białą koszulkę z krótkim rękawem. Zszedłem na dół do kuchni. Kanapki zrobione przez mamę już leżały na stole, a Młotek się nimi zagadywał. Usiadłem obok niego i wziąłem się za jedzenie. Po kilku następnych minutach do kuchni wszedł Itachi. Z bananem na twarzy przywitał się z nami i porwał ze stołu kanapkę pakując ją sobie do ust.
- Jak tam braciszku? Wyspałeś się? – zapytał z jakimś dziwnym błyskiem w oku. Nie podoba mi się to… bardzo mi się nie podoba.
- Jasne. W domu zawsze się wysypiam -  ~prawie~ dodałem w myślach.
- No ja mam nadzieję, bo musisz wziąć dzisiaj Naruto na przejażdżkę!
- Muszę?
- Musi?- zapytał Naruto nic nie rozumiejąc. Ja z resztą sam nie wiedziałem o co chodzi mojemu bratu. Itachi czasem ma naprawdę dziwne pomysły…
- Jasne! Musisz mu pokazać okolice! Z resztą Roma już dawno nigdzie nie wychodziła. Przyda jej się spacerek nad jezioro – powiedział i puścił mi „oczko”. Patrzyłem na niego jak na wariata. Itachi tylko skinął na mnie głową, żebym poszedł za nim.
- Zaraz wracam – powiedziałem. Wstałem i wyszedłem z kuchni. Itachi dołączył do mnie po chwili. – Co ty znowu kombinujesz? – zapytałem patrząc na brata podejrzliwie.
- Ja? Nic takiego… po prostu staram ci się pomóc braciszku – powiedział z wielkim bananem na twarzy.
- Pomóc? W czym? - zapytałem nic nie rozumiejąc.
- No w zdobyciu Naruto. Przecież teraz masz najlepszą okazję! – ekscytował się. – Jest u nas, lubi konie, a ty mój drogi masz aż dwa – powiedział uśmiechając się bezczelnie i  poruszył zabawnie brwiami.
- Itachi debilu… bez takich… - powiedziałem lekko się rumieniąc. Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
- No co? Przecież ja ci tylko pomagam. Resztą zajmiesz się sam. Wczoraj, gdy ty byłeś zajęty czyszczeniem boksu Romy, Naruto mi wyznał, że nie umie jeździć konno więc pojedziesz razem z nim. Oczywiście już osiodłałem twoją klacz– oznajmił szczerząc się jak głupi do sera. Nie wiem co bym bez niego zrobił.
- Dzięki… - szepnąłem i wróciłem do kuchni. Naruto nadal jadł. Gdzie on to wszystko mieści? Ja zjadłem ledwo dwie kanapki i jestem pełny, a on? – Naruto ruszaj się. Idź się ubierz i zabieram cię na przejażdżkę jak to już powiedział Itachi. Roma jest już gotowa – powiedziałem uśmiechając się do niego. Patrzył na mnie przez chwilę nic nie rozumiejąc, ale po chwili zerwał się z krzesła i pobiegł do pokoju. Itachi w tym czasie zmył się na stadninę, a ja wziąłem się za przygotowanie pikniku. Zrobiłem kanapki, dużo kanapek. Wziąłem jakieś soki i wszystko spakowałem do tobołka przyniesionego wcześniej przez brata.  Po jakiś 20 minutach Naruto był już gotowy. Zszedł na dół i razem wyszliśmy z domu. Przy stadninie rzeczywiście stała już osiodłana Roma gotowa do drogi. Jak tylko mnie zobaczyła to zaczęła wesoło rżeć i prychać. Podszedłem do niej i pogłaskałem ja po pysku. Naruto zrobił to samo. Zaśmiałem się krótko i przypiąłem tobołek do siodła.
- Wskakuj – powiedziałem z uśmiechem do blondyna. Patrzył na mnie w osłupieniu.
- Sa-Sasuke a-ale ja… nie umiem jeździć konno – powiedział cicho i spuścił głowę.

- Spokojnie – powiedziałem i położyłem mu rękę na ramieniu. – Pojadę z tobą. Najpierw wskoczysz ty, a potem ja – oznajmiłem. Spojrzał na mnie i lekko zarumieniony podszedł do konia. Pomogłem mu wsiąść i sam ulokowałem się za jego plecami. Chwyciłem lejce, a Naruto trzymał się siodła opierając się o mój tors. Był taki cieplutki… Ruszyliśmy powoli. Czułem się niemal jak w niebie. Miałem w ramionach osobę, którą kocham i właśnie sobie jechałem nad jezioro. Tak… tam postanowiłem zabrać mojego aniołka… Jechaliśmy przez łąki. Słońce delikatnie grzało nas w plecy. Był idealny dzień. Czuję, że dzisiaj wydarzy się coś naprawdę fajnego…

środa, 12 czerwca 2013

Powrót cz.I

I niespodzianka xD nie mam nowego rozdziału " czy to możliwe"... ale już coś tworzę ^^ A żebyście się nie nudzili to wstawiam takie małe co nieco^^ Zrodziło się to w nocy więc nie dziwcie się, że jest dziwne i w ogóle nie z tego świata o.O Zapraszam też do komentowania ^^

Powrót - cz. I
~*~*~*~  Naruto  ~*~*~*~

Już od pięciu lat go nie widziałem, a dwa lata temu zostałem Hokage. Tsunade zrezygnowała z tego stanowiska i postanowiła spełnić moje marzenie. Szkoda tylko, że ON o tym nie wie. Żałuję tego, że przestałem go szukać. To i tak nie miało sensu. W końcu to zrozumiałem. Sasuke nie chciał wrócić do wioski. Nie chciał widzieć mnie ani innych mieszkańców. Był nawet bliski tego aby zabić starszyznę Konohy. W porę udało mi się go powstrzymać. Nikt się o tym nie dowiedział. Jakimś cudem wiem o tym tylko ja i Shikamaru. Po za tym Nara został moją prawą ręka. Pomaga mi w podejmowaniu różnych ważnych decyzji dotyczących wioski, jej mieszkańców, a także sytuacji między Konoha, a sąsiednimi wioskami. Często rozmawiam z Gaarą. Jako pierwszy pogratulował mi spełnienia marzeń. Wszystko było by naprawdę wspaniałe gdybym mógł dzielić się radością z moim najlepszym przyjacielem… nie. Z moją cichą miłością. Dopiero po walce z Sasuke, na górze z twarzami byłych Hokage odkryłem prawdę o moich uczuciach względem niego. Jaki ja byłem ślepy i głupi. Zakochałem się w najlepszym przyjacielu, przyjacielu, który zdradził wioskę, zdradził jej mieszkańców i mnie. A mimo tego jak bardzo mnie zranił ja nadal go kocham.

~*~*~*~ Sasuke ~*~*~*~

Młotek… myślisz, że jak odpuściłeś sobie szukanie mnie to ja odmówię sobie przyjemności widzenia ciebie?! Naruto… głupi Naruto… Pięć lat… Jak się zmieniłeś? Czy w ogóle się zmieniłeś? Słyszałem, że zostałeś Hokage. Gratuluję… nie, pogratuluję ci osobiście już niedługo. Czekaj na mnie. Mam nadzieję, że nie ożeniłeś się, bo inaczej twoja zona zginie śmiercią tragiczną. Przykro mi, ale nikt nie ma prawa cię mieć oprócz mnie. Nie przyznam się do tego głośno. Kiedyś, ale nie teraz, powiem ci co do ciebie czuję, młotku. Nie mogę znieść myśli, że nie mogę cię mieć przy sobie. Teraz, w tej chwili… Czujesz to samo? A może mnie znienawidziłeś? Nie zdziwiłbym się… sam bym się znienawidził gdybym był na twoim miejscu, ale wiedz jedno…nie poddam się i cię zdobędę.

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~

Właśnie wychodziłem z domu do mojego biura, gdy nagle zastąpił mi drogę nie kto inny jak Kakashi-sensei. Nadal mówię do niego sensei… nie potrafię się tego oduczyć i nawet nie próbuję.

- Hej Kakashi – sensei! Co tam słychać? Mam nadzieję, że nie zadręczasz Iruki- sensei…- powiedziałem mrużąc oczy. Od kiedy są razem Iruka rzadko jest w dobrej… kondycji.

- Nie czas na pogaduszki Naruto. Mamy problem – powiedział lekko zdenerwowany. Dziwne, zazwyczaj wszystko oznajmia z uśmiechem pod maską. Nawet takie jak „atak na wioskę” czy „ skończył się Ramen w Ichiraku”! Drugie gorsze od pierwszego. Brr… aż przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym, że Ramen mógł się skończyć!

- Co to za problem sensei? Coś poważnego?

- Bardzo. Ruszaj się idziemy! – krzyknął i pobiegł w stronę głównej bramy Konoha.

~*~*~*~ Sasuke ~*~*~*~

Szedłem spokojnie przez las. Oczywiście sam. Hebi się rozpadło. I bardzo dobrze. To mi tylko ułatwiło sprawę. Po kilku dniach marszu w końcu zobaczyłem znaną z dzieciństwa bramę. Stanąłem przed nią i czekałem. Dwoje strażników od razu zaalarmowało resztę. Byłem gotowy na atak jednak w tej chwili zjawił się… Kakashi, a zanim podążał mój blondyn. Przybrałem obojętny wyraz twarzy i chłodnym spojrzeniem obsypałem połowę strażników łącznie z byłym sensei na czele. Jedynie na Uzumakiego popatrzyłem cieplejszym wzrokiem. Jestem zimnym dranie, a jednak na jego widok mięknę. Gdybym mógł z nim być pewnie już dawno upodobniłbym się do niego. Postanowiłem, że go uwiodę. Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale nie zrezygnuję! Nie ma mowy! Tyle lat go zwodziłem i odpychałem. Pewnie postąpi tak samo, albo od razu wrzuci mnie do Konoszańskiego więzienia dla zbiegłych Shinobi…

Spojrzałem na niego. Stał z zszokowaną miną i wpatrywał się we mnie.

- Sasuke… - szepnął. Nic nie odpowiedziałem. Zrobiłem krok i od razu poleciały w moją stronę tony kunai’ów i shuriken’ów. Wyjąłem katanę i odbiłem wszystkie odskakując do tyłu.

- Szlag! – mruknąłem do siebie. Jeśli chcę się do niego zbliżyć to muszę koniecznie pozbyć się broni. Nie chce mu przecież zrobić krzywdy!

- Co tu robisz? – zapytał odzyskując rezon jak na Hokage przystało. Wyprzystojniał. Nadal jest ode mnie niższy o 5 centymetrów. Jego rysy wyostrzyły się, włosy są dłuższe i bardziej złociste. Boże, Naruto… Jak ty mnie pociągasz!

~*~*~*~ Naruto ~*~*~*~

Nie wierzyłem w to co widzę, a raczej kogo. Sasuke, wrócił i stał przede mną przed bramą Konohy. Nadal nie odpowiadał na moje pytanie tylko przyglądał mi się. Odrzucił swoją katanę i ściągnął koszulę. Moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony tors. Patrzył mi w oczy i odwiązywał ten wielki fioletowy sznur. Stał teraz tylko w czarnych spodniach. Rozłożył ręce i zaczął się zbliżać. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Sasuke… mój Saskue, którego szukałem i kochałem od tak dawna… przyszedł tutaj i idzie w moją stronę. Gdybym nie był Hokage to już bym był w jego ramionach. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Od jego mięśni, twarzy, która stała się jeszcze przystojniejsza ( czy to możliwe? O.o- dop.aut.).

Zatrzymał się przede mną i uklęknął opuszczając ramiona. Wyciągnął ręce przed siebie i spojrzał mi w oczy.


- Oddaję się w wasze ręce. Moja zemsta się dokonała. Nie mam już żadnego celu. Pozwól mi wrócić do wioski lub skaż mnie na śmierć tak jak zrobił by to każdy na twoim miejscu – powiedział. Wszyscy patrzyli na nas z wielkim szokiem. Nikt, nawet ja, nie spodziewał się po nim czegoś takiego. Nie mogę go skazać. Nie teraz gdy wrócił i sam się oddaje dobrowolnie w ręce władzy! Nie teraz gdy wreszcie go odzyskałem…

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział VI


Wieczorem byliśmy na miejscu. Już przy bramie powitała nas moja mama. Wesoła kobieta. Miła, wrażliwa brunetka o głowę niższa ode mnie i Naruto. Odziedziczyłem po niej urodę, tak nawiasem mówiąc. Wziąłem nasze walizki i ruszyliśmy do domu. Uzumaki rozglądał się na wszystkie strony. Dawno tu ze mną nie był. Przywitałem się z ojcem uściskiem dłoni jak zawsze. Naruto także podał mu rękę. Zaniosłem walizki do mojego… Em, naszego pokoju, a Naruto w tym czasie poszedł z rodzicami do kuchni. Nic się tu nie zmieniło. Duży pokoik na poddaszu z ciemno fioletowymi ścianami. Po prawej stronie pod ścianą stało dość duże łóżko, na którym będę spał razem z Naruto ( podniecajmy się tym wszyscy*-* - dop.aut.).
Po lewej stała wielka szafa, w której potem poukładamy rzeczy. Zastanawiam się tylko gdzie się podział Itachi? Pewnie jest w pracy albo znowu bawi się z końmi… ( nie wiem dlaczego, ale to dziwnie zabrzmiało O.o – dop. aut.) Zostawiłem walizki kolo łóżka i zszedłem na dółdo kuchni. Podsłuchałem kawałek rozmowy, która mi się nie podobała…
- A więc… Nie masz już nikogo z rodziny? – zapytał ojciec. Ten to nigdy nie miał wyczucia!
- Niestety nie… - odpowiedział Naruto. Zaglądnąłem do środka. Naruto siedział do mnie bokiem pod oknem, ojciec na rogu stołu, a mama stała ze ścierką w rękach koło zlewu.
- Nie martw się Naruto, masz nas – powiedziała mama. Chyba uratowała sytuację. Naruto spojrzał na nią i uśmiechnął się ciepło.
- Racja. Znamy się nie od dziś więc wiedz, że możesz do nas dzwonić kiedy tylko chcesz – zapewnił tata. No, jak się postara to potrafi powiedzieć coś miłego.
- Hej co tam? – postanowiłem przerwać tą dziwną rozmowę i wejść w końcu do kuchni. – Gdzie jest Itachi? Nie widziałem go od kiedy przyjechaliśmy.
- Itachi jest w stajni. Dzisiaj miał zająć się przerzucaniem siana i przydałoby się wyczyścić boks Romy.
- Romy?- zainteresował się Naruto.
- Mojego konia- wyjaśniłem. – Może byśmy mu pomogli co ty na to Naruto? – zagadnąłem. Już dawno jej nie widziałem.
- Chętnie! Jeszcze nie widziałem waszej stajni ani koni.
- Więc na co czekasz? Ruszaj się! Poczekaj na mnie przed domem – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego. Albo mi się zdawało albo ojciec zachłysnął się swoją kawą… Naruto wstał od stołu i poszedł ubrać buty. Ja w tym czasie chwyciłem butelkę wody. Na pewno Itachi będzie chciał się napić.
- Sasuke? – zagadnął tata.
- Tak?
- Co to miało znaczyć? – zapytał swoim słynnym tonem „ coś się kroi” .  Nie lubię tego tonu, oj nie lubię…
- Fugaku, kochanie. O co ci chodzi? – zapytała mama.
- O co mi chodzi? O to, że Sasuke się uśmiechnął. O to mi właśnie chodzi! Od kiedy pamiętam nie uśmiechał się – gorączkował się ojciec. Znowu znalazł jakąś uwagę żeby się ze mną droczyć.
- To chyba dobrze, prawda?- powiedziała mama podchodząc do taty. Stanęła za nim i położyła mu ręce na ramionach.
- Zdecydowanie obecność Naruto tak na niego działa- wywnioskował ojciec. Zakrztusiłem się sokiem, który właśnie piłem z mojego ulubionego kubka.
- Skąd taki wniosek?- zapytałem zaniepokojony ocierając brodę.
- Bo ty, synu, nie uśmiechasz się do byle kogo – podsumował tata. Cóż, nie miałem ochoty dalej tego ciągnąć, więc grzecznie usunąłem się z kuchni i wyszedłem z domu wcześniej zahaczając o szatnię żeby ubrać adidasy.
- Wreszcie! Ile można czekać?! – gorączkował się Naruto. Zupełnie zapomniałem przez tą rozmowę z rodzicami, że młotek czeka na mnie przed domem!
- Przepraszam- mruknąłem. – Rodzice mnie na chwilkę zatrzymali.
- Powiedzmy, że cię rozgrzeszam, a teraz… prowadź na stadninę! – krzyknął uradowany. Jak dobrze, że już nie myśli o tym wszystkim co się stało…
Wyszliśmy za bramę i po paru minutach marszu doszliśmy na naszą stadninę. Tutaj zawsze było pięknie, zwłaszcza latem. Duże czerwone budynki, oświetlone przez słońce, rzucały cień na trawę i małe dróżki wokół nich. Naruto zachwycał się tym widokiem. Ja z resztą też. Tutaj naprawdę było pięknie. Kilka naszych koni zajadało trawę, inne tarzały się w niej, a źrebaki biegały i goniły się nawzajem. Weszliśmy do największego budynku. Prawie wszystkie boksy były puste oprócz jednego. Podszedłem tam. Roma od razu mnie rozpoznała i zaczęła wesoło rżeć.
- Już, już! Spokojnie! Ja też się stęskniłem! – powiedziałem wesoło i pogłaskałem moją ukochaną klacz po pysku. Jest wysoka i cała biała. Od razu mi się spodobała, więc namówiłem tatę żeby mi ją kupił. Jest moja przyjaciółką od kiedy skończyłem 12 lat.
- Sasuke! Naruto! – usłyszałem głos mojego brata. Zeskoczył z krokwi. Co on tam w ogóle robił?! – Wreszcie przyjechaliście! – wykrzyknął uradowany i przytulił nas.- Miałem was przywitać przy bramie, ale zacząłem się bawić sianem, a potem wlazłem na tą krokwię i, no cóż, usnąłem- zaśmiał się.- obudziła mnie Roma myślałem, że coś się stało, ale jak tylko cię usłyszałem…
- Dobra już się tak nie nakręcaj – powiedziałem spokojnie. – Mi też miło cię znowu widzieć Itachi.
- Jak dużo macie tu koni?- zapytał Naruto.
- A będzie jakieś 10 plus 3 źrebaki! Hasają sobie po pastwisku! A przynajmniej jak tak mówię – zapewnił Itachi. Naruto jeszcze długo rozmawiał z Itachim. Nie przysłuchiwałem się ich rozmowie. Mimo tego, że mamy stajnię jakoś nie bardzo ogarniam te wszystkie nazwy miejsc i tak dalej. Ważne, że wiem jak założyć siodło i to mi wystarczy. Otworzyłem boks i wyprowadziłem Romę na zewnątrz. Wodę zostawiłem Itachiemu. Przyda mu się. Dzisiaj jest naprawdę gorąco mimo, że to już wieczór. Klacz dołączyła do pozostałych koni, a ja wziąłem się za sprzątanie jej boksu. Rzeczywiście, czysto to tutaj nie było. Robota zajęła mi trochę czasu, ale Naruto wraz z moim bratem mi pomogli, więc uwinęliśmy się z tym wszystkim w jakieś 2 godziny. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Śmiałem się jak jeszcze nigdy w życiu. Prę razy wpadłem w siano, aż w końcu odgryzłem się i sam wpakowałem brata i Naruto w stos suchej trawy. Przy tym zatrzymałem się nad nim. Spojrzałem mu głęboko w oczy, a moje serce przyspieszyło. Patrzył na mnie tak jakby oczekiwał czegoś jeszcze. Nie mogłem mu się oprzeć. Zwalczyłem cholernie mocną chęć pocałowania go i wstałem szybko. Otrzepaliśmy się z siana i wyszliśmy z tej wielkiej stajni.  Na dworze było już ciemno. Zaprowadziliśmy wszystkie konie do ich boksów i poszliśmy do domu po drodze życząc naszym strażnikom dobrej nocy. Rzucaliśmy sobie z Naruto ukradkowe spojrzenia. Itachi nas ciągle obserwował, więc odciągnąłem go od tej zachwycającej czynności podsuwając pierwszy lepszy temat rozmowy jaki przyszedł mi na myśl.
Po powrocie zażyliśmy wszyscy zdrowej kąpieli. Oczywiście każdy w innej łazience. Każdy pokój, a jest ich 5, ma własną łazienkę. Dzięki stadninie mamy za co utrzymywać taki wielki dom.
Życzyłem rodzicom miłych snów i udałem się do pokoju. Naruto nadal był w łazience, a walizki ciągle stały pod łóżkiem. Nie miałem siły na nic, więc tylko przesunąłem bagaże pod szafę. Wyciągnąłem z jednej z nich dresowe spodnie i wskoczyłem w nie. Byłem naprawdę zmęczony dzisiejszym dniem. Nie lubię spać pod ścianą. Nawet nie wiem kiedy Naruto przyszedł. Czułem tylko jak ugina się materac łóżka.
- Dziękuję – usłyszałem cichy szept po czym poczułem delikatny pocałunek na policzku.

 Nie jestem pewny czy to było naprawdę czy już śniłem. Mam nadzieję, że nie wymyślam już sobie byle czego… chociaż naprawdę chciałbym poczuć jego usta chociażby na policzku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cii! Nie ważne, że nie znam się na koniach xD Ważne, że Sasek ma na "kogo" wyrywać Naruciaka xD

Rozdział V

To tak na początek... przepraszam, że tak długo nie dodawałam notki... małe problemy ^^  Ale spokojnie :) Za to dodam 2 rozdziały ^^ a potem mały kryzys i może jakieś dziwne one-shoty o.O Zobaczymy ^^ Dzięki za komentarze <3 (nie wiele ich ale zawsze to coś xD )

Koniec nudzenia! Zapraszam do czytania ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cały czas wydawało mi się, że ktoś kręci się po moim domu. Głupie, wiem. Przecież mieszkam sam. Koło 4 nad ranem w końcu postanowiłem zejść na dół i sprawdzić co takiego nie daje mi spokoju. Poszedłem do kuchni. Było ciemno i trochę… dziwnie. Czułem jak ktoś mnie obserwuje. Przeszły mnie ciarki. Aż się otrzepałem. Sięgnąłem po szklankę i zamarłem. Chyba dostałem palpitacji serca! ~ Czy mi się, kurwa wydawało czy za mną stał Minato?! Przecież to nie możliwe. On nie żyje! Dzisiaj ma być jego pogrzeb!~ myślałem gorączkowo.
Obróciłem się  bardzo powoli. Zawał! Mam zawał! A nie… jednak to tylko moja wyobraźnia. Uspokojony wziąłem do ręki butelkę wody i nalałem do tej nieszczęsnej szklanki, przez którą o mało nie zszedłem z tego świata. Zakręciłem butelkę i poczułem na ramieniu uścisk. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości kiedy usłyszałem cichy szept przy uchu:
- Sasuke nie ignoruj mnie… Musimy porozmawiać…
Miałem wrażenie, że wyszedłem z siebie i stanąłem obok. Fala gorąca zalała moje ciało. Serce już dawno przestało normalnie pracować. Teraz galopowało nie bacząc na to, że ten rytm może doprowadzić do mojego niechybnego zgonu.
Jak oparzony obróciłem się patrząc prosto w oczy zmarłego Minato. ~Ja mam zwidy czy jak?!~
- M-minato…- sama… Ty… ty przecież nie żyjesz! – krzyknąłem i prawie wleciałem na zlew z przerażenia. Mówcie co chcecie, ale duchów boję się bardziej niż czegokolwiek na świecie!
- To prawda, ale muszę z tobą porozmawiać. Chodzi o mojego syna. Musisz mu teraz pomóc. Wiem, że tylko ty jesteś w stanie się nim zaopiekować. Dlatego proszę, miej na niego oko… - powiedział przyjaźnie uśmiechając się do mnie. Może byłbym w stanie odwzajemnić uśmiech gdybym nie był przerażony! Patrzyłem się na niego nie wiedząc co powiedzieć. Zmarły ojciec faceta, którego kocham, stoi przede mną i prosi mnie żebym się nim zaopiekował?! To są jakieś kpiny czy jak?!
- Panie… Minato… ja…
- Mów mi tato Sasuke – powiedział i znowu się uśmiechnął.- Wiem co czujesz do mojego syna. Nie mam nic przeciwko temu żebyście byli razem. Nawet chętnie bym wam pomógł tylko nie bardzo mam jak – oznajmił i zaczął się śmiać. Albo to wina niewyspania albo potrzebuję niezłego psychiatry...
- Ja… nie wiem… co mam powiedzieć. Oczywiście… pomogę Naruto… ale…- Zaraz! Czy on powiedział, że nie ma nic przeciwko mojemu niedoszłemu związkowi z Naruto?!
- Nie ma żadnego „ale”! Zaopiekujesz się nim, a ja się już postaram pomóc mojemu pierworodnemu zrozumieć co nieco… - powiedział, a na jego twarz wpłynął chytry uśmieszek.- A teraz wybacz, ale nie mam czasu na pogaduszki. Lepiej idź spać, bo jutro czeka was ciężki dzień! – krzyknął i rozpłynął się w powietrzu.
Nagle zerwałem się z łóżka. To był sen. Na całe szczęście. Spojrzałem na zegarek. Czwarta. Czyżby przypadek? Wstałem i zszedłem na dół tak jak we śnie. Tym razem zapaliłem światło. Tak zapobiegawczo. Napiłem się wody prosto z butelki. Westchnąłem i wróciłem do łóżka stwierdzając jeden fakt. Jestem śpiący. Położyłem się i okryłem wygrzana kołdrą. Już zasypiałem gdy usłyszałem głos gdzieś z pod drzwi:
- Zaopiekuj się nim…
Zerwałem się i spojrzałem w kierunku, z którego usłyszałem ten szept. Nikogo nie zobaczyłem. Z duszą na ramieniu położyłem się z powrotem. Zasnąłem od razu. Nie ma to jak nocne przeżycia…
Wstałem koło ósmej rano. Zaspany powlokłem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wskoczyłem w moje ulubione dresy. Pogrzeb będzie po południu. Po kilku minutach rozmyślania doszedłem do wniosku, że nie pójdę teraz do Młotka. Pewnie chce pobyć trochę sam. Przyzwyczaić się do nowej sytuacji… oswoić się z myślą, że… już ich nie zobaczy…
Zjadłem jakieś marne śniadanie i wypiłem moja ulubiona kawę. Rozsiadłem się na kanapie w salonie i włączyłem telewizor. W porannych wiadomościach nie było nic wartego mojej uwagi więc przełączyłem kanał. Znowu jakieś głupawe seriale albo programy rozrywkowe. Nuuudy…
O 10 ruszyłem się w końcu, wyłączyłem telewizor i poszedłem na górę się przebrać. Ubrałem mój najlepszy garnitur i wyszedłem z domu. Jeździłem trochę po mieście. Tak, nie mam co robić z wolnym czasem i pełnym bakiem paliwa. Po godzinie bezsensownej jazdy skierowałem się pod dom Uzumakiego. Właśnie wychodził z domu kiedy parkowałem.
- Hej Naruto! – zawołałem.
- Sasuke? Co tu robisz? – zapytał zdziwiony. Wysiadłem i podszedłem do niego.
- Pomyślałem, że po ciebie pojadę. Wiesz… za niedługo zaczyna się… to wszystko…- zacząłem.- Dzięki Sasu…- powiedział i uśmiechnął się. Nie do końca go rozumiem. Nie powinien czasami płakać czy coś? W końcu stracił rodziców. Nie to żebym chciał żeby chodził smutny! Nie, po prostu to trochę dziwne, bo jeszcze wczoraj nie mógł nic zrobić sam, a dzisiaj…
- Jak się czujesz? – zapytałem.
- Dobrze. Wiesz… może to głupio zabrzmi, ale… nie to głupie…
- No powiedz- nalegałem. Nie lubię kiedy ktoś zaczyna zdanie, a potem go nie kończy.
- Ale nie będziesz się śmiał?
- Nie będę – odpowiedziałem twardo zaczynało mnie to trochę wkurzać. Nie lubię takich głupawych zagrywek w stylu „ale nie będziesz się śmiał?”. Strasznie mnie to irytuje.
- Obiecujesz?
- Naruto… mów co chcesz mi powiedzieć, bo stracę cierpliwość…- powiedziałem. Nie powinienem tego robić. Spojrzałem na niego ze skruchą i spokojnym głosem powiedziałem- obiecuję...
Uśmiechnął się i spuścił głowę. Unikał mojego wzroku.
- Wiesz… wczoraj… kilka godzin po twoim telefonie… Czułem jakby ktoś chodził po moim pokoju… - przypadek? – Trochę się przestraszyłem, ale jak tylko spojrzałem na biurko…  tam stał mój tata…- powiedział i całkiem spuścił głowę wpatrując się w swoje buty.- Tylko nie myśl, że jestem jakiś psychiczny! Naprawdę go widziałem! – zaczął krzyczeć. Znowu nie zwraca uwagi na to gdzie jest i czy czasami nikt go nie usłyszy. Co za młotek…
- Wierzę ci – powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko.
- Nie prawda! Wcale nie je-…! – zaciął się i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – Wierzysz mi? Naprawdę?
- Tak… widzisz… Może to głupie, ale mnie też odwiedził –stwierdziłem i uśmiechnąłem się szeroko. Jak nie ja normalnie. Od kiedy tak suszę te moje kły? Naruto patrzył na mnie z otwartą buzią. Zignorowałem to i złapałem go za ramię prowadząc do samochodu. Nie jestem do końca pewny czy zdziwiły go moje słowa czy może raczej to, ze się uśmiechnąłem… publicznie.
Ceremonia pogrzebu nie trwała długo. Ksiądz poświęcił trumny, a ludzie z zakładu opuścili je na sznurach do wielkiego dołu na cmentarzu. Naruto nie uronił ani jednej łzy. Pewnie potajemnie wziął jakieś środki uspakajające albo naprawdę pomogła mu wizyta Minato.
Wszyscy składali mu kondolencje. Hinata nawet pokusiła się, aby przytulić mojego Młotka! Nie mogłem znieść tej całej atmosfery i widoku Hinaty przytulającej Naruto, więc szepnąłem mu na ucho, że będę czekał przed bramą i poszedłem. Stałem przy samochodzie. Po jakiś 30 minutach zauważyłem Naruto opuszczającego bramy cmentarza. Wsiadł bez żadnego słowa i pojechaliśmy do niego. Zabraliśmy walizki i podjechaliśmy jeszcze do mnie. Dobrze, że spakowałem się już wczoraj. Nie musiałem tego robić dzisiaj rano. I tak niebyłym w stanie. Chwilkę zabawiliśmy w moim mieszkaniu, bo uparłem się żebyśmy się przebrali. Nie wytrzymałbym kolejnych kilku godzin w garniturze. Wolę lżejsze ciuchy. Naruto ubrał czarną koszulkę i czarne spodnie sięgające kolan. Dzisiaj było naprawdę ciepło. Żar lał się z nieba konewkami ( o ile to możliwe). Ja ubrałem się podobnie. Dopiero koło 15 wyjechaliśmy. Zapowiada się ciekawy miesiąc.  W końcu zbliżę się do Naruto. Jestem tego pewny! Tym razem nie odpuszczę. Mam już pozwolenie jego ojca (pozagrobowe ^^- dop.aut.), więc nic nie stoi mi na przeszkodzie. No… oprócz uczuć Naruto… Mam nadzieję, że Itachi mi w tym pomoże. Błagam tylko o jedno - niech nie przesadza w tej pomocy…