środa, 22 października 2014

Wakacyjna przygoda: dzień trzeci

Czy teraz będzie dobrze? Sami oceńcie ;) Przepraszam, że tak długo się z tym biłam.. testy, sprawdziany, kartkówki.. doprowadza mnie to do szału! ;-; Jeszcze dyrektor się na mnie uwziął -.- skąd na świecie biorą się takie tępe pały? ;-; Wybaczcie już nie smęcę xD To..miłego czytania ;)
~zapraszaaaam~ 

Już wczoraj doszedłem do wniosku, że będę musiał ścierpieć jakoś obecność Naruto w moim wakacyjnym życiu – jak nie dłużej, - ale żeby drugi dzień pod rząd ten młot miał czelność mnie budzić, to było za dużo! Obróciłem się na drugi bok przykrywając kocem pod sam czubek głowy. Przycisnąłem nawet poduszkę do głowy, żeby zagłuszyć ten jego cholerny śmiech. Żaden z moich zabiegów nie pomógł…ŻADEN. Wkurzony jak sto diabłów siadłem na łóżku. Jeszcze zaspany, rozczochrany i w samych bokserkach wyszedłem z pokoju. Skierowałem się w stronę łazienki. Ziewając spojrzałem na drzwi pokoju brata. Były…właściwie to ich nie było…
- Coś ty, kurwa, Itachi zrobił?
- O co ci chodzi ,braciszku? – zapytał zdziwiony jakby nie wiedział o co chodzi. Jak mnie ta jego głupota czasem drażni…
- O drzwi, pacanie, a raczej o ich brak – wskazałem na gołe futryny. Przeniosłem wzrok na Uzumakiego. Powtórka ze wczoraj? Maślane oczka wpatrzone w moją klatę, usta lekko rozchylone i zadowolony wgapia się we mnie jakby faceta na oczy nie widział. Co za młot.
- A! Widzisz, ściągnęliśmy je z Naruto, żeby więcej nie musiał w nie wpadać, gdy się gonimy po domu – powiedział z uśmiechem na gębie. Boże, gonić po domu?! Co to dzieci jakieś czy co?! Spojrzałem na Itachiego z pożałowaniem i drapiąc się po głowie poszedłem dalej. Dopiero w łazience dotarło do mnie, że te wakacje będą dla mnie czymś w rodzaju „zobacz co cię dziś czeka!”. Codziennie coś nowego. Chyba nie powinienem tak mówić…to dopiero 3 dzień wakacji…może się to jeszcze zemścić i stanie się rzeczywistością. Tego bym nie przeżył. Będąc w łazience i robiąc to co zawsze robię, przemyślałem akcję sprzed kilku minut. Nie powinienem się dziwić, że Itachi nagle nie ma drzwi. Skoro jego mózg wyparował w ciągu chwili, to czemu drzwi by nie mogły?
W końcu moje marzenia się spełniły i mogłem wrócić do swojego kochanego pokoiku! Poszedłem, więc do pokoju, przebrałem się i znów wlazłem na kompa. Co ja się będę spieszył z życiem? Pomarnuje je sobie spędzając czas w Internecie! Ci dwaj darli mordy, ojca nie było, mama oporządzała ogród…żyć nie umierać.
W końcu znudziło mi się wieczne siedzenie przed kompem. Kiedyś przez to będę łaził o białej lasce wymachując nią na wszystkie strony tylko po to żeby nie wpaść na słup. Zszedłem na dół i jak zwykle przywitałem się z moją ukochaną. Wszamałem coś na szybko i wyszedłem do ogrodu. Czas coś porobić leniu!
- Hej mamo! Pomóc Ci w czymś?
- Och! Sasuke! Co się stało, że nie grzebiesz o tej porze w lodówce? – zaśmiała się. – Chętnie przyjmę Twoją pomoc. Powiedz Itachiemu, żeby skosił wreszcie tą trawę!
- Ok! – zawołałem i wróciłem się do domu. Wychodziłem akurat po schodach, gdy wpadłem na obu ciołków przepychających się między sobą.
- Na schodach to trochę niebezpieczne – mruknąłem spoglądając na brata.
- Spoko wodza Sasu! Nic się nie stanie! Znowu wracasz marnować żywot w Internetach? – uśmiechnął się.
- Nie, mama kazała mi przekazać, żebyś wreszcie skosił trawnik – wymamrotałem i zawróciłem.
- Teraz? Przecież mam gościa!
- Nie jęcz tylko zrób co do Ciebie należy! Ja się nim zajmę – zerknąłem na nich przez ramię. Spojrzeli na siebie, wzruszyli ramionami i oboje się uśmiechnęli. Odbicia lustrzane czy co?
- No dobrze! Tylko się zachowuj Sasu, nie odstrasz mi kolegi! – zakrzyknął wybiegając z domu. Skąd on bierze tyle energii?
- No, dobra. To chodźmy do mnie – mruknąłem do blondyna. Spojrzał na mnie niepewnie, ale grzecznie poszedł moim śladem. Usiadłem na łóżku poklepując miejsce obok siebie.
- Nie krępuj się siadaj. Przecież nie gryzę – uniosłem kąciki ust imitując tym samym uśmiech. Chyba to wystarczyło żeby młotek się ruszył. Usiadł obok w pewnej odległości nie patrząc na mnie. Wgapiał się w podłogę milcząc jakby znalazł tam coś wartego uwagi. Zrobiło się trochę niezręcznie cicho, więc postanowiłem zagadać.
- Jak ci się podoba nowy dom? – zagadnąłem. Trochę zbyt proste pytanie, ale na początek  rozmowy wydawało mi się najlepszym wyjściem.
- Cóż…muszę przyznać, że ciężko mi się przyzwyczaić do nowego domu, ale mam nadzieję, że to minie – odpowiedział z uśmiechem.
- Z całą pewnością. Zawsze tak jest – odpowiedziałem lekko się uśmiechając. Od razu się odprężył. Rozluźnił mięśnie i zaczął nawijać makaron na uszy. W sumie całkiem dobrze mi się z nim rozmawiało, co mnie zaskoczyło. Zwykle nie gadam z nikim dłużej niż pięć minut. Może nie jest, aż tak postrzelony jak na początku mi się wydawało? Zobaczymy, to dopiero trzeci dzień naszej znajomości.
Tak się zagadaliśmy, a właściwie Naruto się zagadał, bo ja w większości tylko słuchałem jego opowieści, że nie zauważyłem kiedy minęły te trzy godziny. Itachi wrócił cały upocony i oblepiony trawą. Jak zwykle z bananem na twarzy uświadomił nas, że idzie wziąć prysznic. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę, że nie była mi ta informacja do szczęścia potrzebna, ale było za późno by mu to wypomnieć.
Naruto całe popołudnie przesiedział u nas. Zjadł z nami obiad a pod wieczór wrócił do domu niemal siłą zaciągnięty przez Kushinę. Nawet mnie rozśmieszyła ta sytuacja.
- Nie można tak nadszarpywać gościnności sąsiadów Naruto! - pouczyła go.
- Ale ja nic nie nadszarpuje!
- Nadszarpujesz. Koniec dyskusji! Do domu! – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Przepraszam za kłopot Mikoto…
- Ależ nie ma problemu! Naruto to taki miły chłopiec – mama machnęła ręką z uśmiechem na potwierdzenie swoich słów.
- Pójdziemy już. Dowidzenia!
- Dowidzenia! – powtórzył blondyn, uśmiechając się w naszą stronę i wyszli.

Podsumowując, to był spokojny i całkiem miły dzień. Nie licząc niespodzianki z drzwiami brata oczywiście. Całkiem miło rozmawia się ze spokojnym, opanowanym Uzumakim. Miła odmiana od wiecznego śmiechu i hałasu jaki robi wraz z Itachim. Mam nadzieję, że jutro będzie równie miło jak dziś. Może w końcu pójdę na basen?