wtorek, 12 listopada 2013

ah ten Itaś...

Przepraszam, że tak nic ostatnio nie dodaję... brakuje mi czasu ;____; staram się pisać następny rozdział... Jeśli dobrze pójdzie to niedługo go dokończę... A to...znalazłam w starym zeszycie^^ Wybaczcie mi ewentualne błędy ;_____;
Zapraszam...
~kuuuniec nudzieniaa~


- Uchiha! Szef cię prosi do siebie!
No pięknie – pomyślałem wstając z krzesła.
- Hai! – odpowiedziałem i wziąłem ze sobą teczkę z dokumentami. Ciekawe co tym razem ubzdurał sobie pan Namikaze Uzumaki Naruto – mój szef. Pracuję w firmie Namikaze już dobre 3 lata. Praca naprawdę przyjemna. Oprócz siedzenia przed biurkiem i wypisywania papierków nie robię nic. Prawie nic. Od kiedy firmę przejął ten młot Naruto co chwilę ląduję w jego gabinecie. Przypadek? Nie sądzę.
Szedłem do jego biura jak najszybciej. Im szybciej tam będę tym szybciej stamtąd wyjdę. W końcu stanąłem pod jego drzwiami. Wziąłem głęboki oddech, poprawiłem marynarkę i zapukałem. Po cichym „proszę” nacisnąłem klamkę i wszedłem do ogromnego biura tego dupka. Siedział za tym swoim wypasionym biurkiem i wpatrywał się na widok za ogromnym oknem. Konoha spowita mrokiem, oświetlona przez wielkie lampy uliczne. Piękny widok… nawet ja się wzruszyłem.
- Wzywałeś mnie – mruknąłem i stanąłem przy krześle.
- Sasuke, proszę usiądź – powiedział z uśmiechem na twarzy. I znowu to samo. To uczucie. Takie dziwne. Na sam widok jego uśmiechu czuję się szczęśliwy. Jak to możliwe? Przecież ja nawet go nie lubię!
Usiadłem naprzeciw niego i spojrzałem mu w oczy. Cały czas się uśmiechał. Irytujące.
- Więc, czego chcesz tym razem? – burknąłem w jego stronę.
- Mam dla ciebie niezwykła propozycję! – wykrzyknął. Aż się zatrzęsłem. Głośny jak zawsze.
- Co to za propozycja?
- Pojedziesz ze mną na delegację do Europy!
- Dlaczego ja? – burknąłem. Nie widzę się w roli przydupasa Naruto.
- Bo ty tu najwięcej robisz… - mruknął i odwrócił ode mnie wzrok. Dziwne. Ja tu właśnie nic nie robię… Burknąłem tylko i odwróciłem głowę w drugą stronę. Ukradkiem na niego spojrzałem. Wydawał się gryźć z czym w sobie. Zagryzł wargi i spojrzał na mnie nieśmiało. Gorąca fala prądu przebiegła przez cale moje ciało. Zwariowałem.
- Proszę, Sasuke, zgódź się no! – błagał patrząc na mnie tymi swoimi, wielkimi, niebieskimi, cudownymi…wróć! Żadnymi cudownymi! Uchiha rąbnij się o sosnę! Po prostu wlepiał we mnie swoje gały. Uff… od razu lepiej to brzmi.
- A co z tego będę miał? – zagadnąłem spoglądając na biurko tego Młota. Wszędzie papiery. Nawet poukładać, głąb tego nie potrafi…
- Podwyższę twoje wynagrodzenie – powiedział zdecydowanym głosem. I to rozumiem! Chociaż raz mówi do rzeczy. Tylko dlaczego mam wrażenie, że kryje się za tym wyjazdem coś więcej?
- Hm… zastanowię się – rzuciłem i wstałem, zostawiając swoją teczkę na blacie. Widziałem tylko zdziwione spojrzenie tego młota i z cwanym uśmieszkiem na ustach ruszyłem do drzwi.
- Czekaj! – krzyknął podrywając się z krzesła. Zadowolony z faktu, że tak bardzo mu zależy na tym, żebym z nim jechał, obróciłem się na pięcie i spojrzałem na niego z góry. Uwielbiam górować nad tym półgłówkiem.
- Słucham, panie Uzumaki – mruknąłem ironicznie.
- Namikaze Uzumaki – poprawił mnie. – Zależy mi żebyś to ty ze mną jechał.
- To już wiem. Mów dalej.
- Eh…- westchnął i podszedł do mnie wymijając po drodze biurko. – Sasuke… mam nadzieję, że mi pomożesz na tej delegacji. Naprawdę potrzebuję twojego doświadczenia.
Czy ja się mylę, mam jakieś omamy słuchowe czy ten młotek właśnie próbuje być dla mnie miły?! Aż mnie zatkało z wrażenia. Stanął przede mną na odległość wyciągniętego ramienia i wlepiał we mnie błagalny wzrok. I jak tu się nie zgodzić będąc pod takim ostrzałem jego błękitnych oczu?
- Dobrze… pojadę z tobą – mruknąłem ze zrezygnowaniem. Spojrzałem na jego rozpromienioną twarz i sam, wbrew swojej woli, delikatnie się uśmiechnąłem. Gdy tylko na mnie spojrzał, zarumienił się. Co to ma znaczyć? Nie widział uśmiechającego się człowieka czy co?
Odchrząknąłem i nacisnąłem klamkę.
- Na biurku masz papiery, o które prosiłeś – rzuciłem przez ramię i wyszedłem.

~*~*~*~

Leżałem w łóżku i patrzyłem w sufit. Po tym jak wyszedłem z jego biura, posiedziałem chwilę przy papierkach, wziąłem swoje rzeczy i w wróciłem do domu. Ciągle przed oczami mam jego zarumienioną twarz. Wyglądał tak…uroczo? O Kami-sama… o czym ja w ogóle myślę?! Klepnąłem się w policzek i wstałem. Podszedłem do okna i spojrzałem na rozgwieżdżone niebo. Pięknie… uwielbiam gapić się na niebo w bezchmurną noc. Usiadłem na parapecie i spoglądając w niebo zastanawiałem się czego dotyczy ta cała delegacja. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że nawet nie wiem kiedy ona jest?!
Trudno. Zapytam się rano – pomyślałem.

Następnego dnia w biurze było niezłe zamieszanie. Od kiedy Naruto ogłosił, że wyjeżdża na tą całą delegację, wszyscy zaczęli szeptać i podniecać się na samą myśl o tym, że szef może go zabrać ze sobą. Niestety, szefunio zgasił ich zapał w zarodku wywołując mnie do siebie! Ha, ha! I dobrze im tak! Nikt nie ma prawa jechać z Młotem! Zaraz… co ja powiedziałem?! Chyba mi słonko mózg przegrzało…

~*~*~*~

- Mam nadzieję, że w końcu się dogadamy, Sasuke – zagadnął odprowadzając mnie do domu. Tak…do domu – Nie chcę się już z tobą kłócić. Pracujemy razem i powinniśmy się dogadywać – powiedział z uśmiechem. Aż mnie zatkało. Że niby ten Młot powiedział coś tak mądrego?! Świat się wali ludzie, świat się wali.
- Też tak myślę, Młocie – mruknąłem i delikatnie się uśmiechnąłem. Miałem tylko nadzieję, że tego nie widział.
- No! To ja się żegnam!
- Już idziesz? – zdziwiłem się. Tak szybko chce mnie zostawić samego? Nie żebym się skarżył czy coś!
- Tutaj mieszkasz prawda? – zaśmiał się i podparł boki. Odwróciłem się i… rzeczywiście. Duży, biały z czarnym dachem, wielką, w japońskim stylu werandą dom – mój dom.
- Rzeczywiście – mruknąłem. – Może wejdziesz…? Na kawę…?
Kami-sama… Co ja mówię?!
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili jego twarz znowu rozświetlił ten piękny uśmiech… Chyba zacznę się przyznawać do tego, że ten głąb cholernie mi się podoba.
- Chętnie! To ruszajmy! – krzyknął i popchnął mnie w stronę domu.
- Spokojnie Młocie! – burknąłem i dałem mu się prowadzić. Otworzyłem drzwi weszliśmy do środka. Zapaliłem światło i ściągnąłem buty. Rozebrałem się i od razu skierowałem się do kuchni. Wziąłem dwie szklanki z szafki wiszącej nad zlewem i postawiłem wodę w czajniku.
- Ładne masz mieszkanko – mruknął koło mojego ucha. Poczułem ręce oplatające mnie w pasie. Nie wiem dlaczego, ale nie reagowałem na to. Przyjemne ciepło przywarło do moich pleców. Było mi tak miło.
- Co robisz? – mruknąłem nasypując kawy do kubków.
- Zostaw to – szepnął mi do ucha i odstawił kawę razem z kubkami jak najdalej od nas. Po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz. Co się ze mną stało w tym momencie? Nie wiem… miałem tylko nadzieję, że to się nie skończy. Obróciłem się w jego ramionach, a moje usta zostały zaatakowane przez Naruto. Wiedziony instynktem przymknąłem oczy i wplątałem palce w jego włosy. Poczułem, że tracę grunt pod nogami. Zaczęło mi się to nie podobać. Jeśli pójdzie tak dalej przypadnie mi bolesna rola… Na to pozwolić nie mogę! Jestem Uchiha! To ja tu robie za drania nie?!
Zanim się obejrzałem, Naruto już mnie kładł na moim własnym łóżku. Jakim cudem wiedział gdzie jest sypialnia?
„Ładne masz mieszkanko” – zabrzmiało mi w głowie. To wtedy musiał się rozglądać! Chytry lisek…He, He.
- Mh…Naruto… - mruknąłem i oderwałem się od niego.
- Co się stało? – zapytał dobierając się do mojej szyi. Sapnąłem cicho i jednym ruchem obróciłem nas tak, że to ja byłem na górze. Ha! Uchiha górą!
- Teraz moja kolej – wymruczałem mu do ucha i wpiłem się w jego usta. Chwilę później ściągałem z niego koszulkę, w następnej sam byłem rozbierany. Wszystko działo się tak szybko. Rozpaleni w szaleństwie całowaliśmy się i poznawaliśmy nasze ciała. Było tak przyjemnie. Nie widziałem niczego poza blondynem. W końcu zbliżałem się do strategicznego punktu, gdy nagle…
- Hej bra…!
…wpadł Itachi. Nie ma to jak niezapowiedziana wizyta brata! Zaskoczony stanął w pół kroku. Ja z Naruto patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem. Akurat w takiej chwili!
- To… ja was może…zostawię samych… - wydukał i powoli zamknął drzwi za sobą. Usłyszałem tylko huk, jakby ktoś zlatywał ze schodów. Łamaga.
Spojrzałem na Uzumakiego z rumieńcami na twarzy. W tym samym czasie on spojrzał na mnie. Nie odzywaliśmy się do siebie przez krótką chwilę, która ja przerwałem.
-Przepraszam – szepnąłem i usiadłem na skraju łóżka.
- Nic się nie stało – mruknął, objął mnie i pocałował w szyję. Znowu ten dreszcz. – Lepiej już pójdę – szepnął i zaczął się ubierać.
Westchnąłem i obserwowałem jego ruchy. Gdy już wychodził odwrócił się i z uśmiechem powiedział:
- Do zobaczenia jutro na lotnisku panie Uchiha!
Uśmiechnąłem się tylko i nabuzowany wstałem z łóżka. Usłyszałem jak Naruto żegna się z moim bratem i zamyka drzwi. W tedy wybuchnąłem…

- ITACHI!