sobota, 20 lipca 2013

Rozdział X

Okey^^ Mamy następny rozdział! Na początek chcę bardzo podziękować eQ za komentarze^^ Dziękuję! I przepraszam za błędy, które jak zwykle mogły się wkarść do tekstu... Zapraszam ^^
~koniec nudzenia~


Strasznie bolała mnie głowa. Słyszałem jakieś ciche pikanie. Niestety nasilało się coraz bardziej. Im bardziej się wybudzałem tym głośniej pikała maszyna obok. Skronie boleśnie mi pulsowały.
„Co ja narobiłem? Balowałem czy co? I co za cholerstwo tak hałasuje?!”
Otworzyłem powoli oczy. Obraz był niewyraźny i zamazany. Jakby ktoś specjalnie założył mi na oczy jakąś mgiełkę czy coś w tym stylu. Z każdym mrugnięciem widziałem coraz lepiej. Biały sufit. Tylko tyle zobaczyłem. Wpatrywałem się w niego dobrą chwilę zanim zaskoczyłem, że przydałoby się zorientować, gdzie ja do cholery jestem. Spojrzałem w prawo i zauważyłem okno. Słońce świeciło i pewnie gdyby nie to pikające coś usłyszałbym ptaki. No właśnie. Pikające, doprowadzające mnie do szału ustrojstwo stało po lewej. Maszyna pikała równo z moim tętnem. Czyżbym był w szpitalu?
Moje zapoznawanie się z terenem przerwał ktoś wchodzący do sali. Skoro jestem w szpitalu, to muszę być w sali. Tylko dlaczego jestem podłączony do tej maszyny?
- O proszę, proszę. Ktoś nam się tu wyspał. Dzień dobry panie Uchiha! Wszyscy się o pana martwili – powiedział wesoło jakiś gość w białym fartuchu. Lekarz. Nie lubię lekarzy. Są dziwni. Mili i dziwni.
Spojrzałem na niego leniwie i mruknąłem ciche dzień dobry. Gardło miałem wysuszone na wiór. Ledwo się odezwałem. Próbowałem się podnieść ale nie mogłem. Zabrakło mi sił.
- Spokojnie. Niech się pan nie rusza. Długo na pana czekaliśmy. Zaraz po badaniu zadzwonię do pana rodziców i przyjaciela. Pan Uzumaki będzie szczęśliwy. Całymi dniami u pana przesiadywał. Nie mogliśmy go od pana odciągnąć. Ciągle powtarzał, że to jego wina i musi być przy panu jak się pan obudzi – powiedział podchodząc do mojego łóżka. Słuchałem go niemal z uwielbieniem, a zarazem przerażeniem. Naruto tu był, siedział i czekał na mnie. To były najlepsze słowa jakie mogłem usłyszeć. Tylko dlaczego obwinia się o to, że tu jestem?
- Panie doktorze…- mruknąłem.- Jak długo tu leżę?
- Dwa tygodnie – odpowiedział nie podnosząc wzroku znad swoich notatek. Dwa tygodnie. Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Tak długo tutaj byłem. Co z Naruto? Ciekawe czy u niego wszystko porządku.
W pewnym momencie lekarz wyjął coś ostrego i dźgnął duży palec u lewej nogi.
- Czuje pan?
- Tak.
- A to? – powtórzył czynność na prawej.
- Tak – odpowiedziałem. – Mogę dostać wody? Mam strasznie suche gardło- poprosiłem.
- Oczywiście za chwilkę pielęgniarka przyniesie – powiedział uprzejmie i skierował się do drzwi.
- A jeszcze jedno… może pan mnie odłączyć od tego? – wskazałem na maszynę. – Strasznie mnie denerwuje i głowa mnie boli – powiedziałem. Lekarz popatrzył na mnie z rozbawieniem, ale wyłączył maszynę z czego byłem niezwykle zadowolony. Kilka minut później dostałem swoją upragnioną wodę. Od razu lepiej. Położyłem się z powrotem i wgapiałem się w sufit. Naruto… znienawidził mnie? Nie, nie sądzę., Skoro tutaj był... Mam nadzieję, że chociaż mi wybaczy.
Przez ten monotonny biały kolor sufitu usnąłem. Obudziło mnie ciepło. Bardzo przyjemne ciepło. Rozchodziło się po moim ciele powoli i spokojnie. Swój początek miało na mojej lewej dłoni. Otworzyłem oczy i zobaczyłem złote włosy. To Naruto. Moje serce przyspieszyło. Jego głowa leżała na mojej klatce, a ręce trzymały moją dłoń. Byłem szczęśliwy i przerażony. Co zrobi kiedy dam jakiś znak przytomności? Uderzy mnie w twarz? Nawrzeszczy na mnie? Nie wiedziałem i tego się bałem. Zacisnąłem mocniej palce i zniecierpliwiony czekałem na jego reakcję. Od razu podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
- Sasu…- wyszeptał. W jego oczach pojawiły się łzy, a on sam rzucił mi się na szyję.
- Naruto – wyszeptałem do jego ucha i objąłem go najmocniej jak mogłem. Czułem na ramieniu jego łzy. Szloch wstrząsnął jego ciałem. Skoro on tu jest. To rodzice z Itachim pewnie też. Nie miałem głowy do rozglądania się po sali. Wtulił głowę w zagłębienie mojej szyi. Nic nie mówiłem. Pozwoliłem mu się wypłakać, a on pozwolił mi się przytulić. Po kilku minutach uspokoił się i nieznacznie odsunął. Starłem pozostałości łez z jego policzków i objąwszy jego twarz dłońmi pocałowałem w czoło tak ja zawsze to robiłem. Odsunąłem się i spojrzałem na jego zarumienioną twarz.

- Przepraszam Naru… wybacz mi to co zrobiłem… - wyszeptałem spuszczając wzrok. Dotknął dłonią mojego policzka i potarł go delikatnie kciukiem. Nie wiem czy zrozumiał za co przepraszałem, ale to co się stało później przekroczyło moje wszelkie marzenia. No, może nie do końca…

wtorek, 16 lipca 2013

"Czekaj na mnie..."






 Klęczę. Po prostu klęczę i nie mogę wydobyć z siebie głosu. Nie mam na nic siły… Bolą mnie oczy od łez, gardło od krzyku. Jestem zmęczony, ale nie mogę zasnąć. Nie mogę o Tobie zapomnieć Naruto.

Pamiętam Twój uśmiech, Twój śmiech. Pamiętam Ciebie całego. Jak się złościsz, cieszysz. Jak przeżywasz wszystko co się wokół Ciebie dzieje. Pamiętam... nie mogę zapomnieć, nie chce tego. Wstaję. Podchodzę do stołu. Tam leżą wszystkie nasze zdjęcia. Oglądam je. Widzę Twoją uśmiechniętą twarz, a moje oczy znowu nabierają łez. Znowu płaczę. Łzy suną z moich oczu, przez nos by zakończyć swoją wędrówkę na Twoim zdjęciu, które teraz trzymam w ręce.
-Jak?- pytam sam siebie. Wiem, że nikt mi nie odpowie, ale czuję, że muszę się zapytać chociażby otaczającego mnie powietrza, jak to się stało? Dlaczego mnie przy Tobie nie było? Dlaczego z Tobą wtedy nie pojechałem? Dlaczego, dlaczego to Ty zginąłeś a nie on…? –DLACZEGO!!!- krzyczę znów na całe gardło. Nie będę mógł nic powiedzieć. Nie czuję gardła. Zasypiam pod stołem w salonie przyciskając Twoją fotografię do serca. Tylko to mi po Tobie pozostało.

Znowu mi się to śni. Siedzę spokojnie przed telewizorem. Oglądam wiadomości. Gdybym wtedy z Tobą pojechał Naruto… Być może, być może zginęlibyśmy razem. Widzę zdjęcia z reportażu i nie mogę w to uwierzyć. Jak? Dlaczego?  Moje serce stanęło w miejscu, gdy reporterka powiedziała, że nikt nie przeżył.

Nikt… To słowo odbijało się echem w moich uszach. Zerwałem się z kanapy. Zarzuciłem na siebie kurtkę i wybiegłem z domu… naszego domu. Domu, który miał być teraz pusty, bo Ty już nigdy nie przerwiesz swoim śmiechem tej ciszy, która w nim znowu zapanowała.

Biegłem w stronę szpitala. Miałem nadzieję, że reporterka się pomyliła, że żyjesz! Nie mogłem się z tym pogodzić. Nadal nie potrafię. Wbiegłem do szpitala. Przyjechała karetka. W niej byłeś Ty. Ratownicy próbowali cię ratować. W pewnej chwili przestali mówiąc, że nie ma to sensu. Wtedy doszło do mnie, że Ty… nie żyjesz. Tak po prostu. Poczułem jak moje serce rozrywa na strzępu jakaś niewidzialna siła. Rzuciłem Ci się na szyję. Lekarze nie mogli mnie od Ciebie oderwać. Krzyczałem do Ciebie żebyś otworzył oczy! Spojrzał na mnie! Nie posłuchałeś… już nie żyłeś. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić…

I obudziłem się. Nadal leżę pod stołem i zaciskam w dłoni Twoje zdjęcie. Wiem już kto Cię zabił. Wiem też, że to przez niego wydarzył się ten wypadek. To on go spowodował. Za szybko jechał. Kiba… Tak ma imię Twój zabójca Naruto. To on mi Ciebie odebrał! On jest winny temu co się wydarzyło! A jednak… to Ciebie przy mnie nie ma, a on się cieszy z życia. To nie jest sprawiedliwe. To jest cholernie nie sprawiedliwe.

Wczoraj ostatecznie się pożegnaliśmy. Ja nie potrafię pozbyć się tego uczucia. Wciąż myślę, że za chwile wbiegniesz do pokoju, wykrzykniesz moje imię, pocałujesz mnie na przywitanie i powiesz, że wszystko jest w porządku, że to tylko głupi koszmar, który jest tak cholernie rzeczywisty.

Wstałem. Schowałem Twoje zdjęcie do kurtki, którą właśnie ubrałem. Czekaj na mnie Naruto. Już nie długo… Poczekaj chwile… Wziąłem jeszcze tylko nóż z kuchni. Po co mi on? Jeszcze nie wiem… Dowiem się jak tylko do niego dojdę. Wyszedłem przed dom. Wszystko mi Ciebie przypomina. Ten wiatr… często rozwiewał Twoje włosy, które tak pięknie połyskiwały w słońcu, które teraz ogrzewa moją zmęczoną twarz. Patrzę w niebo. Niebieskie… tak jak Twoje oczy. Nie… Twoje oczy były piękniejsze, głębsze, bardziej niebieskie…

Zamknąłem drzwi. Zostawiłem malutką kartkę na drzwiach żeby Sakura się o mnie już nie martwiła. Idę do Ciebie Naruto. Powoli idę w Twoim kierunku chodnikiem, omijając różnych ludzi. Nie zwracam na nich uwagi. Dwoje zakochanych-młody chłopak i jego dziewczyna- siedziało na ławce w naszym parku. Na tej samej, na której wszystko się zaczęło, na której przyznałem Ci się do moich uczuć względem Ciebie.

Znowu ten ucisk w klatce. Jakby ktoś usiadł na mnie. Moje serce tak mocno krwawi, ale już niedługo. Teraz wiem co chcę zrobić…

Doszedłem. Stoję przed bramą cmentarza. Dlaczego…? Gdybyś wtedy nie pojechał na to głupie spotkanie... bylibyśmy teraz razem. Pewnie właśnie teraz bym podał Ci śniadanie do łóżka i obudził czułym pocałunkiem, na który Ty byś odpowiedział cichym pomrukiem zadowolenia, jak zawsze. Teraz tego nie mogę zrobić.

Idę do Ciebie. Jestem już blisko. Staję przed Twoim grobem. Twój grób… jak to dziwnie brzmi. Po tym co przeszliśmy razem ja teraz stoję nad Twoim grobem. Leżą tu wszystkie kwiaty ze wczoraj. Wstążki ze słowami ostatnie pożegnanie i podpisy wszystkich przyjaciół: Sakura i Sai, Lee, Teten i Neji, Ino, Shikamaru i wszyscy Ci którzy Cię znali i szanowali. Nie mogę powstrzymać łez, które same spływają po moim policzku.

Klękam przed nagrobkiem, na którym widnieje Twoje imię. Opuszkami palców gładzę litery na nim wyryte. Naruto… Ukochany... Już do Ciebie idę. Jestem już tak blisko. Jeszcze raz oglądam świat. Niebo, słońce, ptaki przelatujące nad moją głową niczego nie świadome. Nie świadome tego co tu się wydarzy.

Wyciągam mój nóż z kieszeni kurtki. Twoje zdjęcie także. Już nie wytrzymam. Wbijam nóż głęboko w klatkę piersiową. Tak głęboko, aby ostrze dosięgło mojego serca. Ostry ból przeszywa moje ciało, ale  nie zwracam na niego uwagi, bo wiem, że już… za chwilę Cię zobaczę. Opieram się o pomnik i przykładam Twoje zdjęcie do rany.

Widzę coś. Przede mną. Jakieś światło. Bije od niego takie przyjemne ciepło. Wyciągam rękę przed siebie. Ktoś ją łapie. Nie boję się. Wiem kto to taki.
-Naruto…- szepcę.
-Sasuke… przyszedłeś… tak jak obiecałeś – odpowiedział.
-Tak jak obiecałem…- dalej szepcę. Już nie czuję bólu. Jestem radosny. Cieszę się… znowu jestem z Naruto… z moim słońcem. I już tylko na drzwiach została mała karteczka z wiadomością:
Sakura, nie martw się o mnie. Jestem z Naruto. Zaopiekuj się naszym domem,
                                                                                                                     Sasuke.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
I co myślicie? Trochę smutnawo, nie? :)

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział IX

Dzisiaj trochę krótko, ale zawsze coś^^ Mam nadzieję, że się spodoba^^ Przepraszam za wszelkie błędy^^'
~koniec nudzenia^^~

Nadszedł czas powrotu do domu, do rzeczywistości, do pracy. Naprawdę nie chciało mi się wracać. Wiedziałem, że Naruto też nie ma na to ochoty. Przez te parę tygodni Naruto się wyluzował. Chyba pogodził się ze śmiercią rodziców. Tylko martwię się jak on sobie teraz poradzi.
Spakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy i zostawiliśmy walizki w przedpokoju. Jest jeszcze wcześnie. Dopiero dochodzi dziewiąta. Naruto chciał jeszcze raz przejść się do stajni i pożegnać z końmi. Ja zresztą też chciałem jeszcze pożegnać się z Romą. Nie wiadomo kiedy znowu ja zobaczę. Zjadłem na śniadanie parę kanapek i ruszyłem z Uzumakim na stadninę. Po drodze znowu sobie dokuczaliśmy. Kocham jego roześmianą twarz. Kocham kiedy słońce topi swoje promienie w jego złocistych włosach. Uwielbiam na niego patrzeć. Uwielbiam jego samego. Jak długo jeszcze to potrwa? Kiedy w końcu odważę się powiedzieć mu to co kryje się w moim sercu?
- Sasuke? Co się tak na mnie patrzysz?
Nie… długo już nie wytrzymam. Nie kiedy jego niebieskie oczy wpatrują się we mnie z zaciekawieniem. Byłem tak blisko niego, a nie odważyłem się powiedzieć mu tego co mnie gnębi.
- Hej, Draniu! Mówię do ciebie! – krzyknął i zbliżył się do mnie.
,,Nie! Nie podchodź bliżej, bo zrobię coś czego będę żałował!”
- Nie ignoruj mnie! Czemu się tak na mnie patrzysz co?
Nie dałem rady. Moja samokontrola osiągnęła swoją granicę. Podszedłem bliżej. Spojrzałem mu w oczy i położyłem dłoń na jego policzku. Zarumienił się, ale nie odsunął. Patrzył na mnie ze zdziwieniem. Nie mógł wiedzieć co chcę zrobić.
- S-sasu…?
- Spokojnie – szepnąłem i nachyliłem się. Przymknąłem powieki i musnąłem delikatnie jego wargi. Były takie słodkie. Chciałem pogłębić pocałunek. Tak bardzo tego pragnąłem. Przyciągnąłem go delikatnie do siebie i pogłębiłem ten słodki pocałunek z moich marzeń. Rozszerzył oczy w zdziwieniu, ale nic nie zrobił, nie oddał pocałunku. Nawet się nie szarpał. Wkradłem się do wnętrza jego cudownych ust i badałem językiem jego policzki. Dopiero po chwili zrozumiałem co ja zrobiłem. Pocałowałem go… pocałowałem! Moje marzenie się spełniło, ale… co jeśli teraz mnie znienawidzi?! Będzie mnie unikał… już nigdy nie zamienimy nawet słowa ze sobą… Co ja najlepszego zrobiłem?
Spojrzałem na niego ze strachem. Stał tylko i wciąż w szoku patrzył przed siebie. Serce waliło mi jak szalone. Nie wiedziałem co zrobić. Pierwsze co mi przyszło do głowy to ucieczka.
- Przepraszam – szepnąłem nerwowo i rzuciłem się biegiem do domu. Wpadłem do kuchni o mało nie zabijając się na stole. Sięgnąłem po szklankę i nalałem do niej zimnej wody. Wypiłem całą szklankę za jednym łykiem. Mama z ojcem pojechali do sklepu. Musiałem coś ze sobą zrobić, więc wziąłem kluczyki w rękę i wybiegłem z domu. Wsiadłem do auta i ruszyłem przed siebie. Nie myślałem o tym co robię. Nie myślałem o niczym tylko o tym jaki ja głupi jestem.
- Niech to szlag! – wydarłem się przyspieszając. Niby nie było dużo aut na drodze, ale jednak to ja przekraczałem dozwoloną prędkość. Wywalą mnie z pracy jak tak dalej pójdzie. Byłem zdenerwowany. Wkurzony na swoją własną głupotę i porywczość. Nie zauważyłem nawet kiedy znalazłem się na skrzyżowaniu. Później wszystko działo się cholernie szybko. Słyszałem tylko klakson. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem nadjeżdżającego tira. Nie mogłem nic zrobić. Wiedziałem, że na tym kończy się moja wyprawa do nikąd. Huk, ból i dachowanie. Tylko tyle pamiętam z całego wypadku. Ocknąłem się jeszcze kiedy ratownicy wyciągali mnie z wraku mojego samochodu. Któryś z nich coś do mnie mówił ale nie rozumiałem co. Wszędzie byli ludzie. Widziałem dym. Chyba coś się zapaliło. Czyżby mój wóz? Słyszałem stłumiony sygnał karetki. Przed oczami widziałem rozmazane plamy migających świateł z radiowozów. Później była już tylko ciemność.
Otworzyłem oczy ale nic nie widziałem. Wszędzie było czarno. Nie wiedziałem czy to sen czy rzeczywistość. Było mi zimno. Nagle zobaczyłem światło. Ten blask mnie oślepił, ale nie na długo. Przyzwyczaiłem się do niego. Nikogo tam nie było. Tylko światło, nic więcej. Biło od niego przyjemne ciepło. Ruszyłem w jego kierunku. Gdy byłem już na wyciągnięcie ręki od niego ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciłem się i zamarłem.
- Naruto? Co tu robisz?
- Nie idź tam. Nie zostawiaj mnie – powiedział błagalnym głosem. Łzy spływały mu po policzkach. Stałem i patrzyłem na niego w szoku. Nie mogłem nic powiedzieć. Jakby ktoś odebrał mi głos. Mogłem tylko stać i patrzeć się na niego. Nie mogłem się ruszyć, jakby ktoś mnie przywiązał, spętał łańcuchami. Chciałem go dotknąć, pocieszyć, przytulić.
- Przepraszam Sasuke, przepraszam to moja wina – mówił coraz głośniej i coraz bardziej płakał. Coraz więcej łez spływało po jego twarzy. Serce prawie pękało, a ja nic nie mogłem zrobić. Mogłem go tylko słuchać i obserwować. – Nie zostawiaj mnie. Czekamy na ciebie. Ja, Itachi, twoi rodzice.
Rodzice, brat, Naruto. Zostawiłem ich? A może nadal żyję? Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem gdzie jestem i co robię. Pamiętam tylko huk, ból i jakiś ludzi. Nic więcej. Wszystko zaczęło wirować. Kręciło mi się w głowie. Naruto gdzieś zniknął. Gdzie on jest? Wszystko w porządku?
- Naruto! Naruto! – wołałem, ale nikt się nie odezwał. Wszystko się skończyło. Znowu ciemność i ten błogi spokój. Znowu nic nie czułem. Nic nie pamiętałem. Wiedziałem tylko jedno. Muszę znaleźć drogę powrotną do Naruto.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział VIII

Yay! :3 Wreszcie naskrobałam coś niecoś ^^ Nie wiem kiedy coś wrzucę bo zapowiada się pracowity tydzień, a nawet dwa -,- ale moja w tym głowa żeby coś było jak tylko wrócę^^ A tym czasem zapraszam ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dotarliśmy do jeziora zdecydowanie za szybko. Mógłbym tak go tulić do siebie o wiele, wiele dłużej. No, ale nic nie trwa wiecznie… niestety. Zsiadłem z Romy i odwiązałem tobołek od siodła. Zaraz po mnie skoczył Naruto.
- Jak przyjemnie – powiedział przeciągając się. Uniósł ręce do góry przez co jego koszulka lekko się podwinęła ukazując kawałek jego ciała. Patrzyłem się na jego płaski, lekko umięśniony brzuch i nie mogłem oderwać od niego oczu. Otworzyłem usta i nadal nie mogłem nic zrobić. Prawie upuściłem nasz mały posiłek.
- Hę? Co jest, Sasuke?- zapytał Naruto. Oprzytomniałem i zarumieniony odwróciłem wzrok.
- Chodź – mruknąłem i zaprowadziłem go do brzegu jeziora. Było tutaj pięknie. Mały lasek za nami rozciągał się na kilka kilometrów i otaczał całe jezioro. Tylko małą, leśną dróżką można się tutaj dostać. Słońce mocno grzało, a drzewa dawały nam cień, w którym mogliśmy się skryć przed dokuczliwym gorącem. Położyłem tobołek na ziemi i wróciłem do konia. Zdjąłem mu uzdę i siodło. Położyłem je pod jakimś drzewem i pozwoliłem sobie na chwilkę relaksu. W tym czasie Naruto rozłożył koc i wyjął jedzenie z tobołka. Podniosłem się i usiadłem obok niego. Oczywiście ten młotek już jadł. Dopiero co wszamał śniadanie! Naprawdę nie pojmuję tego, gdzie on mieści takie ilości jedzenia…
- Hej, młotku. Zostaw też coś dla mnie…
- Spokojnie Sasu… - powiedział z pełnymi ustami. Zajadał kanapki ze smakiem, a ja w tym czasie leżałem spokojnie i wpatrywałem się w bezchmurne niebo. Było mi tak przyjemnie. Ciepło i spokojnie. Ptaki buszowały w gałęziach drzew. Od czasu do czasu jakieś małe zwierzątko, nie wiem czy to królik czy zając, przebiegało niedaleko nas. Słyszałem prychanie Romy, ale nie zwracałem na nie uwagi. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Kiedy się obudziłem Naruto przy mnie nie było. Zerwałem się z ziemi i rozejrzałem dookoła ale nigdzie go nie było.
- Naruto! – zawołałem. Nie odezwał się. Poszukałem wzrokiem Romy. Była przy jeziorze i piła wodę. Serce zaczęło mi bić mocniej na myśl, że mógł się zgubić lub ktoś mógł go porwać!
- Naruto! – powtórzyłem. Usłyszałem w krzakach cichy śmiech. Zmarszczyłem brwi i przyglądnąłem im się uważnie. Podszedłem bliżej i o mało nie dostałem zawału serca! Naruto nagle z nich wyskoczył i rzucił mi się na szyję ze śmiechem. Wylądowaliśmy razem na ziemi. Naruto cały czas się śmiał. Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem co robić. Naprawdę mi ulżyło kiedy go zobaczyłem. Objąłem go i przyciągnąłem bardziej do siebie. Wcisnąłem nos w zagłębienie jego szyi i uspakajałem łomoczące serce. W jednej chwili Naruto przestał się śmiać. Myślałem, że od razu się ode mnie oderwie dlatego wzmocniłem uścisk ale nic takiego nie nastąpiło.
- Sasuke?
- Nigdy więcej nie znikaj mi z oczu – mruknąłem w jego szyję. Czułem pod palcami jak spiął mięśnie. Widocznie zaskoczyłem go tymi słowami. Sam się zastanawiam dlaczego to powiedziałem. Musiałem coś powiedzieć, a tylko te słowa przychodziły mi na myśl.
- Chyba się o mnie nie martwiłeś, Sasu?- powiedział nerwowym głosem. Nie chciałem go w tej chwili puścić. Chciałem go trzymać w ramionach jak najdłużej. Jak najdłużej czuć jego ciężar, ciepło bijące od jego ciała. Czułem się jak w niebie mogąc być przy nim tak blisko.
- Oczywiście, że się martwiłem, młotku.- „Kocham cię…”- dopowiedziałem w myślach.
- Umiem o siebie zadbać. Jestem policjantem! – powiedział po chwili milczenia. Puściłem tą uwagę mimo uszu. Uznałem, że jednak nie będę leżał cały dzień na ziemi. Puściłem go niechętnie i kazałem wstać. Z zarumienionymi policzkami wstał i otrzepał się. Poszedłem w jego ślady i skierowałem się w stronę jeziora. Było już późno. Słońce już zachodziło przedzierając się przez gałęzie drzew. Mógłbym tak stać i podziwiać to zjawisko ale niestety trzeba było wracać do domu. Ciekaw jestem jakim cudem Naruto jeszcze nie błagał o jedzenie. Spojrzałem na niego. Stał i wpatrywał się w pomarańczowe smugi słońca na niebie. Ostatnie promienie oświetlały jego twarz. Przymknął oczy i wziął potężny wdech. Wyglądał tak pięknie. Miałem ochotę podejść do niego i ucałować jego miękkie usta, zamknąć go w ramionach i nie puszczać, choćby nie wiem co!
Po jakimś czasie się ogarnąłem. Wziąłem siodło i uzdę w ręce i poszedłem do Romy. Założyłem to co miałem założyć i przyprowadziłem ją do Naruto. Na szczęście już poskładał koc, więc tylko przerzuciłem go przez konia i pomogłem mu wsiąść. Przypiąłem pusty już tobołek do siodła i wskoczyłem w to samo miejsce co wcześniej. Przytulając się delikatnie do pleców Naruto ruszyłem do domu.
Po kilku minutach dotarliśmy. Kazałem młotkowi wziąć koc i tobołek, a sam zaprowadziłem konia do stajni. „Rozebrałem” Romę z niepotrzebnych już sprzętów i zaprowadziłem ją do jej boksu.
- Dobranoc – szepnąłem jej na ucho. Prychnęła i położyła łeb na moim ramieniu. Odsunąłem się delikatnie, pogłaskałem ją po pysku i poszedłem do domu. Zmęczony nawet nie zauważyłem Itachiego w progu co skończyło się moim upadkiem.
- Sasuke! Co tak późno?! Udało ci się? Co? No mów!
- Itachi ciszej – zbeształem go wstając. Nawet nie pofatygował się żeby mi pomóc. Zapamiętam to sobie. – Jak tak bardzo chcesz wiedzieć co się wydarzyło to ci powiem – burknąłem w jego stronę. Uśmiechnął się jak małe dziecko, które właśnie miało się dowiedzieć, że dostanie szczeniaka pod choinkę. Widząc reakcję brata uśmiechnąłem się bezczelnie i palnąłem:
- Zasnąłem.
- Co?! – patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Jak to zasnąłeś?! Nie mogłeś zasnąć! Ja się nie zgadzam!
- Nie masz tu nic do powiedzenia – mruknąłem znudzony. – A teraz się przesuń. Zmęczony jestem. Chcę już się położyć…
- No dobra, dobra – burknął nadymając policzki. Jak dzieciak.
Ominąłem go w przejściu i skierowałem się do pokoju. Chwyciłem pierwsze lepsze dresy i ruszyłem na dół do łazienki. Po kąpieli z mokrymi włosami ruszyłem z powrotem na górę. Jakież to męczące… W pokoju było ciemno. Słyszałem tylko równomierny oddech młotka. Spał sobie grzecznie w łóżku nieświadomy niczego. Rzuciłem ubrania na krzesło. Już mi się nie chciało ich składać. Podszedłem cicho do łóżka i wsunąłem się pod kołdrę. Spojrzałem w ciemności na twarz śpiącego obok Naruto. Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku dłoń i dotknąłem jego policzka. Delikatnie potarłem kciukiem jego ciepłą, miękką skórę. Mruknął coś pod nosem i przy sunął się bliżej mnie. Obróciłem się na bok i objąłem go ramieniem. Pocałowałem go w czoło i mruknąłem ciche ”dobranoc”. Nie wiem kiedy odpłynąłem do krainy snów.

Mniej więcej tak wyglądały następne 3 tygodnie u rodziców. Ja pomagałem Itachiemu przy koniach, a Naruto pomagał mamie w sprzątaniu domu lub w gotowaniu. Naprawdę dobry jest w te klocki. Przynosił nam codziennie przynajmniej po 2 butelki wody i kanapki do stajni. Kilka razy wrzuciłem go do siana lub oblałem wodą przez co musiałem uciekać przed wściekłym Uzumakim. Było dość zabawnie. Kiedy my się goniliśmy, Itachi opierał się o belkę i obserwował nas z uśmiechem na twarzy. Te małe wakacje dobrze zrobiły nam wszystkim. Ojciec wreszcie się rozchmurzył, a mama była z tego niezwykle zadowolona. Itachi był za to wniebowzięty całym tym zamieszaniem jakie wprowadziliśmy z Naruto. Ja w końcu zbliżyłem się do młotka, a ten zapomniał o całej przykrej rzeczywistości. Było wspaniale, do czasu powrotu do Tokio. 

piątek, 5 lipca 2013

Pobudka (NaruSasu)

Hm.. no tak. Mówiłam, że mam małego one-shota.. nie do końca jest mój xD Tworzyłam go razem z przyjaciółką.. Jak dla mnie jest trochę.. dziwny(?). No nie ważne.. Jestem ciekawa co Wy powiecie po jego przeczytaniu xD
~ koniec nudzenia^^~

   Obudziło mnie miłe łaskotanie. Otworzyłem oczy i zamarłem. Byłem nagi, a zasypiałem w piżamie. Jak to jest możliwe? Spojrzałem nad siebie. Moje ręce były przypięte kajdankami do wezgłowia łóżka.

- Co jest?

Naruto w samych spodniach od dresu, leżał na boku i miaział mnie piórkiem po brzuchu. Zauważyłem istotną rzecz w całym tym zajściu. Byłem podniecony. ~ Cholera… co jest?~

- Dzień dobry Sasu…- mruknął mi do ucha. Ton jego głosu… przeszył całe moje ciało. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.

- Naruto…- wychrypiałem zaspanym głosem.- Co ty robisz?

-Nic takiego- mruknął.- Postanowiłem się trochę z tobą zabawić- powiedział i polizał moje ucho. Kolejny dreszcz, kolejna fala podniecenia.

- Zabawić…?- zapytałem. Powoli doprowadzał mnie do szału.

- Tak… zobaczysz… będzie nam dobrze- wymruczał i zaczął całować mnie po linii szczęki. Nie mogłem się powstrzymać od westchnienia. Na ślepo, bo z zamkniętymi oczami, szukałem jego ust. Wpiłem się w nie zachłannie. Może to nie jest taki zły pomysł? Już parę razy byłem na dole, ale gdy się tak zabawialiśmy to ja dominowałem. Nie wiem co mam o tym myśleć. To pierwszy raz, kiedy całkowicie tracę kontrolę.

   Poczułem jak palce Naruto zaciskają się na moim penisie. Westchnąłem i wygiąłem się w lekki łuk. Chyba spodobała mu się moja reakcja, bo uśmiechnął się i zaczął poruszać ręką. Czułem się tak niesamowicie zdominowany. Naruto całował mój tors, a jedną ręką masował moje żebra. Ile bym dał, żeby go w tej chwili dotknąć, przytulić.
Odchodziłem od zmysłów. Jedynie resztką swojej silnej woli powstrzymałem się od krzyku przyjemności, kiedy zassał się na główce mojej męskości. Zagryzłem mocno dolną wargę, aż  poczułem meliczny smak krwi w ustach. Po chwili Naruto zaczął poruszać głową. Najpierw powoli, potem co raz szybciej. Co chwilę zmieniał tępo. Lizał go i ssał na zmianę. Doprowadzał mnie do białej gorączki. Spojrzałem na niego spod przymkniętych powiek. Pozbył się swoich spodni. Nawet nie wiem kiedy.

- Naruto!- krzyknąłem kiedy poczułem w sobie pierwszy palec. Przez chwilę nie poruszał nim, dając mi czas na przyzwyczajenie się.

- Uhm… Naru...- westchnąłem kiedy zaczął poruszać palcem. To było takie przyjemne uczucie.

- Sasu… dobrze ci?

- Taaak…- szepnąłem. Nie wiem kiedy włożył we mnie następny palec. Po nim dołączył trzeci, ale coś było nie tak. Czułem to. On coś kombinował. Co chwilę trafiał w moją prostatę. Fale gorąca zalewały mnie, ale chciałem więcej. Chciałem jego.

- Sasu… Przygotuj się… Mam zamiar włożyć w ciebie całą moją dłoń… - wymruczał mi do ucha i mocno pocałował mnie w usta. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że właśnie tego chcę.

- Dobrze…- powiedziałem, gdy się ode mnie oderwał. Po tych słowach podniosłem głowę i znowu połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Naruto ponownie objął moją męskość ręką. W ten sposób odwrócił moją uwagę od następnego palca wsuwającego się ostrożnie. Rozłożyłem szerzej nogi. Było mi wygodniej i czułem lepiej jego palce poruszające się we mnie.

-Naruto!- przerwałem pocałunek. – Wolniej… ja… zaraz…

- Spokojnie…- znów mnie pocałował. Poczułem jak wkłada ostatni palec, po chwili cała jego dłoń zanurzyła się w moim ciele. Niesamowite uczucie. Poruszał delikatnie ręką. Było mi tak dobrze…

- Tak… Naruto… tak… pełno!- krzyknąłem kiedy trafił w mój najczulszy punkt. – Uwolnij moje ręce… - poprosiłem. Od razu sięgnął za moją głowę i odpiął kajdanki. Przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem gwałtownie. Moja ręka zawędrowała do członka mojego kochanka. Zacząłem nią szybko poruszać. Chciałem, żeby też poczuł przyjemność z naszej „zabawy”.

- Sasu… chyba nie chcesz, żebym tak szybko skończył co? Ah!

- Uhm… Oczywiście, że mh! Że nie…- powiedziałem. Chciałem już poczuć go w sobie. Teraz, w tym momencie, natychmiast.- Naruto… wejdź ah… proszę wejdź we mnie!

Całkowicie straciłem kontrolę nad sobą. Naruto wyciągnął delikatnie ze mnie swoją dłoń i wszedł we mnie ostrożnie. Od razu zaczął się we mnie poruszać. To było to! Ułożyłem się wygodnie i oddałem się przyjemności. Co chwilę trafiał w moją prostatę dostarczając mi tyle doznań. Jęczałem, wyginałem się i błagałem o więcej.

- Szybciej… Naruto ah!  Szybciej!

- Och! Sasu… jesteś taki… gorący!

Poruszał się szybko i gwałtownie. Czułem, że jest już blisko. W pewnym momencie chwycił w dłoń mojego członka i zaczął go energicznie stymulować. Takiej dawki przyjemności nie wytrzymałem i doszedłem z jego imieniem na ustach.

- SASUKE!- krzyknął i doszedł we mnie. Czułem jak jego nasienie wypełnia moja dziurkę. Zmęczony opadł na mnie. Obaj mieliśmy ciężki i nierówny oddech. Po dłuższej chwili delikatnie wysunął się ze mnie. Nadal na mnie leżąc pocałował mnie mocno w usta. Z zapałem oddałem pocałunek.

- Od teraz wszędzie będziesz mnie nosił na rękach – burknąłem pod nosem.


- Jak sobie życzysz – powiedział uśmiechając się promiennie. Przez tego młotka nie ruszę się z łóżka przez co najmniej tydzień!