środa, 4 lutego 2015

Niebiańska misja 9

 Ach! Ferie! Nie ma to jak mały odpoczynek od ciągłej nauki. Pieprzona biologia i jej bakterie, wirusiki i komóreczki ;-; Ważne, że w końcu dodaję nowy rozdział nb! Cieszycie się? :D Rano kawka, w południe książka z kawką, a wieczorkiem komputerek i pisanko w miarę możliwości, chęci i przypływu weny. A Wam jak ferie mijają? O ile je macie ;-; ostatni dzień moich ferii 15 ;-; mam nadzieję, że za szybko mi to nie zleci ;-; Chcę nacieszyć się spaniem do 9 ;-; Oki! Już Wam nie truję! Miłego czytanka Robaczki!
~Łeeerieee :D ~ 
- Gotowi! Do startu! Start! – wykrzyknął sędzia, a w powietrzu rozległ się głos wystrzelonego ślepego pocisku z pistoletu sędziego. Pierwsi zawodnicy byli już w połowie okrążenia. Naruto rozciągał się jednocześnie obserwując wyścig. Jeszcze dwa okrążenia. Kiba siedział na trybunach. Wyszedł z psychiatrowa kilka godzin wcześniej, choć nadal był w szoku teraz najnormalniej w świecie kibicował swoim kolegom. Zawodnik Suny wysunął się na prowadzenie. Shino był tuż za nim, gdy minęli linie mety. Wszyscy kibice wstali i zaczęli wiwatować zwycięzcy. Zawodnicy Konohy jedynie się uśmiechnęli. Naruto spojrzał na trybuny poszukując swojego przeciwnika. Siedział tam. Obok Hinaty. Patrzył na bieżnię bez emocji. Przesunął wzrok na Naruto. Blondyn zmarszczył brwi i wrócił do swojego zajęcia.
- Nie jest źle! Drugie miejsce już w pierwszym biegu! – ekscytował się jeden z chłopaków. Shino dołączył do nich. Usiadł zdyszany na ławce. Shikamaru podał mu ręcznik i wodę.
- I jak się biegło? – zapytał.
- Są silni – odpowiedział chłopak i napił się. – Wytrzymały skurczybyk. W drużynie dziewczyn jest Temari. Nie wiem, czy któraś z naszych dziewcząt ją pokona – stwierdził ponuro. Na wzmiankę o zawodniczce Suny wszyscy znacząco spojrzeli na Nare. Wszyscy wiedzieli, że się w niej kocha, ale jak zawsze udawał niezainteresowanego.
- Tenten dużo trenowała! Na pewno ją prześcignie! – odezwał się Lee.
- Nie byłbym tego taki pewien – zaprotestował Shikamaru. Naruto uśmiechnął się unosząc jedną brew.
- A to dlaczego? – rzucił jakby od niechcenia.
- Bo jest dobra. I nie mówię tego, dlatego że mi się podoba.
- Wiedziałem! – wykrzyknęli wszyscy. Nara spalił buraka i burknął, żeby się zamknęli, po czym zniknął im z pola widzenia. Shino siedział cicho, jak zwykle zamknięty w swoim świecie.
W końcu, po skokach w dal i wzwyż nadszedł czas na drugi bieg. Naruto biegł jako najsilniejszy zawodnik w ostatnim, trzecim biegu. Strasznie się denerwował. Przyszedł czas na czarno widzenie i załamkę. Siadł na ławce i schował twarz w dłoniach. „Bez Sasuke sobie nie poradzę! Potknę się na pierwszym lepszym kamyczku! Albo wywalę orła przed metą! Albo połamię nogę! Boże! Nie dam rady!” , myślał ciągnąc się za włosy. Niestety nikt na niego nie zwracał uwagi obserwując bieg. Tym razem biegł Rock Lee. Razem z Kankuro biegli łeb w łeb! Zostało jeszcze trzysta metrów!
- Dawaj Lee!
Dwieście!
-Jeszcze trochę!
Sto!
- Jak nie wygrasz to ci nogi z dupy powyrywam!
Jeszcze pięćdziesiąt metrów. Kibice wstali i nachylili się przez poręcze, by dokładniej widzieć całą akcję. Kankuro zerkał na przeciwnika. Lee robił to samo. Oboje biegli najszybciej jak potrafili. W pewnej chwili jeden z nich się przewrócił. Kibice Konohy wrzasnęli jeszcze głośniej. Lee przebiegł linię mety i padł na bieżnię. Jego koledzy wystartowali z ławek, przeskoczyli bandy i dobiegli do leżącego biedaka. Ledwo łapał oddech. Wzięli go na ręce i podrzucając przenieśli pod namiot zawodników Konohy. Rock z uśmiechem usiadł na ławce. Każdy klepnął go w ramię chwaląc i krzycząc z radości. Naruto podniósł wzrok i spojrzał na uśmiechniętego Lee. Zerknął na bieżnię i zauważył kulejącego Kankuro przekraczającego metę na ostatnim miejscu. „ Co jeśli właśnie tak skończę?!”, pomyślał zaciskając pięści z nerwów. Shika klepnął go w plecy.
- Lepiej się rozciągaj zamiast głupio myśleć – powiedział odgadując myśli Naruto. – Lecę na piasek, trzymaj się – mruknął i pomknął na bieżnię. Brał udział w skoku w dal. Był najlepszy ze wszystkich w tej dziedzinie. Naruto zagryzł wargi i wrócił do ćwiczeń. Nie mógł pozwolić sobie na porażkę. Jeśli Sasuke wróci musi mu powiedzieć, że świetnie dal sobie radę! I w ten sposób skończył uprawiać czarnowidztwo.
                                                          
~*~*~*~

- I co? Mówiłem, że nikt nie przegoni Temari – burknął Shika po biegu dziewczyn. Wszyscy spojrzeli na niego z uśmieszkami. – no co?
- Nic, nic – powiedział któryś.

W końcu nadszedł czas na finałowy bieg chłopaków. Naruto ustawił się przed linią startu i rozgrzewał nogi. Podskakiwał, robił pajacyki, biegł w miejscu. Sędzia wziął gwizdek do ust i gwizdnął na znak przygotowania się do biegu. Zawodnicy ustawili się na swoich miejscach. Naruto był na środkowym, czwartym torze, obok niego Gaara. „Bieg na 400 metrów, bez przeszkód. Muszę to dobrze rozplanować”
- Na miejsca!
Zawodnicy uklękli.
- Gotowi!
„Walić taktyke!”
-
Do startu! Start! – ostatnie słowa zagłuszył dźwięk wystrzału. Wszyscy ruszyli pędem przed siebie. Po stu metrach Gaara wyprzedził wszystkich. Naruto pędził za nim. Słyszał jak koledzy skandują jego imię. To dodawało mu sił. Chciałby żeby Sasuke to widział. „Nie mogę o nim teraz myśleć…” pomyślał. Przebiegli już 300 metrów. Została ostatnia stówka, a Gaara nadal był za daleko. Emocje sięgnęły zenitu. Wszyscy wrzeszczeli ile sił w płucach. Shikamaru po udanym skoku pobiegł na metę i wołał do Naruto żeby dał z siebie wszystko.  Tylko, że on już biegł najszybciej jak umiał.
- Naruto! Biegnij! – krzyknął znajomy glos. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, o dziwo go widzieli. Uzumakiego zatkało.
- Biegnij Młotku! Biegnij! – wrzeszczał Sasuke rozkładając ramiona. Pięćdziesiąt metrów. Naruto już to nie obchodziło. Sasuke tu jest. Stoi i czeka na niego. SASUKE TU JEST! Naruto nagle dostał przyspieszenia. Biegł jak torpeda – jeśli nie szybciej. Ostatnie metry i już był przy Gaarze! Wszyscy darli się jak opętani, a on biegł. Biegł do Sasuke. Shikamaru tez się wydzierał, ale nie rozumiał co.
- Sasuke! – krzyknął wymijając na mecie przeciwnika o głowę. Wpadł mu ramiona, zdyszany, zmęczony i szczęśliwy jak nigdy w życiu.