wtorek, 27 maja 2014

Wakacyjna przygoda: dzień drugi

Och! Skończyłam następny dzionek :D niebianska misja powoli się pisze, spokojnie ;) ale mam teraz zakurzony tydzień! codziennie jakieś testy! Boże, ludzie odpuśćcie sobie prawie wakacje są!;---; wracając... ROBACZKI! dziękuję Wam za komentarze i za to, że wpełzacie na mojego bloga ;) Witam nowych czytelników haha bardzo mi miło! ;D Mam nadzieję, że będzie Wam się dobrze czytało następny dzionek Wakacyjnej przygody Saska :D A może ta przygoda nie będzie tylko wakacyjna? Co Wy na to?
~ zapraszam~

Oczywiście znów wpadła mama z pytaniem „znowu kopiesz w lodowce, Sasuke?”, a ja jak zwykle odpowiedziałem, że zgłodniałem. Zrobiłem kilka kromek i zanim się obejrzałem wszystkie zjadłem. Było tak gorąco…
- Sasuke, dlaczego chodzisz bez koszulki po domu? – zagadnął ojciec. Podniosłem wzrok znad pustego talerzyka i spojrzałem na jego wykrzywioną w zdziwieniu twarz.
- Bo jest mi gorąco. Tobie chyba też – odparłem spoglądając na jego spoconą koszulkę. Nic nie odpowiedział. Skinął na mnie głową, wziął mój talerz i zaczął robić sobie śniadanie. Olałem jego nadzwyczaj dziwne zachowanie, odszedłem od stołu i ruszyłem do siebie. Przechodząc obok pokoju Itachiego, tych dwoje nadal tyrało kapcia z mojej żenującej wpadki.
- Downy – mruknąłem pod nosem i czmychnąłem do swojego królestwa.

Mój brat jest naprawdę niedoczołgany. Ledwo poznał tego…jak mu tam… blondasa i już go sprowadza do siebie. Mało tego, te dwa świry znalazły wspólny język! Jak przez całe wakacje (jak nie gorzej) ten cud chłoptaś będzie tu przychodził to będzie koszmar! Dwoje durniów w domu! Zabić się to mało…
- Sasuke! – wpadł do mojego pokoju, drąc jape - bo jakżeby inaczej - mój durnowaty brat. – Golasie wstrętny weź się ubierz… wracając! Idziemy z Naruto do parku. Idziesz z nami? – wyszczerzył żeby w uśmiechu.
- Po pierwsze – warknąłem. – Nie wpadaj do MOJEGO pokoju jak do swojego! Po drugie…nie będę się ubierał… a po trzecie… to czemu nie? – dodałem po namyśle. Jest ciepło, w Internetach nie ma nic ciekawego jak znam to nudne życie, a w domu nie ma się co nudzić…
- W takim razie siedź tu sobie ponurasie… zaraz…- zaciął się w połowie zdania. – WYJDZIESZ Z DOMU?! – wykrzyczał prawie przerażony tym co usłyszał. Jestem onieśmielony jego szybkim kojarzeniem faktów.
- Tak, wyjdę – mruknąłem jak do debila, biorąc z szafy czarny podkoszulek na ramiączkach. Oprócz niego miałem jeszcze kilka żółtych, które kupił mi wiecznie uśmiechnięty Dei-gej. Marudziłem już, że nienawidzę żółtego? Chyba kiedyś mi się zdarzyło…
- Naruto! On idzie z nami! – wrzeszczał nadal zdziwiony Itachi. Fakt, że blondas stał obok niego można pominąć.
Spojrzałem na tych dwóch ciołków i od razu zwątpiłem w życie. Jeden dureń szarpał tym niższym blond-durniem wrzeszcząc „ on z nami idzie! To jakiś cud!”, a ten drugi tylko się śmiał. Nie, nie przeżyję tego, pomyślałem i ominąłem ich schodząc na dół. Po kilku sekundach szedłem razem z Naruto i Itachim w stronę parku. Jak całe życie, olewałem ich i szedłem z ponurą miną przez świat, a raczej przez wąskie uliczki, dookoła których rosły krzaki. A gdyby tak zakneblować Itachiego, i unieruchomić Naruto, wrzucić go do tych krzaków razem z moim bratem? To byłoby piękne, pomyślałem. Ale skąd wziąłbym dwa kneble?
- Jak tu pięknie! – zachwycił się blondyn rozglądając się po parku. Co tu pięknego? Kilka drzewek, trochę cienia, ławki i małe jeziorko, do którego srają kaczki. Rzeczywiście cudownie.
- Kto ostatni przy jeziorku ten zgniły banan! – wywrzeszczał Itachi zrywając się do biegu. I że niby on jest moim bratem? Że niby on jest ten starszy? Że niby on ma 20 lat?! Pokiwałem głową i śledziłem wzrokiem biegnącego Naruto. Roześmiany blondyn, biegł z radością małego chłopca za Itachim. Słońce wpadało w jego złote włosy podkreślając ich kolor. Boże, co ja gadam?! Złote włosy?! Kami-sama Sasuke, skończ ćpać landrynki przed snem…
Wracając do tematu… blondyn dobiegł jako drugi do jeziorka, a ja? Ja szedłem sobie spokojnie narzekając pod nosem czemu się na to zgodziłem.
- Sasuke! Jesteś bananem!
- Zamknij się baranie! Jak się ojciec dowie, że drzesz kopare na cały park to zobaczysz! – zagroziłem bratu. Zawsze czuł respekt przed ojcem. Czemu? Nie mam pojęcia. Jest chodzącym (lecz nie groźnym) ponurakiem, który od jakiegoś czasu jakoś dziwnie się zachowuje. Podśpiewuje, szepta coś na ucho mamie i nawet zauważyłem uśmiech na jego twarzy. Tu naprawdę dzieją się dziwne rzeczy.
- No weź nie wydasz mnie ojcu prawda? – zapytał z przejęciem podbiegając do mnie. Byłem już blisko jeziorka, więc wystarczyłoby kilka kroków, ale oczywiście ten pacan ma za dużo energii w sobie. Miałem go już w garści. Patrzył na mnie niemal ze strachem w oczach. Och, Sasuke, Ty zły, młodszy, przystojniejszy braciszku swego brata…
- Jak się zamkniesz to się zastanowię – odparłem wrednie uśmiechając się kącikiem ust. Widziałem kątem oka jak Naruto przygląda się z uśmiechem naszej wymianie zdań. Wyminąłem brata i zatrzymałem się dopiero na brzegu jeziorka. Po chwili dołączyli do mnie te dwa durnie, znów szczerząc się od lewa do prawa. Że też ich szczęki nie bolą. Mnie już dawno by odpadła.
- Ciepło dziś co nie? – zagadnął blondyn spoglądając na Itachiego. Ten jakoś dziwnie się uśmiechnął puszczając oczko młodszemu.
- A no tak wyszło, że cieplusio – uśmiechnął się. Oni coś knują! Ja to wiem!
- Nie sądzisz, że ta woda wygląda zachęcająco, Itachi?
- Oj bardzo zachęcająco – przytaknął mój braciszek wymijając Naruto tanecznym krokiem. Koło mnie zrobił obrót wokół własnej osi i przełożył swoje ciężkie łapsko na moim ramieniu.
- Co wy kombinujecie? – przerwałem tą głupią wymianę zdań swoim pytaniem spoglądając podejrzliwie to na jednego to na drugiego próbując rozgryźć ich mózgi.
- My? Nic, nic – takim samym krokiem podszedł do mnie Naruto.
- Widzisz, skoro Tobie było tak ciepło w domu golasie…
- I wciąż masz podniesione ciśnienie…
- To może…
- Ci pomożemy! – krzyknął Naruto. Po chwili czułem jak lecę w powietrzu i wpadam w coś mokrego i przeraźliwie zimnego. Otworzyłem oczy będąc pod wodą. Niech no ich złapie! Odbiłem się od dna i wyskoczyłem spod tafli wody. Zaczerpnąłem spore ilości powietrza i odetchnąłem z ulga przecierając oczy. Cały mokry i wściekły wypełzłem z jeziorka kierując kroki w krzaki. Naruto razem z Itachi śmiali się wniebogłosy nie zwracając na mnie uwagi. Nie zauważyli mnie, a ja chowając się w niewielkich szuwarach powoli podchodziłem do nich. Zachciało im się żartów? Proszę bardzo!
Byłem już dostatecznie blisko by usłyszeć pojedyncze słowa. W końcu przestali targać kapcie i spojrzeli na jeziorko. Nie widzieli bym się wynurzył, więc trochę spanikowali.
- Sasuke?! – wydarł się Itachi. Nie odpowiedziałem. Szczerze sprawiało mi to frajdę. Widok zatroskanego braciszka i zdezorientowanego Naruto – komiczne!
- Sasuke, nie wygłupiaj się, cholera! – krzyknął z większą paniką mój brat. Może rzeczywiście powinienem się ujawnić? Spojrzałem na niego i Naruto wpatrujących się w głębię mini jeziorka. Nie ma mowy! Teraz ja się zabawię! Podszedłem bliżej. Byłem tuż, tuż a te ciołki mnie nie widziały.
- Szlag! – mruknęli oboje i weszli do wody wciąż mnie nawołując. Byli strasznie przejęci tym, że mnie nie widzą. Nie dziwie im się. Sam bym się denerwował gdybym zgubił swoją dupeczkę gdzieś w wodzie, którą można porównać do kibelka dla kaczek.
- Sasuke! – wykrzykiwali na zmianę. W końcu nadszedł mój moment. Cicho zakradłem się za ich plecami i BACH! Popchnąłem obydwóch. Wpadli do wody niczym kamyczki rzucone przez dziecko.
- Ha, ha, ha! – roześmiałem się. – Macie za swoje durnie! Więcej mnie nie dotkniecie!
- Sasuke! – znów krzyknął Itachi. Zerwał się szybciej niż z ulicy i wpadł mi w ramiona. – Więcej mi tak nie rób! Bałem się, że Cię stracę!
Nie powiem. To wyznanie z ust Itachiego sprawiło, że poczułem się trochę głupio.
- Wybacz…?
- Za karę…! – urwał w połowie, a ja znów znalazłem się pod wodą. Co za wsza!
Długo jeszcze się wygłupialiśmy w tej wodzie. Pierwszy raz, od dłuższego czasu, czułem się tak swobodnie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz wygłupiałem się z Itachim. Ludzie przychodząc nad jeziorko wsłuchiwali się z uśmiechami na ustach w nasz śmiech. Kilka razy udało mi się wrzucić pod wodę Naruto, ale gdy połączył z Itachim silę musiałem uciekać. I tak nie uniknęło mnie ponowne zanurzenie. Ogólnie muszę przyznać, że nie było tak źle. Poranek spędziłem całkiem przyjemnie. Po kilku godzinach odprowadziliśmy z Itachim Naruto do domu. Ale głupota, odprowadziliśmy, ha! Wystarczyło, że przeskoczył przez nasz płot po obiedzie, który zafundowała mu nasza mama. W suchych ubraniach, a właściwie samych spodenkach resztę dnia spędziłem przed kompem z małymi przerwami na spacerek do mojej chłodnej żony. Ona zawsze wie czego chcę. I zawsze wiem gdzie ją znaleźć. Kuchnia to jednak najpiękniejsze pomieszczenie wymyślone przez człowieka.
- Sasuke…?
- Co? – mruknąłem do brata, który dziwnym trafem nie wbił do mojego pokoju jak do klubu gogo.
- Dzięki… za dzisiaj…kocham cię braciszku – powiedział i z uśmiechem wyszedł z mojego królestwa. Nie wiem czy to mi się przyśniło? Przesłyszałem się? Kocham cię braciszku??
Spojrzałem na zegarek. Jak ten czas szybko leci! Było już dobrze po dziesiątej. O tej porze mój jak i Itachiego mózg jest wyprany z energii. To na pewno musiało mi się przesłyszeć.

Postanowiłem wziąć szybki prysznic i ulec namową Morfeusza bym odwiedził jego krainę. Tak też zrobiłem. Zajrzałem po drodze do kuchni, utuliłem moją żonkę i czym prędzej wróciłem do pokoju wskakując do łóżka. Pierwszy dzień wakacji, a jaki pracowity…