wtorek, 24 czerwca 2014

Niebiańska misja 7

Hej,hej, hej Robaczki! Wreszcie napisałam następną część :D cóż... nie bez powodu dzisiaj to wrzucam... ;D robię sobie i Wam taki mały prezencik w dzień urodzinków xD Oksy nie przedłużam aaa!!!! Bym zapomniała! ;=; ZŁA JA! ;=; DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE KOCHANI!!!! :D
~miłego...czytanka <3~


- No to się porobiło! – zakrzyknął Sasuke po wyjściu przemiłych Panów z pogotowia… psychiatrycznego. Okazało się, że po pięknych gościnnych występach Sasuke, Kiba dostał świra do głowy. Nie umiał sobie biedaczek poradzić ze swoimi przeżyciami, latającym popcornem i syfem w domu Naruto. Panowie z psychiatryka przyszli dowiedzieć się czy blondasek czasami czegoś nie wie na temat przyjaciela. Uzumiakiemu ciężko rozmawiało się z gośćmi, a to wszystko przez anioła. Często musiał się powstrzymywać by nie spojrzeć w przestrzeń  po swojej lewej stronie i nie trzepnął niewidzialnego dla gości Uchihy.
- Pięknie! I to wszystko Twoja wina! – wydarł się Naruto wskazując palcem Sasuke, gdy panowie w białych uniformach postanowili zostawić go w spokoju. Za dużo się nie dowiedzieli. Naruto może i dobrze trybi, ale do tego potrzeba czasu.
- Moja? A wiesz, że nie ładnie wskazywać palcem na anioła? – dodał z uśmieszkiem.
- Tak Twoja! Po jutrze są zawody! Ja nie jestem dobrze przygotowany, a Kiba przez Ciebie wylądował w pokoju z gumowymi ścianami! – dramatyzował blondyn.
- Czy ja wiem czy takie gumowe te ściany? – zamyślił się anioł.
- Och! Zejdź mi z oczu! – warknął Uzumaki i wyszedł z pokoju.
~Pięknie… Teraz nie mamy jednego z lepszych sprinterów!~ denerwował się w duchu. Przeraził go fakt, że martwi się bardziej zawodami niż kolegą, ale szybko mu przeszło, gdy zorientował się, że Sasuke ciągle za nim podąża.
- Mógłbyś przestać za mną łazić jak jakiś pierniczony cień?!
- Jestem tu po to żebyś sobie nie robił więcej krzywdy, młocie.
- To lepiej by było jakbyś się w ogóle nie zjawił! – wykrzyczał prosto w twarz zaskoczonego Uchihy. Sasuke by się do tego nie przyznał, ale zabolały go słowa blondyna. Spojrzał na niego z góry.
- Skoro tak bardzo tego chcesz – powiedział grobowym głosem. – Żegnaj, Naruto.
   Po tych słowach rozpłynął się w powietrzu. Blondyna zamurowało. Stał i patrzył się w miejsce, w którym jeszcze przed sekundą stał jego anioł… Po krótkiej chwili opamiętał się. Wiedział, że zawsze po tym jak znika, jakieś pół godziny później wraca.

                                                           ~*~*~*~

Zbliżał się już wieczór, gdy Naruto Uzumaki, siedząc w kuchni, wpatrywał się beznamiętnie w okno. Nigdzie nie było ani śladu Sasuke. Nie widział go, nie słyszał.
- A z resztą! Kij mu w nery!
Wstał i poszedł do łazienki. Jutro ostatni dzień luzu. Następny dzień będzie tym wielkim! Zdobędzie medal! Jego szkoła na pewno pokona Sunę! Nie ma tak szybkiego gościa jak on!
Z pogodną myślą wyszedł już wykąpany, pachnący i lśniący z pomieszczenia. Skierował się do pokoju i znów mina mu zrzedła. Przyzwyczaił się do widoku Sasuke rozkładającego się na jego łóżku i czekającego na niego. Tak, od dwóch tygodni spali w jednym łóżku. Uchiha stwierdził, że nie ma zamiaru siedzieć i „gapić się na niego” jeśli ma okazję na sen.
Położył się w zimnej pościeli i nakrył kołdrą. Spojrzał na godzinę. Dziesiąta. Długo w tej łazience siedział. Zamknął oczy i spróbował myśleć o czymś przyjemnym. Niewiarygodne jak trudno było mu zasnąć bez ręki Sasuke przewalającej się przez jego bok. Bez poczucia tego ciepła drugiej osoby…
- Sasuke… - szepnął ściskając poduszkę w ramionach.
                                                           ~*~*~*~

Następnego dnia w drodze do szkoły nie spotkało go nic strasznego. Przynajmniej w mniemaniu normalnych ludzi. Naruto uwierzył, że anioł przynosi mu szczęście i przez to co chwile potykał się o popękane płyty chodnikowe czy korzenie drzew w parku, którym codziennie przechodził. Raz o mało nie przejechała go hulajnoga, co było dla blondyna koszmarem. Odkąd, jako pięciolatek, wjechał w mrowisko wpadając w nie twarzą, ma uraz do tych małych, podstępnych środków transportu dla dzieci.
Teraz siedział w ławce spoglądając za okno. Miał przymrużone oczy, głowę podpierał na dłoni a jego wzrok był nieobecny. Nie wiele osób zwracało na niego uwagę. Jedynie Shikamaru, jego kumpel, tak samo bliski jak i Kiba, zauważył, że coś jest z blondynem nie tak. Nara Shikamaru, spokojny i opanowany do granic możliwości chłopak z klasy Naruto i jedyny człowiek, który własnie do niego podchodził.
- Hej, Naruto, co Ci dolega? – zapytał przysiadając się do przyjaciela.
- Shika… - zaskoczył. – Nic, nic mi nie jest. Zamyśliłem się i tyle – uśmiechnął się promiennie mając nadzieję, że Nara nabierze się na ten numer.
- Żadnych takich sztuczek – mruknął brunet rozciągając policzki blondyna.
- Au, Au, Au!! Puść! – krzyknął śmiejąc się przy okazji.
- No już dobrze, już dobrze – mruknął flegmatycznie i puścił obolałe policzki Uzumakiego. – A teraz gadaj co jest.
- Ale naprawdę nic się nie stało.
~Kłamiesz grubasku~ pomyślał Shikamaru. Jak to zwykle miał w zwyczaju do wszystkich mówić per „grubasku” to do swojego otyłego kumpla Chojiego nigdy tak nie powiedział. Wiedział, że takie słowo skierowane w jego stronę grozi śmiercią lub kalectwem. Już nie raz musiał powstrzymywać kumpla przed zmiażdżeniem idioty, który odważył się nazwać go grubasem.

- No dobra – zrezygnował wiedząc, że i tak nic nie wyciągnie z blondyna. – Co by się nie działo… będzie dobrze Naruto. – uśmiechnął się lekko i odszedł. Naruto śledził go wzrokiem, gdy odchodził. Po chwili przybrał tą samą pozycję co wcześniej, tylko coś się w nim zmieniło. Jego twarz nie była już tak posępna. Oczy lekko się roześmiały, a na ustach pojawił się lekki uśmiech.
 ~ Dzięki Shika…~