piątek, 25 kwietnia 2014

Niebiańska misja 6

O jeżuuu.. Jak mi to ciężko szło hah xD ale w końcu coś mnie naszło i napisałam notke :D Wybaczcie za ewentualne błędy ;-; boziu, kiedy ja ostatnio notke z tym opkiem wrzuciłam? ;--; kilka miechów temu ;-; wybaczcie ... no ale dość nudzenia! Tak na zakończenie.. dziękuję Robaczki za komentarze ;) mimo, że tak nie regularnie wrzucam notki to i tak jesteście i śledzicie mojego bloga...dziękuję Wam! <3
~było miło <3~

- Ha,ha,ha! Bardzo śmieszne! Mój mały, głupiutki braciszek zakochany!  -śmiał się brunet. Po tym co usłyszał od Kakashiego. Sasuke nigdy z nikim nie był. Przy najmniej nie na dłużej.
- Ale prawdę ci mówię! Itachi, na flache Tsunade ci przysięgam! – upierał się Hatake popijając czarną, dobrze zaparzoną kawę. Siedzieli właśnie w „anielskim” barze. Ulubiona miejscówka Itachiego i jego paczki – Akatsuki.
- Nie uwierzę, póki nie zobaczę! – powiedział brunet nadal trzymając się za bolący od śmiechu brzuch.
- To się jeszcze okaże – mruknął Hatake odstawiając pustą filiżankę na talerzyk. – A tak swoją drogą, to czemu się tak nagle zjawiłeś? – zapytał opierając ręce na stoliku.
- A no właśnie… Mam ci przekazać nowe rozkazy od Tsunade. Od teraz ja się będę zajmował moim kochanym braciszkiem – błysnął zębami w uśmiechu.
- Jak to?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Wiesz, że jak Tsunade coś sobie ubzdura to tak ma być – powiedział i dopił swoją kawę.
- No racja. Ciekawe co znowu wymyśliła? – zastanawiał się na głos.
- Nawet nie chcę o tym myśleć – otrzepał się brunet. – Idę sprawdzić co robi Sasuke! – wykrzyknął podekscytowany Itachi i wstał z krzesła.
- Dobrze! To ja wracam do mojej ulubionej czynności – mruknął Kakashi z błyskiem w oku. Hatake zostawił pieniądze na stoliku i wyszli razem z baru. Pożegnali się i obaj poszli w swoje strony.
~*~*~*~

Stał przed drzwiami „wychowanka” brata i nie wiedział czy tak po prostu wejść czy może nacisnąć dzwonek do drzwi? Po dłuższym czasie myślenia postanowił zrobić to co zawsze, czyli… po prostu pojawić się w środku. Jak postanowił tak zrobił. Odwrócił się, poznając, że znajduje się w kuchni, a jego wzrok padł na…SASUKE CAŁUJĄCEGO SIĘ Z NARUTO?!
Już miał krzyknąć, ale w ostatnim momencie ugryzł się w rękę. Gryząc nadgarstek schował się pod stołem. Jak małe dziecko bawiące się w chowanego modlił się (co za ironia), żeby żaden z nich, a zwłaszcza jego braciszek, go nie zauważył. Chłopcy w tym czasie zajmowali się sobą. Naruto instynktownie zarzucił ręce na kark Uchihy. Sasuke mruknął mu w usta i wsunął język między wargi blondyna. Uzumakiemu spodobało się to. Wszystko szło pięknie i ładnie, tylko pozostał jeden problem – Itachi. Siedział skulony pod stołem w kuchni i coraz mocniej wgryzał się w swój nadgarstek próbując powstrzymać atak śmiechu.
- Sasuke… - szepnął Naruto odrywając się od gorących ust Anioła. – Co my robimy? – zapytał patrząc mu w oczy z rumieńcami na twarzy. Itachi ledwo się powstrzymywał. To było słodkie a zarazem zabawne.
- Cii… - uciszył blondyna Anioł. – Nie przerywaj tej chwili – mruknął i ponownie pocałował Uzumakiego podnosząc go. Narokach przeniósł go w głąb kuchni delikatnie sadzając na stole, pod którym oczywiście ze śmiechu pękał starszy Uchiha.
No nie bez jaj! – krzyknął Itachi w myślach i prychnął.
- Co to było? – Naruto rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Nie wiem. Zignoruj to – mruknął Sasuke i położył dłoń na jego delikatnym policzku.
Powietrza ludzie i anioły, powietrza! – śmiał się w myślach podglądacz. Tym razem nie wytrzymał i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Słyszałeś to?! Ktoś tu jest! – panikował blondyn, drugi raz przerywając pocałunek.
- Tak słyszałem – burknął Sasuke i zmarszczył brwi, a jego wzrok padł na stół. Zauważył postać trzęsącą się pod stołem. Ominął Naruto i schylił się.
- O kurwa…- zacisnął pięści w nerwach. – Itachi! – ryknął.
- Sasu-chan… - wyskamlał. Wypełzł szybko z pod stołu i cofnął się pod ścianę jakby chciał się w nią wcisnąć.
- Itachi…- powtórzył młodszy przez zaciśnięte zęby powoli podchodząc do brata. Itachi pomimo strachu przed nieprzewidywalnym, młodszym bratem, nie potrafił opanować cisnącego się na usta uśmiechu. To był uśmiech drwiny czy szczęścia, że jego niestały braciszek kogoś w końcu kogoś znalazł i to nie na chwilę? Była tylko jedna kwestia do omówienia, ale żeby nie psuć tej chwili, Itachi wcisnął tę myśl w najgłębsze zakamarki umysłu.
- Spokojnie braciszku! – wykrzyknął i rzucił się na niego obejmując szczelnie o wiele silniejszymi ramionami. Sasuke próbował się wyszarpać z jego uścisku, ale nie udało mu się to. Itachi był zbyt silny.
- Co tu robisz?! – warknął mu do ucha. Był podniecony, a jego „kochanieńki” braciszek przerwał mu dobieranie się do Naruto.
- Jestem Twoim nowiusieńkim opiekunem! – powiedział z wielkim bananem na pół twarzy. Jego uśmiech był olśniewający. Był kilka centymetrów wyższy od Sasuke. Dla Naruto to było prawie niemożliwe.
- Jak to nowym opiekunem? A co z Kakashim? – zapytał już spokojnie młodszy Uchiha.
- Kasiek? A Tsunade- sama ma dla niego troszeczkę inna misję – znów błysnął zębami uwalniając brata z ramion.
- Em… przepraszam – odezwał się Naruto dotychczas nie zauważony. – O czym mówicie?
- Ach! Właśnie! Itachi Uchiha! Najwspanialszy na świecie brat Sasuke – przedstawił się skromnie brunet wyciągając rękę w stronę blondyna.0
- Naru-
- Naruto Uzumaki, tak wiem – przerwał mu Itachi z bananem na gębie. Naruto także się uśmiechnął łącząc ich dłonie w uścisku.
- To ja wam już nie przeszkadzam – wypowiedział nad wyraz szybko i zniknął w obłoku.
- Co to było? – zapytał zdziwiony Uzumaki. Sasuke tylko klepnął się dłonią w czoło i oparł się biodrem o stół.
- To właśnie był mój brat – jęknął żałośnie. – Musze porozmawiać z wredną Tsunade o tej sprawie. Ten tępak nie może nadzorować MOJEJ pracy! – warknął zaciskając pięść.
- A mówisz, że to ja jestem zmienny – uśmiechnął się blondasek.

~*~*~*~
Po całej akcji z Itachim, chłopaki zachowywali się tak jak zwykle. Jakby wszystko co starszy Uchiha przerwał nie miało miejsca w ich życiu. Naruto, choć tego nie okazywał, czuł się trochę zakłopotany cała tą sytuacją. Sasuke…cóż, anioł nie zwracał uwagi na nic. Być może to był jego sposób na pozbycie się tego dziwnego uczucia, które pojawia się za każdym razem, gdy spojrzy na blondyna?
- Tak w ogóle…- mruknął brunet – kiedy masz te swoje zawody?
- Zawody? Jakie zawody? A! Te zawody!  -zaśmiał się z własnej głupoty Uzumaki. – w kalendarzu jest zapisane – powiedział z uśmiechem i podszedł do zawieszonego na ścianie małego kalendarzyka. Kółko nakreślone czerwonym mazakiem wskazywało 8 marca. Cóż za zbieg okoliczności. Gdyby Naruto był kobietą to pewnie mógłby liczyć na jakis wstrętny wyschnięty kwiatek.
- 8 marca!
- No pięknie – burknął anioł pod nosem. – To masz jeszcze jakieś dwie doby.
- No i co ja teraz zrobię?! Przez ciebie dobrze się nie przygotowałem!
- Przeze mnie? A co ja takiego zrobiłem? –oburzył się Uchiha.
- Ciągle mi przeszkadzałeś! Zrzucałeś na mnie gałęzie, podkładałeś nogi!
- Bieg z przeszkodami – zaśmiał się pod nosem anioł.
- A! – krzyknął Naruto. – Idź i mnie nie denerwuj!
- Nie pójdę, bo kazano mi ślęczeć przy tobie dzień i noc – bąknął Sasuke rozkładając się na łóżku blondyna.
- Ty…! – warknął pod nosem Uzumaki. Zaczął podchodzić do Anioła, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kto to może być?
- Nie mnie pytaj, Młocie.
- Skończ! – uciął mu Naruto. Poszedł do drzwi. Wziął głęboki oddech uspakajając się i chwycił klamkę otwierając powoli drzwi. Z uśmiechem przywitał jakichś trzech mężczyzn w białych ubraniach.
- Słucham? W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Pan…- gość spojrzał na jakieś kartki, które trzymał w rękach. – Uzumaki Naruto?
- Tak, to ja. Coś się stało? – zagadnął blondyn nic z tego nie rozumiejąc. Czego ci ludzie mogą od niego chcieć?

- Pogotowie psychiatryczne. Zapraszam z nami.

wtorek, 22 kwietnia 2014

... ;-;

Hej Robaczki! Wybaczcie, że dopiero teraz, ale nie miałam internetu ;-; Nie mam świątecznej notki, bo nie wzięłam ze sobą laptopa, a i tak zapomniałam o tych świętach i nic nie napisałam ;----------; a tak btw moi drodzy! Mimo, że już praktycznie po świętach to i tak składam Wam spóźnione życzenia Wielkanocne! Wszystkiego najlepszego! Oby Wam zając jaj nie zeżarł xD

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wakacyjna przygodna: dzień pierwszy

Tak, a więc! To pierwszy rozdzialik nowego opka! Widzę, że początek wam się spodobał ^^ co mnie ogromnie cieszy! I cieszą mnie wasze komentarze! DZIĘKUJĘ ZA NIE! <33 Jesteście świetni! ^^ W takim razie nie będę przedłużać! Miłego czytania, Kochani!
~yatta~
Tak więc, na początek podsumujmy sytuację w jakiej się znalazłem. Po pięknym, przesiedzianym przed laptopem dniu, musiałem iść na pieprzoną kolację do nowych sąsiadów i to akurat w pierwszy dzień wakacji. Siedzę teraz przy stole państwa Uzumakich. Z niewiadomych przyczyn Minato – pan domu – zmienił nazwisko. Podobno pokręcona sytuacja. Pani Kushina – matka blondyna, który otworzył nam drzwi – nałożyła mi 3 talerze swojej sałatki. Mam świetny żołądek i potrafię naprawdę dużo pochłonąć, ale więcej już nie zmieszczę! Za to mój ukochany braciszek wykazał się swoimi „manierami” i zaczął wychwalać kuchnię tej kobiety. No ileż można? Bite pół godziny jęczał jakie to wspaniałe, pyszne i nie wiadomo jakie jeszcze, jedzenie przyrządziła. Ludzie! To tylko pieprzona kolacja! Czym tu się zachwycać?! Podlizujący się debil.. Tak, bardzo kocham swojego brata.

Acha! Został jeszcze jeden gość – blondasek. Cud, miód i pomidorki. Niższy ode mnie i dobrze wygląda w garniturze, ale żeby był jakiś niesamowicie przystojny…? Zaraz! Czy ja oceniałem faceta?! ... No, w sumie…nie ma tu kogo oceniać. Są zaledwie dwie kobiety na czterech facetów. Przecież nie będę obczajał własnej matki.
- Sasuke? – usłyszałem głos pana Minato.
- Co? – wzdrygnąłem się. Za bardzo się zamyśliłem.
- Nie „co” tylko proszę – poprawił mnie Itachi.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakby się mocno nad czymś zamyślił – uśmiechnął się starszy z blondynów.
- Tak, wszystko porządku. Przepraszam, odpłynąłem.
- W swój świat marzeń, jak zazwyczaj? – dociął mi brat. No jak ja mu zaraz….!
- Nawet jeśli to i tak nie masz do niego wstępu, Itachi – odpowiedziałem nad wyraz spokojnie, a na koniec wysyczałem jego imię patrząc mu w oczy. Atmosfera trochę miedzy nami zgęstniała. Mierzyliśmy się wzrokiem dopóki ktoś nam nie przerwał.
- Spokojnie chłopaki, bez spiny.
- Naruto! Co to za język?! – upomniała blondyna jego matka. Ach, Naruto. To tak się nazywa nasz mały przystojniacha. Przegapiłem moment, w którym się przedstawiał. Cóż… trudno się mówi.
- No co? Normalnie mówię – uśmiechnął się do matki i zadowolony z życia niczym pudelek wrócił do zajadania się szóstym talerzem. Jest lepszy ode mnie…ale to się zmieni – kiedyś.
Później szło jak z płatka. Ja się wyłączyłem, Itachi paplał z kobietami, ojciec jak zwykle zasypywał pana Minato pytaniami i swoimi „mądrymi” pouczeniami, a Naruto…cóż…on jako jedyny, nie licząc mnie, nie pasował do tego całego obrazka. No może nie do końca. Od czasu do czasu coś bąknął, uśmiechnął się czy coś. Praktycznie cały ten wieczór go obserwowałem. Trzeba będzie dzieciaka wziąć pod skrzydła i pokazać kilka dobrych miejscówek…Chwila…mały loading…NIE! NIE MA MOWY! O czym ty durnowaty lecz nadzwyczaj przystojny, Sasuke myślisz?! Żadnego pokazywania miejscówek czy brania pod skrzydła! Wybij to sobie z głowy!
- Sasuke? – zagadnął młody Uzumaki. – Wszystko…dobrze?
- Jak najbardziej. Nie rozumiem czemu pytasz – mruknąłem patrząc mu w oczy. Ładne, niebieskie.
- Może dlatego, że uderzyłeś się w głowę po kilku godzinach wpatrywania się we mnie? – uniósł brew, lekko wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Po jakich kilku godzinach? Przyszliśmy tu o 19, a jest zaledwie…- spojrzałem na zegarek wiszący w kuchni. Tak cały czas tam siedziałem. – 2.00…? – otworzyłem szeroko usta. Zdecydowanie nie powinienem tego robić. Zbyt inteligentnie nie wyglądałem. – Jakim cudem jest już druga?! – krzyknąłem zrywając się z krzesła.
- Sasuke, spokojnie! – powiedział blondyn dusząc się ze śmiechu. No naprawdę jest się z czego śmiać! Tyle godzin przesiedzianych w kuchni Uzumakich! Koszmar!
- Coś się stało? – zapytał mój ojciec stając w progu kuchni. Oczywiście, że się stało!
- Nie tato. Wszystko w porządku. Mógłbym już wrócić do domu? Jestem zmęczony – skłamałem. Byłem zdziwiony faktem, że przez cały ten wieczór, zamiast czytać książkę, jeść czy może, hm… czytać książkę, wpatrywałem się w nowego sąsiada. Paranoja!
- Oczywiście. Wszyscy wracamy. Przyszedłem tu, żeby cię zawołać – wymamrotał. Całe szczęście. Wyszedłem za nim z pomieszczenia.

Szybko poszło. Kulturalne pożegnanie, ostatnie rozmowy starszych i ostateczne pożegnanie. Ucałowałem dłoń pani Uzumaki, uścisnąłem dłoń pana Minato, a gdy doszło do pożegnania z Naruto, nie wiedziałem co zrobić. Itachi uścisnął mu dłoń, więc ja chyba też powinienem, nie?
- No to, do zobaczenia – mruknąłem w jego stronę i wyciągnąłem dłoń.
- Do zobaczenia – uśmiechnął się znowu… w zasadzie cały czas się uśmiechał. Uścisnął moją dłoń, a ja miałem wrażenie jakby to trwało wieki. Męczące.
- No, chłopcy! Zbieramy się! – zakrzyknęła wesoło mama. Puściłem dłoń Uzumakiego i odwróciłem się wychodząc z ich domu. Skierowałem się od razu na nasze podwórko.
- Poczekaj! – krzyknął za mną Itachi biegnąc w moją stronę.
- Czego? – burknąłem. Chciałem się już położyć. Naprawdę byłem zmęczony.
- Co tak szybko uciekasz? Nie spodobał ci się blondasek? – zakpił wykrzywiając usta w wrednym uśmiechu.
- Spadaj deklu! Co ma piernik do wiatraka?! Jestem po prostu zmęczony – warknąłem.
- Ha, ha! Udało mi się wyprowadzić cię z równowagi! Znowu! – zaczął się śmiać i poszedł przodem.
- Dekiel! – ryknąłem nie zważając na godzinę.
- Sasuke zachowuj się! – pouczyła mnie mama. Ojciec jak zwykle pokiwał głową i ruszył z mama w stronę domu. Obejrzałem się jeszcze na dom nowych sąsiadów i westchnąłem. No i co przyniosą tegoroczne wakacje?, zastanawiałem się.
- Au…- pomasowałem lewy policzek. Pięknie. Muszę przestać tyle myśleć, bo mi to nie służy, a jedynie szkodzi.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do domu. Muszę się wykąpać i do łózia…


Rano obudził mnie jakiś hałas. Oczywiście Itachi sobie kogoś sprowadził do domu. Jest 12! Ludzie chcą spać! , wykrzyczałem w myślach. Poleżałem chwile, a później uznałem, że skoro Itachi i tak będzie wrzeszczał jak opętany, wstałem. Było cholernie gorąco. Założyłem krótkie spodenki, złożyłem łóżko i poszedłem do łazienki umyć zęby i uporać się z moimi włosami. Po kilku minutach(szybki jestem) wyszedłem z łazienki. Z pokoju mojego brata dochodziły jakieś śmiechy. Ale to nie był ani Kisame, ani Dei-gej, ani żaden świr z jego dziwacznej paczki. Podszedłem pod drzwi i podsłuchałem kawałek rozmowy.
- Tak to było świetne! Jeszcze jak tak się gapił cały wieczór! – powiedział nieznajomy mi gościu.
- Dokładnie! Od razu widać, że miłość w powietrzu! – ekscytował się Itachi.
- Jaka miłość człowieku?! Czy Ty masz jakaś spaczoną psychike czy co?! – oburzył się gość. Zaraz, znam ten głos…
- Czemu od razu spaczoną od razu widać, że to miłość! On nigdy się tak nie gapił na nikogo! A już na pewno nie tak długo! – stawiał przy swoim mój brat. Przecież on rozmawia z…
- Itachi Ty świrze! – roześmiał się…Naruto. Czy oni rozmawiają o wczorajszym wieczorze?!
- Żaden świr! Patrzę to widzę! No uwierz mi na słowo! On już się zakochał!
- Ale z Ciebie głupek! Po prostu się zapatrzył! – mówił blondyn. Właśnie! Jaka miłość?! Ja się tylko zapatrzyłem do cholery!
Wparowałem do jego pokoju i bez przywitania zacząłem gadać jak opętany.
- Właśnie! Tylko się na niego zapatrzyłem! Nie moja wina, że cały wieczór siedział przede mną! Jaka miłość?! Itachi Ty głupi dekiel jesteś! Ja miałbym się zakochać w tym Młocie?! – podniosłem głos na brata i wskazałem na Naruto. Obydwoje patrzyli na mnie jak na debila. No co jest? Spojrzeli po sobie i wybuchli śmiechem.
- No i czego tak cieszycie pyski?! – nie wytrzymałem z nerwów i krzyknąłem.
- O czym – zaśmiał się Itachi – o czym ty mówisz, Sasuke?! – ponownie wybuchł śmiechem.
- My…tylko mówiliśmy o serialu, który oglądamy!- wyjaśnił blondyn. – „zabójcza miłość”!
- Dokładnie! Główny bohater tak się wpatrywał w pewną laskę, że na pewno będą razem! – śmiał się Itachi.
- A ty o czym niby pomyślałeś? O co chodziło z tym „ nie zakocham się w tym młocie”? – zapytał ze łzami w oczach Naruto. Od razu zalała mnie fala gorąca. Policzki miałem czerwone jak burak. Więc… oni rozmawiali o serialu, a ja myślałem, że…i jeszcze ten tekst o zakochaniu… Kami-sama jestem kretynem!, wyrzucałem sobie w myślach. Stałem pośrodku pokoju brata, a oni nadal się śmiali. Nie wiedziałem co robić, więc odwróciłem się i burknąłem pod nosem zawstydzony jak cholera:
- Sorry za wtargnięcie. Już sobie idę.
- Miłego braciszku! – śmiał się Itachi. – I ubierz się golasie! – krzyknął za mną. Odwróciłem się patrząc na niego spod grzywki. W tedy zauważyłem jak Naruto wgapia się z rumieńcami(pewnie od śmiechu) w mój nagi tors. Jakby w życiu męskiej klaty nie widział. Nie powiem, słodko wyglądał. Wyszedłem z jego pokoju i skierowałem się do jedynego miejsca, które zawsze, ale to zawsze, przyjmie mnie z otwartymi…echem, drzwiami. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i stanąłem w kuchni przed urządzeniem moich marzeń.

- Witaj, lodóweczko!