wtorek, 23 grudnia 2014

Na święta :)

- Kiba! Nie! Błagam cie! Nie rób mi tego! Nie umieraj! -  krzyczał wylewając łzy. Trzymał go na rękach. Inuzuka mógł tylko patrzeć w jego oczy zalane łzami. Jedna z nich upadla na jego twarz rozbijając się na policzku. Jego ostatnie słowa nie potrafiły odnaleźć siły by wyjść z jego gardła. Poruszył ustami niemo wypowiadając „ trzymaj się stary…” Zamknął oczy nie czując już nic. Serce pękło mu z powodu wysokiego ciśnienia. Naruto darł się w wniebogłosy. Jego serce pękało z rozpaczy. Wtulił twarz w zimniejace ciało zmarłego chłopaka. Łzy leciały z jego oczu kończąc wędrówkę na koszulce Inuzuki. Nie wiedział co się dzieje wokół niego. Muzyka ucichła już wtedy, gdy krzyk Naruto przeszył powietrze. Wszyscy zebrali się wokół dwóch chłopców. Nikt nic nie powiedział. Impreza skończona, klub został zamknięty.
            Po kilku tygodniach przyszedł do szkoły. Pogrzeb już dawno się odbył, a on nadal o nim nie mógł zapomnieć. Na szczęście miał przyjaciół, którzy wspierali go w trudnych chwilach. Zwłaszcza teraz, gdy chłopak, z którym był, zmarł mu na rękach. Uzumaki nie potrafił wrócić do życia sprzed tego niefortunnego zdarzenia.
- Dlaczego zgodziłem się na tą pieprzoną imprezę! – wyrzucał sobie drąc się w poduszkę.. Wciąż widział jak Kiba nieprzytomnie patrzy w jego oczy. Jak umiera. A on nie może nic zrobić. – KIBAA! – krzyczał zalewając się łzami. „Dlaczego…?” Ta myśl krążyła w jego umyśle.
*
- Co mu się stało? – spytał obok siedzącego Nejiego.
- Nie słyszałeś o wypadku w klubie? – uniósł brwi w zdziwieniu.
- O jakim wypadku?
- Inuzuka zmarł mu na rękach – wytłumaczył długowłosy chłopak.
- Co takiego? – teraz zrozumiał. Sasuke Uchiha, szkolny przystojniak i idol wszystkich dziewczyn w szkole od dawna obserwował blondyna imieniem Naruto. Paradoksalnie szkolny przystojniak nie oglądał się za dziewczynami. Nie dawno zdał sobie sprawę, że nie szczęśliwie zakochał się w o rok starszym Uzumakim. Od jakiegoś czasu o nim wciąż myślał, wyszukał w Internecie, wiedział o nim prawie wszystko. Chodzili do jednej szkoły, mijali się na korytarzach. Sasuke zawsze się za nim oglądał czując dziwne podekscytowanie osobą Uzumakiego. Blondyn chodził do klasy o profilu hotelarza, Uchiha – jak to dziwnie brzmi w połączeniu z jego osobą – do klasy o profilu technika organizacji usług gastronomicznych.
- Ja pierdole – szepnął oglądając się za przechodzącym, przygaszonym chłopakiem. Od czasu śmierci Kiby zapuścił włosy, nie dbał za bardzo o siebie, wrzucał na siebie przypadkowe ciuchy, nie patrząc na to czy wszystko do siebie pasuje. W jego oczach nie było widać żadnego błysku szczęścia. Nic dziwnego. Nikt nie cieszyłby się ze śmierci najlepszego przyjaciela.
            Niebłagalnie zbliżał się wyjazd na praktyki do Niemiec. Naruto miał na nie jechać właśnie z Kibą, lecz teraz miał wątpliwości co to wyjazdu. Uświadomił sobie jednak, że nie warto siedzieć w domu i użalać się nad śmiercią przyjaciela. On sam chciałby żeby Naruto zdobył potrzebne kwalifikacje.
 Każdy z uczestników wpłacił odpowiednią sumę. Każdy z nich dostał również „kieszonkowe” w wysokości magicznych dwóch tysięcy euro. Zdumienie wśród uczniów na widok pieniędzy było nie do opisania. Sasuke rozejrzał się dookoła szukając blondyna. Wiedział, że hotelarze mają jechać razem z kucharzami na praktyki. W końcu wypatrzył rozczochraną blond czuprynę wśród swoich rówieśników. Uśmiech pojawił mu się na twarzy. Uzumaki także rozglądnął się po klasie. Trafił na wzrok Sasuke. Uśmiechnął się lekko i odwrócił w stronę nauczyciela. Uchiha lekko zaskoczony wpatrywał się w plecy starszego chłopaka. Do końca zebrania zdążył tylko usłyszeć datę wyjazdu – dwudziesty października.
                                                                       *
- Jesteś pewny, że chcesz jechać? – zapytała Kushina po raz setny tego ranka.
- Kochanie, dobrze mu to zrobi, będzie zajęty pracą nie będzie myślał o głupotach – szepnął ojciec chłopaka.
- Naruto, synku, uważaj na siebie – szepnęła mu na ucho, tuląc do serca.
- Nic mi nie będzie mamo, to tylko praktyki – mruknął w odpowiedzi.
- Trzymaj się synu – powiedział Mianto i przygarnął go do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.
- Dzięki tato – szepnął blondyn. Autokar już podjechał. Wziął swoją walizkę, obejrzał się jeszcze raz na rodziców, skinął głową i poszedł w jego stronę. Włożył walizkę do bagażnika i wszedł do środka. Usiadł w połowie pojazdu pod oknem po prawej stronie. Gdy autokar ruszył, pomachał rodzicom i zamknął się w swoim świecie, dopóki ktoś mu nie przerwał.
            Sasuke wsiadł ostatni. Ledwo zmieścił swój bagaż. Wsiadł i szukał wolnego miejsca. Przeszedł przez połowę autokaru, aż znalazł puste siedzenie. Spojrzał na blondyna siedzącego pod oknem, aż serce zaczęło bić mu szybciej. Nawet nie marzył o tym by siedzieć obok niego.
- Przepraszam, można? – zapytał na pozór pewnie, choć słychać było lekkie zdenerwowanie w jego głosie. Naruto spojrzał na niego nie przytomnym wzrokiem i skinął głową.
- Jasne – szepnął wracając do swoich przemyśleń. Uchiha usiadł obok i położył zaciśnięte pięści na kolanach. Wiedział, że to jedyna okazja, by wspomnieć chociaż swoje nazwisko. Nie umiał się jednak zdobyć na odwagę. Naruto zauważył jego zdenerwowanie. Uniósł brew i spojrzał na niego. Widział Sasuke z profilu – bardzo przystojnego profilu – przyglądnął mu się i postanowił dowiedzieć się czym chłopak się denerwuje. Znał go z widzenia, za każdym razem czuł na sobie jego wzrok. Sam patrzył w jego stronę i się uśmiechał, gdy przechodził obok niego.
- Czym się tak denerwujesz? – zagadnął przyglądając się jego reakcji. Sasuke drgnął jak oparzony i spojrzał w jego stronę. Miał ciemne oczy, wręcz czarne. Był strasznie przystojny. To pierwszy raz, kiedy Uzumaki mógł się chłopakowi przyjrzeć bliżej.
- Ja…? Ja niczym, niczym – odpowiedział nerwowo. – Ekscytuję się praktykami – mruknął i rozluźnił pięści. „ Aha, kłamczuch”- ta myśl przemknęła przez głowę Naruto. Uniósł kąciki ust i wyciągnął w jego stronę rękę.
- Uzumaki Naruto.
- Wiem –odparł Sasuke ściskając dłoń Naruto. Była taka delikatna. Dopiero po chwili dotarło do niego co palnął. Naruto rozbawiony wciąż się w niego wpatrywał.
- Znaczy…! Uchiha Sasuke! – powiedział trochę za głośno. Uzumaki nadal rozbawiony mruknął:
- Nie jestem głuchy Sasuke, a ręki ze stali też nie mam to trochę boli.
- Przepraszam – odparł Uchiha puszczając rękę Naruto. Rzeczywiście trochę przesadził z siłą. Uzumaki z uśmiechem rozmasował obolała dłoń.
- Na jakim profilu jesteś?
- Technik żywienia i organizacji usług gastronomicznych, a Ty?
- Technik hotelarz – szepnął uśmiechając się. Dla Sasuke to prawdziwie cudowny widok. Od miesiąca nie widział radości na twarzy blondyna.
Pogadali jeszcze chwilę, aż rozmowa ucichła. Co jakiś czas zaczynali rozmawiać o różnych rzeczach, po chwili milkli. Sasuke nadal był poekscytowany faktem, że siedzi obok Naruto, ba! Rozmawia z nim! Po kilku godzinach autokar zatrzymał się na stacji i wszyscy mogli skorzystać z ubikacji. Kiedy już każdy skroplił uczucia, pojazd ruszył w dalszą drogę. Takich przerw było nie dużo, byle jak najszybciej dojechać na miejsce. Powoli się ściemniało. Koło północy mieli dojechać do granicy. Zbliżała się dziesiąta. Autokar skręcił w prawo, a śpiący Naruto oparł głowę o ramię Sasuke. Oddychał spokojnie i równomiernie. Uchiha przełknął ślinę, lecz po chwili się rozluźnił. Jego samego zmorzył sen i oparł głowę o zagłówek siedzenia. Tak spali do świtu.
                                                                       *
            Sasuke obudził się pierwszy. Było koło godziny ósmej. Dopiero po chwili zorientował się, że Naruto objął go w pasie. Widocznie było mu tak wygodniej, a Sasuke to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, położył dłoń na jego mniejszej ręce i przymknął jeszcze na chwilę oczy.
- Budzimy się dzieciaki! Jesteśmy na miejscu! No! Już! Godzina dziesiąta! Wstawać! – krzyczał Kakashi - ich nauczyciel. Sasuke przebudził się ponownie i przeciągnął lekko. Kręgi strzeliły cicho w jego kręgosłupie. Naruto zrobił to samo i zabrał rękę z umięśnionego brzucha Uchihy. Brunet uśmiechnął się i wstał. Wziął swoją bluzę i wyszedł z autokaru czekając na blondyna. On jednak wychodząc z pojazdu tylko uśmiechnął się do niego i poszedł w stronę swoich kolegów. Sasuke czuł się lekko zawiedziony, jednak nie marudził. Dziękował Bogu za możliwość pogadania z blondynem. Wziął swoją walizkę z bagażnika i ustawił się, wraz ze swoja klasą w dwuszeregu, na parkingu.
- Dobra Skubańce. Pracujecie od godziny szóstej do godziny dwudziestej drugiej i żadnego chlania w weekend – uśmiechnął się do jednego z uczniów i kontynuował: - Po drugie jesteście wymieszani klasami. Kucharze z hotelarzami. Musicie nauczyć się poznawać drugich. Lista – tu wskazał na kartkę trzymaną w ręce – z numerami pokojów i nazwiskami poszczególnych osób będzie dostępna w recepcji, ale to dopiero jak do recepcji dotrzecie – Znów się uśmiechnął. Jednak nie był to miły uśmiech. Już wcześniej uczniowie zauważyli, że z parkingu nigdzie nie widać żadnego hotelu. Tu coś nie grało i Uchiha o tym wiedział.
- Jak mamy dotrzeć do naszego hotelu? – zapytał jeden z hotelarzy. Wysoki chłopak ze spiętymi włosami.
- Dobrze, że pytasz Shikamaru – znów ten uśmieszek. – Za chwile dostaniecie namiary na hotel i musicie dogadać się z miejscowymi. – W tym czasie Asuma rozdał wszystkim karteczki z nazwami hotelów i ulicami. -  Jeśli wam się to nie uda to, cóż, trudno się mówi – rzucił i wszedł na pierwszy stopień schodów autokaru. – Życzę powodzenia! Macie czas do południa! – zatrzasnął drzwi i odjechał z piskiem opon. Asuma ledwo zdążył wskoczyć do środka. Wszyscy gapili się na odjeżdżający autokar z rozdziawionymi ustami.
- No to po nas – rzucił ktoś z prawej.
- Zna ktoś niemiecki?! – wydarł się inny z lewej. I tak co chwile padały pytania, na które nikt nie odpowiadał. Nagle Sasuke poczuł na ramieniu dotyk. Odwrócił się i zobaczył Naruto.
- Jaki masz adres? – zapytał. Sasuke tylko podał mu kartkę. Naruto porównał swoje wskazówki ze wskazówkami Sauske  i stwierdził, że mieli pracować i mieszkać w tym samym hotelu. – To znaczy, że ten sam – mruknął. – To co? Nie ma co tracić czasu – rzucił poszedł w wybraną przez siebie stronę.
- Em…Naruto? Gdzie idziesz? – zagadnął zdezorientowany Sasuke.
- Do hotelu rzecz jasna – odparł blondyn przystając.
- Wiesz w ogóle, w którą stronę iść?
Naruto odłożył walizkę na ziemię i zamyślił się po czym inteligentnie stwierdził:
- Nie. A Ty?
- Ręce opadają – westchnął brunet zasłaniając uśmiech dłonią. Rozejrzał się dookoła. Wszyscy w końcu pozbijali się w pary i zastanawiali się od czego zacząć. W końcu dostrzegł restaurację po drugiej stronie ulicy. To do niej należał wielki parking, na którym zostali porzuceni na pastwę losu.
- Chodź młotku – krzyknął w stronę blondyna i nie patrząc na niego ruszył w stronę restauracji.
- Tylko nie młotku smarkaczu! Jestem starszy! – odpowiedział urażony Uzumaki i ruszył za brunetem.
- O niecały rok – mruknął do siebie Sauske i szedł dalej nie czekając na Naruto.
                                                                       *
- Widzisz? Nic trudnego – powiedział z uśmiechem Sasuke siadając przy stoliku naprzeciw Naruto. Przed kilkoma minutami rozmawiał z barmanem. Dowiedział się jak dojść do hotelu, a przy okazji zamówił dla nich kawę.
- Widzę, widzę – mruknął blondyn. – To jak się dostać do tego przeklętego hotelu?
- Musimy iść tą drogą do końca i skręcić w prawo – wskazał jezdnię za szybą. – Jak miniemy stację i skręcimy w boczną uliczkę będziemy na miejscu – wytłumaczył brunet i upił łyk kawy dopiero co przyniesionej przez kelnera. Odstawił kubek i spojrzał za szybę. Po drugiej stronie był parking, na którym wysiedli otoczony sosnami. Przyjemny widok. Słońce było już dość wysoko, w końcu zbliżało się południe. Niebo było prawie bezchmurne. Tylko kilka obłoczków zabłądziło to tu, to tam. Ptaki wzbijały się w powietrze za każdym razem, gdy przejeżdżał samochód i lądowały po chwili na gałęziach drzew.
- Skąd znasz niemiecki? – zagadnął w pewnej chwili Naruto.
- Zawsze mnie interesował. Odkąd pamiętam męczyłem rodziców, żeby zapisali mnie na kurs nauki tego języka. Lubię jego brzmienie – odpowiedział wpatrując się w pusty już kubek po kawie.
- Od dawna mieszkasz w Polsce?
- Od urodzenia. Rodzice się tu przeprowadzili zaraz po wielkiej emigracji do europy. Ojciec miał tu część rodziny, więc znaleźliśmy jakiś ciepły kąt. A Ty?
- Powiedzmy, że miałem podobną sytuację – mruknął blondyn w odpowiedzi. Dopił kawę i wstał. – To może się ruszymy? Nie wiadomo jak długo będziemy iść – powiedział ubierając grubą bluzę. Sasuke zostawił należne pieniądze na stole, zabrał walizkę i wyszedł za blondynem z restauracji.
            Szli już dobrą godzinę. Minęli wiele różnych restauracji, sklepów i nawet komisariat policji. Rozmawiali w tym czasie o swoim życiu, co planują w przyszłości. Jednak Naruto dużo o swojej przyszłości nie powiedział. Nie miał za dużo planów. Wiedział tylko, ze chce znaleźć dobra pracę zaraz po skończeniu szkoły i mieć z kim dzielić życie. Do samej stacji, przy której mieli skręcić, żaden z nich nic nie powiedział. Dopiero Sasuke się odezwał gdy ją minęli.
- Już niedaleko – mruknął próbując rozweselić tą wiadomością blondyna.
- Już mi nogi wchodzą wiadomo gdzie – odparł tamten. Sasuke tylko uśmiechnął się lekko i szli dalej. Przed hotelem przystanęli na chwilę. Był ogromny. Naruto naliczył szesnaście pięter. Uwagę Uchihy przykuła ilość okien kuchennych. Było ich naprawdę dużo.
- Nieźle – szepnął Sasuke i ruszył do wejścia. Naruto w milczeniu postąpił za nim.
Weszli do środka. Ciepło buchnęło im w twarz. Hall był wielki. Recepcja też do najmniejszych nie należała. Podeszli do recepcjonistki. Oczywiście to Uchiha z nią rozmawiał. Podała mu listę i uśmiechnęła się zalotnie. Blondyn zauważył to i zmarszczył brwi. Wiedział o Sasuke wiele rzeczy. Mijał go na korytarzu i już dawno wpadł mu w oko. Wiedział, że nie ma szans, ale jak to powiedział zmarły Kiba „ pomarzyć zawsze można”. I sobie marzył. Jednak nie wpadł na to by śledzić go w Internecie. Zdziwił się, gdy zobaczył Uchihe siadającego w autokarze obok niego. Postanowił jednak zostawić to dla siebie.
- Pokój numer 17 – głos Sasuke wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na niego i na dziewczynę stojącą za jego plecami na recepcji. Dalej się głupio uśmiechała.
- To idziemy – mruknął  i poszedł przed siebie.
- Naruto?
- Co? – przystanął i spojrzał na Sasuke.
- Nie w tą stronę – powiedział z rozbawieniem brunet, wskazując kciukiem schody za swoimi plecami.
- I z czego się cieszysz? – burknął Uzumaki przechodząc obok Uchihy. Ten tylko wzniósł oczy ku niebu i poszedł za blondynem.
            Pokój był wyśmienity. Dwa łóżka równo posłane i nakryte białymi kocami stały pod ścianą po lewej stronie. Okno naprzeciwko wejścia było duże i wpuszczało do środka dużo światła. Widać z niego było mieniący się zachód słońca. Odłożyli walizki, postanowili rozpakować się dopiero następnego dnia. Teraz oboje byli zmęczeni. Dostali harmonogram pracy, który przestudiowali zaraz po tym jak każdy się wykapał.
- Czyli jutro na szóstą – mruknął Naruto.
- Niestety – odparł Sasuke. Porozmawiali jeszcze chwilę leżąc w łóżkach. Po kilku minutowej ciszy oboje zasnęli.
                                                                       *
Dwa tygodnie później.
            Naruto siedział sam w ciemnym pokoju. Było już po jedenastej. Po kąpieli usiadł na łóżku Sasuke, podkurczając kolana. Objął je rękami i wpatrywał się w okno. Sasuke przyszedł chwilę później. Spojrzał na milczącego chłopaka i na jego zawalone rzeczami łóżko. Od początku nie umiał mu wpoić porządku. Wieczorem tylko zrzucał je na podłogę, a rano magicznym sposobem znów były na nim rozrzucone. Brunet nie odezwał się słowem. Poszedł do łazienki i wziął porządną kąpiel. Dzisiaj na kuchni miał co robić. Jeszcze to wieczne stanie w gorącym pomieszczeniu. Kitel miał cały umazany mąką, sosem i karmelem. Włożył go do miski z proszkiem.
- Powinno zejść jak wypiorę – powiedział do siebie. Naruto nadal wpatrywał się w okno. Był nieobecny duchem. To był wyjątkowy dzień. Sasuke w samych bokserkach jak co wieczór, usiadł obok blondyna.
- Co się stało?
- Nic… - odparł Naruto.
- Przecież widzę…- szepnął i objął go ramieniem. Naruto westchnął i spojrzał na swoje kolana.
- Bo widzisz…dziś mija miesiąc jak Kiba nie żyje – mruknął i zamknął oczy powstrzymując łzy. Sasuke tylko przysunął go do siebie.
- Będzie dobrze… - mruknął. – Mogę zapytać jak to się stało? – szepnął tuląc go do swojego torsu. Naruto zastanowił się przez chwilę i opowiedział mu jak do tego doszło.
- Przyszedł do mnie dzień wcześniej. Mówił, że wyczaił niezłą imprezę w klubie niedaleko. Nie chciałem iść. Nie lubię chodzić do klubów. Nie kręci mnie to, ale się zgodziłem po jakiejś chwili. Nie mogłem znieść jego jęczenia – zaśmiał się. – I poszliśmy. Kiba…on trochę za bardzo poszalał – głos mu się załamywał. – Mówiłem mu żeby nie pił tyle. Ale on mnie nie słuchał. W końcu usłyszałem jego krzyk. Był wtedy na parkiecie. Przyciskał rękę do serca. Krzyczałem żeby dzwonili po karetkę! Dopiero wtedy muzyka ucichała – łzy pociekły po policzkach blondyna. Ramionami wstrząsnął szloch. Sasuke objął go mocniej. Naruto wtulił twarz w klatkę Sasuke. – Umarł mi na rękach! Widziałem jak umiera i nic nie mogłem zrobić! To moja wina! Mogłem się na to nie godzić! Mogłem tam nie iść! Mogłem…
- Nie mów tak! – przerwał mu brunet. Nie mógł słuchać jak Uzumaki obwinia się za śmierć przyjaciela. – On i tak poszedł by tam bez względu na to czy poszedłbyś z nim czy nie – powiedział już łagodniejszym tonem. Masował jego plecy próbując go uspokoić. Nawet brzuch Sasuke był mokry od łez blondyna.
- To nie jest twoja wina, Naruto. To nie twoja wina – powtarzał kołysząc się na boki. Po jakimś czasie Naruto się uspokoił. Oddychał równomiernie i spokojniej niż przy płaczu. Łzy wyschły na jego policzkach.
- Zasnął – stwierdził brunet uśmiechając się lekko. Odkrył kawałek materaca spod kołdry i położył blondyna na swoim łóżku.
- Tam spał nie będę – rzucił w stronę zabałaganionego łóżka śpiącego blondyna. Pokręcił głową, wstał i położył się obok Naruto. Nakrył ich obu i już miał się odwrocić plecami do Uzumakiego, kiedy ten wyszeptał.
- Przytul mnie, proszę.
Sasuke zdziwiony spojrzał na plecy blondyna. Nieśmiało przełożył rękę przez jego ciało. Naruto wtulił się w ciało zaskoczonego Sasuke. To było takie miłe uczucie. Czuć ciepło ciała chłopaka, którym interesował się od tak dawna. Przytulił go mocniej i zamknął oczy. Nie mógł zasnąć przez dłuższy czas. Bawił się przydługawymi włosami blondyna, głaskał po głowie, ramionach. W końcu blondyn odwrócił się w jego stronę i wtulił twarz w umięśnione ciało Sasuke aż w końcu brunet zasnął.
            Po kilku dniach Naruto odzyskał swój normalny humor. Nawet zaczął się częściej uśmiechać. Do końca praktyk nie myślał już o śmierci Kiby. Przynajmniej tak wydawało się Sasuke. Albo dobrze udawał, albo nie miał już na to sił. Praca naprawdę wyczerpywała. Na szczęście mieli wolne weekendy. Uzumaki miał problemy z językiem, ale zawsze któryś z kolegów mu pomagał. Najczęściej mówił po angielsku. Sasuke siedział całymi dniami na kuchni. Ciężko harował. Praktycznie cały dzień był na nogach. Jedynie w przerwie obiadowej mógł usiąść na piętnaście minut. Całe szczęście, że w weekendy mogli odpocząć.
            W końcu nadszedł dzień, w którym Kakashi wraz z dwoma innymi nauczycielami jeździł po hotelach i zbierał swoich uczniów do autokaru. Ostatni byli Sasuke z Naruto. Chłopcy stali już od ósmej przed hotelem z walizkami. Obaj byli zadowoleni z możliwości pracy w tutejszym hotelu. Wiele się nauczyli. Przede wszystkim tego, że praca na recepcji czy w kuchni wcale nie jest łatwa i często daje popalić. Kiedy autokar podjechał, drzwi z hukiem się otwarły a w nich czekał już ich ulubiony nauczyciel – Kakashi.
- Siemanko! – krzyknął w ich stronę. – Jak wam się podobało?
- Jakoś poszło – mruknął Sasuke. Naruto uśmiechnął się na wspomnienie nocy spędzonej w jednym łóżku z Sasuke. Nie wiedział czemu, ale strasznie mu się to podobało. Chciał to powtórzyć. Boje zbliżyli się do siebie w ciągu tego miesiąca. Sasuke był szczęśliwy z tego powodu. W końcu rozmawiał z chłopakiem, w którym się kochał już od jakiegoś czasu. Bał się teraz, że ten kontakt zmaleje. Po pierwsze przez następne kilka tygodni będą chodzili do szkoły, po drugie nie ma jego numeru telefonu, a po trzecie Naruto nie wie, że Uchiha się w nim kocha. Za to brunet nie wie, że Uzumaki czuje to samo. Tylko jeszcze na to nie wpadł.
- Poradzili sobie wspaniale – odezwał się głos za ich plecami. Oboje obrócili się. Stał za nimi właściciel hotelu. – Dziękuję, że dałeś mi takich wspaniałych pracowników – uśmiechnął się do Kakashiego. – A to dla was chłopaki – podał im certyfikaty ukończenia praktyk zagranicznych. Oboje wpatrywali się w nie ze świecącymi oczami. Byli z siebie dumni.
- Dziękujemy – odezwali się w tym samym czasie. Uścisnęli sobie dłonie i spojrzeli na nauczyciela.
- Macie szczęście, że mam tu kumpli – powiedział Kakashi z uśmiechem. Za przykładem uczniów uścisnął dłoń właściciela hotelu. – No! W drogę hałastro! Mamy kilka kilometrów do przejechania!
                                                                       *
            Zbliżały się święta. Choinka w domu Uzumakich stała już od dwóch dni mimo tego, że wigilia wypadała w środę, za dwa dni. Niestety dla Sasuke mieli wolne. W szkole widywali się jedynie na przerwach. Po powrocie wymienili się numerami i pisali ze sobą praktycznie codziennie. Wiele ich łączyło, ale też wiele dzieliło. Przede wszystkim Sasuke lubił porządek. Naruto słowo „porządek” traktował raczej jak „poukładany bałagan”, lecz żadnemu to nie przeszkadzało. Na razie. Kilka razy Naruto przyszedł do Sasuke. Zdziwił się na wieść, że Sasuke mieszka sam.
- Nasza szkoła jest najlepsza w regionie. Rodzice nie mogli się tu przenieść, więc wynajęli mi mieszkanie. Wysyłają mi pieniądze, a ja wszystko opłacam – wyjaśnił.
- A jedziesz do nich na święta?
- Nie mam ochoty. Nie dogaduję się z rodziną od strony ojca. Zadzwonię i złożę im życzenia wystarczy – powiedział odkładając kubek kawy na kuchenny stół. Naruto nie umiał zrozumieć zachowania Sasuke. Przecież są święta. Każdy powinien się pogodzić i spędzić święta z rodziną. Nie odezwał się jednak. W pewnym stopniu cieszył się, że brunet nigdzie nie wyjedzie. Ale z drugiej strony nikt na święta nie powinien zostać sam.
- Może…chciałbyś przyjść do mnie na wigilię? – rzucił rozglądając się na około.
- Do ciebie? – zdziwiła go propozycja Naruto, a zarazem ucieszył się jak małe dziecko. Nie miał ochoty spędzać świąt sam, ale znosić towarzystwa kuzynów ojca też nie chciał. – Co na to Twoi rodzice? – zapytał upijając następny łyk kawy. Naruto z radością spojrzał w jego ciemne oczy.
- Zgodzą się! Na pewno! Zobaczysz! – powiedział z radością.
            I w ten sposób, w środowy wieczór Sasuke znalazł się w domu państwa Uzumakich. Stół był starannie nakryty. Z kuchni wypływały smakowite zapachy. Cały dom pachniał świętami. Na nieskazitelnie białym obrusie stało pięć talerzy; cztery dla rodziny i Sasuke i dodatkowy dla niezapowiedzianego gościa. Sasuke usiadł przy stole w salonie. W kącie stała ogromna choinka ozdobiona tonami bombek i różnych ozdóbek. Po nią stały prezenty. Sasuke wcześniej kupił prezent dla Naruto, który już wcisnął pod choinkę. Oczywiście dla rodziców Uzumakiego też kupił jakieś drobnostki.
            Zapadł zmrok. Cała czwórka zebrała się przy stole. Jak zwykle przed każdą kolacją wigilijną pomodlili się, posłuchali kawałka pisma świętego i podzielili się opłatkiem. Sasuke z Naruto najdłużej składali sobie życzenia co jakiś czas wybuchając śmiechem.
- Sasuke! Pozwól na chwilę do kuchni – zawołał Minato, ojciec Naruto.
- Tato, proszę cię – jęknął załamany Uzumaki.
- Cicho synu, muszę z nim porozmawiać!
Sasuke wstał i poszedł do kuchni. Naruto serce waliło w piersi. Rozmawiał z rodzicami na temat Sasuke wiele razy. Wiedzieli, że ich syn jest gejem. I z jego opowiadań wywnioskowali, że zakochał się w Sasuke. Młody Uzumaki bał się teraz, że ojciec będzie rozmawiał na ten temat z Sasuke. Cała jego twarz zrobiła się czerwona z nerwów.
W tym czasie Minato wcisnął Sasuke w strój renifera.
- Proszę pana, czy to naprawdę jest konieczne? – ostatni raz próbował wywinąć się od przebrania.
- Oj jest, jest! Zamiast Mikołaja, w tym roku prezenty rozdaje renifer! – zaśmiał się.
- Minato jesteś genialny! – powiedziała z rozbawieniem Kushina. Chyba tylko Sasuke nie podobał się ten pomysł. W końcu stwierdził, że nie ma sensu się opierać. I tak prędzej czy później zbłaźnił by się przed Naruto. Taki pech.
-No to pięknie! My idziemy sobie usiąść, a Ty przyjdziesz rozdać prezenty! – zaśmiał się Minato podając mu worek z podarunkami, które wcześniej pozbierał spod choinki.
            Sasuke stał zrezygnowany w kuchni, czekając aż Minato go zawoła.
- Sasuke! Przyjdź wreszcie!
- Tato powiedz mi co mu gadałeś? – prosił Naruto.
- Spokojnie synek, nie płacz, będzie dobrze!
Sasuke zarzucił worek na plecy i wykopytkował z kuchni w oszałamiającym tempie ślimaka.
- Nie wiem jaki dźwięk wydają renifery, więc powiem krótko: prezenty przyniosłem – mruknął zażenowany. Naruto powstrzymywał się od śmiechu. Sasuke z przebraniu renifera z czerwonym nosem i rogami na głowie to naprawdę niecodzienny widok.
- Pozwól, że zapytam – powiedział – naprawdę dałeś się w to wrobić?
- Nie miałem wyboru – odparł Sasuke. Niestety jego odpowiedź zagłuszył wybuch śmiechu obu panów siedzących przy stole. Kushina podeszła z uśmiechem do nieszczęsnego Sasuke i położyła mu rękę na barku.
- No już nie śmiejcie się z niego! Przecież nikt nie ma przystojniejszego reniferaod nas! – powiedziała i pociągnęła go za sztuczny czerwony nos co wywołało następny wybuch śmiechu u Naruto.
- Ty się nie śmiej tylko bierz swój prezent – mruknął Sasuke podając blondynowi paczuszkę. Potem dał prezent Minato, a na końcu Kushine ze względu na to, że była to największa paczka i leżała na samym dnie worka. Sasuke odłożył worek do kąta i ściągnął rogi wraz ze noskiem. Chciał usiąść, ale Minato go zatrzymał.
- Stój! – krzyknął. Podszedł Naruto i kazał mu wstać. Oboje nie wiedzieli o co mu chodzi. Zaprowadził syna do Sasuke i kazał mu stanąć naprzeciw niego.
- Kushino – mruknął. – Nie przeszkadzajmy im – puścił oczko w stronę Sasuke i wyszli. Sasuke spojrzał na blondyna ze zmarszczonymi brwiami.
- O co chodzi? – zapytał.
- A skąd mam wiedzieć?
- Naruto, no spójrz że do góry! – zawołała jego matka z progu pokoju.
- Kushina! – wrzasnęła Minato, złapał ją w pasie i wyprowadził z salonu.  
- Nie przeszkadzajcie sobie! – krzyknął jeszcze na schodach.
Naruto zgodnie ze wskazówkami matki spojrzał w górę. Sasuke podążył za nim wzrokiem. Oboje przełknęli ślinę. Na suficie dokładnie nad nimi wisiała…jemioła. Sasuke spojrzał w oczy Naruto. Wiedział tylko tyle, że kocha go, jego ojciec całą tą sytuację stworzył, więc musiał z nim rozmawiać na ten temat. Czy Naruto też cos do niego czuje? Czy nie wygłupi się całując go? Nie zrazi blondyna do siebie?
Naruto spuścił wzrok z jemioły na oczy Sasuke. Widzial, że bije się z własnymi myślami. Ojciec nie mógł zrobić nic gorszego niż postawić ich pod jemiołą. Oczywiście, że czuje coś do Sasuke! Ale skąd pewność, że on także poczuje coś do niego? Do zwykłego Uzumakiego?
- Przepraszam Cie za nich – szepnął i już miał się dosunąć, kiedy Sasuke złapał go za rękę. Raz kozie śmierć!, pomyślał, przełknął ślinę i zamknął niższego chłopaka w ramionach. Naruto zdezorientowany położył ręce na jego klatce.
- Przepraszam – szepnął brunet.- nie mogę dłużej tego trzymać w sobie. Kocham Cię Naruto – powiedział i wpił się w usta blondyna. Przez ich ciała przeszła fala przyjemności. Sasuke całował jego usta delikatnie, a zarazem łapczywie. Bal się, że w każdej chwili Naruto może go odtrącić, ale tak się nie stało. Naruto objął jego kark. Musiał stanął na palcach, żeby Sasuke nie musiał się tak bardzo schylać.
- Tak! – szepnęła do siebie Kushina ocierając łzę szczęścia.
- Kushino chyba ci coś mówiłem – szepnął Minato.
- Zamknij się i patrz – odparła trzymając męża za rękę.


W ten sposób dwie połowy duszy odnalazły się i połączyły na nowo. Wszystko za sprawą świąt i pomysłu ojca Naruto. Na te święta życzę Wam wszystkiego co najlepsze, abyście spędzili je ze swoją całą rodziną! Wesołych Świąt!

czwartek, 11 grudnia 2014

siemaneczko :D

Mam takie pytanko, mam zamiar napisać coś na święta, takiego małego one-shocika...pytanie tylko czy ma być radosny czy krwawy i wyciskający łzy hm..? na podstawie Waszych komentarzy zadecyduję :D Od Was zależy co napiszę <3 Miłego wieczorku <3

środa, 12 listopada 2014

Niebiańska misja 8

A oto kolejne losy naszego blond sportowca! Czy Sasuke się znajdzie? Czy pogodzi się z Naruto? Jak potoczy się pierwsza połowa dnia Uzumakiego? w skrócie.. jak zawsze xD czyli nie wiadomo o co chodzi, ale i tak się czyta xD Dziękuję Wam wszystkim za te cudowne komentarze! Już Wam nie truję czytajcie spokojnie haha :D Miłego czytanka <3 Aaa przepraszam za ewentualne błędy ;-;
~do poczytania~


I nadszedł dzień zawodów. Dzień tak upragniony dla Naruto. Tyle się biedaczek naczekał, nadenerwował. Tyle wysiłku włożył w trening przyozdobiony żartami Sasuke. To powinien być dzień pełen uśmiechu i adrenaliny. No właśnie…powinien.
Sasuke nadal się nie zjawił. Nie dał znaku życia. Spotkał się ze starszym z braci. Niestety Itachi też niczego nie wiedział. Blondyn od rana był przygnębiony. Nie cieszył go nawet fakt wolnych lekcji z racji zawodów. Nie czuł nawet zdenerwowania myśląc o zawodnikach Suny. Nikt ich jeszcze nie pokonał. Zawsze wygrywali. Nawet to nie ruszało tego dnia niebieskookiego blondyna.
- Wszystko przeze mnie – mruknął do siebie wpatrując się w podłogę milczącego pokoju. Przyzwyczaił się do obecności anioła. Do jego kąśliwych uwag. Do jego mruczącego głosu. Aż ciarki przebiegły po plecach Uzumakiego przypominając sobie ten pocałunek w kuchni. Co to miało oznaczać? Dlaczego Sasuke to zrobił? Nie wiedział, ale powoli w jego umyśle powstawała odpowiedź na pytanie „dlaczego on się na to zgodził” ?
- Czas wstawać… - mruknął wstając z łóżka. Po codziennych czynnościach opuścił dom i udał się do szkoły. Nie zwracał uwagi na przechodniów. Nie starał się nawet przeprosić kiedy dobił do któregoś z nich. Wzrok cały czas miał spuszczony. Wgapiał się w swoje buty. Jedynie jakimś cudem dotarł cały i zdrowy pod szkołę. Tam, na placu szkolnym, już czekali na niego kumple. Shikamaru, biorący udział w jednej z konkurencji, także tam stał. Przyglądał się chłopakowi uważnie. Wiedział doskonale, że nie należy na blondyna naciskać. Sam powie co się stało, gdy już będzie na to gotowy. Martwiło go jednak jego zachowanie. Przygaszony, nie zwracający na nic uwagi Uzumaki to nie dobry materiał na zawodnika. Musiał wymyślić jakiś sposób, żeby przywrócić mu choć odrobinę zainteresowania światem.
- Mam nadzieję, że obejdzie się bez wrzasków – mruknął do siebie. Niestety, nadzieja matką głupich. Shikamaru próbował dosłownie wszystkiego. Nawet wymachiwał ramenem przed nosem Naruto, a ten nic! Zero znaku życia! Na treningu ciągnął się po bieżni jakby mu ktoś flaki porozdzierał i kazał wlec po całym stadionie. Trener powoli tracił do niego nerwy. Próbował się dowiedzieć co stało się przyczyną takiego zachowania blondyna, jednak on uparł się i nic nie powiedział. Odburknął jedynie ciche „nic się nie stało” i poszedł wlec się dalej. Dla Nary tego było za dużo. Dorwał go w szatni, gdy Uzumaki zrobił sobie niezasłużoną przerwę. Stanął przed nim, położył ręce na biodrach i ściagając brwi warknął na przyjaciela:
- Co jest Naruto?
- Nic mi nie jest. Skończcie się czepiać – odwarknął.
- Nie mów, że nic się nie dzieje, przecież to widać! Wleczesz się jakby Ci baran w torbę przypierniczył! Ogarnij się chłopie! Przyszedłeś na te zawody pełzać po bieżni czy wygrać z tą pieprzoną Suną?! – wydarł się Shikamaru. Nerwy mu puściły. Doskonale rozumiał, że chłopak może mieć jakieś własne problemy, z którymi nie umie sobie poradzić, ale nie mógł przerzucać tego na te zawody! Nie po to on, Shikamaru i inni kumple ciężko przez cały ten czas trenowali, żeby Uzumaki pokazywał swoje fochy!
- Weź się odczep Shika! Co ty możesz wiedzieć?! Nic ci do moich spraw! Idź dalej trenować i nie susz mi głowy!
- Spróbuj tylko przegrać bieg z Gaarą! A zapamiętasz mój numer buta do końca życia! – rzucił Nara opuszczając szatnię. Na dowód swoich nerwów trzasnął drzwiami z całej siły. Huk niósł się echem po korytarzu i w samej szatni. Zdenerwowany Naruto trzasnął pięścią w jedna z szafek stojących za nim. Czuł, że pieką go oczy. Oczywiście, że nie mógł przegrać z Gaarą! Ale co mu da jeśli wygra? Kto mu pogratuluje? Trener i kumple z drużyny? Oni na pewno, ale nie od nich gratulacji oczekiwał. Chciał wygrać na oczach Sasuke. Chciał mu pokazać, że mimo pecha, na bieżni jest niepokonany! Łzy napłynęły mu do oczu. Przetarł je ze złością.
- Nie wolno mi ryczeć! – warknął do siebie. Shikamaru ma rację. Nawet jeśli Sasuke go nie zobaczy, nie może zawieść przyjaciół. Wstał oblał się butelką zimnej wody tworząc kałużę na ziemi i wyszedł z pomieszczenia.

                                                                 ~*~*~*~
- Gdzieś Ty się do cholery podziewał?! – wydarł się kruczoczarny anioł na podobnego sobie, choć młodszego chłopaka. Sasuke właśnie wszedł do pokoju wyznaczonego dla Itachiego, w którym starszy Uchiha wypełniał papierki dotyczące nadzoru podopiecznego – czyli odbębniał robotę za Sasuke.
- Tam gdzie zawsze – mruknął tamten.
- Czyli gdzie?
- Wszędzie – odparł z przekorą lekko się uśmiechając. Itachi wpatrywał się w uśmiech brata z ulgą. Tylko kilka razy w życiu miał okazję zobaczyć jak ten się uśmiecha.
- Sasuke, Naruto jest przygnębiony – wypowiadając te słowa nie był pewny reakcji brata. Ten jednak wydawał się zainteresowany i unosząc lewą brew.
- Przygnębiony mówisz? Ciekaw jestem dlaczego? – zagadnął splatając palce w charakterystyczny dla Sasuke sposób. Itachi spojrzał podejrzliwie w oczy młodszego brata po czym powoli odpowiedział na zadane pytanie:
- Nie pojawiłeś się od pewnego czasu, martwi się, że już nigdy cię nie zobaczy. Dobrze wie, ze zrobił źle wypowiadając te słowa. Sasuke, powinieneś z nim porozmawiać. Poza tym dzisiaj mija dzień, który ociera się o granicę porzucenia misji. Dobrze wiesz co za to grozi!
- Wiem braciszku. Nie martw się, nie zamierzam porzucać tej misji. Myślę, że wiesz co mam na myśli, a powracać do podrzędnej roboty u Orochimaru też nie zamierzam – odparł młodszy. Wstał i poszedł w swoją stronę. Itachi nie miał zamiaru za nim podążać. Znał swojego brata i wiedział gdzie ten teraz podąży.
- Gorzej jak dowie się o pewnym haczyku w anielskim życiu – westchnął i wrócił do swoich przykrych obowiązków.

                                                           ~*~*~*~


Chłopcy spojrzeli na zbliżającego się blondyna z zaciekawieniem. Miał zaciętą minę, lekko zaczerwienione oczy i zaciśniętą pięść. Shikamaru odetchnął z ulgą. Wiedział, że to co powiedział w szatni dotarło do Uzumakiego. Naruto stanął przed nimi z opuszczoną głową. Wszyscy czekali na słowa, które padły z jego ust chwile później.
- Przepraszam was. Nie powinienem się tak zachowywać. Tak, macie racje, mam pewien problem, ale nie powinienem złości i frustracji wyładowywać na was nie biorąc pod uwagę dzisiejszego dnia. Wszyscy ciężko trenowaliśmy i taki gnojek jak ja nie ma prawa zepsuć wszystkiego przez swoje humorki. Przepraszam!- wykrzyknął ukłonił się nisko kolegom po czym szybko wyprostował się, unosząc pięść na wysokość oczu – wygramy to! – obiecał.
Nikt się nie odezwał. Patrzyli na niego z podziwem. Co poniektórzy kiwnęli głowami na znak akceptacji. Shikamaru podszedł do przyjaciela położył mu rękę na ramieniu i pokiwał głową z uznaniem. Blondyn spojrzał na wyższego Narę, a ten tylko uśmiechnął się.
- Wracajmy do rozgrzewki! Mamy dziesięć minut! – rozkazał i naraz każdy z zawodników wrócił do rozciągania, skakania, biegów i czego to jeszcze nie wymyślili. Shikamaru popchnął Uzumakiego na bieżnię, a ten z zapałem wziął się za rozgrzewkę. Dobiegł do polowy bieżni kiedy zobaczył jego. Ściągnął brwi i mocniej zacisnął pięści wypowiadając w myślach słowa skierowane do wysokiego chłopaka siedzącego na trybunach.


środa, 22 października 2014

Wakacyjna przygoda: dzień trzeci

Czy teraz będzie dobrze? Sami oceńcie ;) Przepraszam, że tak długo się z tym biłam.. testy, sprawdziany, kartkówki.. doprowadza mnie to do szału! ;-; Jeszcze dyrektor się na mnie uwziął -.- skąd na świecie biorą się takie tępe pały? ;-; Wybaczcie już nie smęcę xD To..miłego czytania ;)
~zapraszaaaam~ 

Już wczoraj doszedłem do wniosku, że będę musiał ścierpieć jakoś obecność Naruto w moim wakacyjnym życiu – jak nie dłużej, - ale żeby drugi dzień pod rząd ten młot miał czelność mnie budzić, to było za dużo! Obróciłem się na drugi bok przykrywając kocem pod sam czubek głowy. Przycisnąłem nawet poduszkę do głowy, żeby zagłuszyć ten jego cholerny śmiech. Żaden z moich zabiegów nie pomógł…ŻADEN. Wkurzony jak sto diabłów siadłem na łóżku. Jeszcze zaspany, rozczochrany i w samych bokserkach wyszedłem z pokoju. Skierowałem się w stronę łazienki. Ziewając spojrzałem na drzwi pokoju brata. Były…właściwie to ich nie było…
- Coś ty, kurwa, Itachi zrobił?
- O co ci chodzi ,braciszku? – zapytał zdziwiony jakby nie wiedział o co chodzi. Jak mnie ta jego głupota czasem drażni…
- O drzwi, pacanie, a raczej o ich brak – wskazałem na gołe futryny. Przeniosłem wzrok na Uzumakiego. Powtórka ze wczoraj? Maślane oczka wpatrzone w moją klatę, usta lekko rozchylone i zadowolony wgapia się we mnie jakby faceta na oczy nie widział. Co za młot.
- A! Widzisz, ściągnęliśmy je z Naruto, żeby więcej nie musiał w nie wpadać, gdy się gonimy po domu – powiedział z uśmiechem na gębie. Boże, gonić po domu?! Co to dzieci jakieś czy co?! Spojrzałem na Itachiego z pożałowaniem i drapiąc się po głowie poszedłem dalej. Dopiero w łazience dotarło do mnie, że te wakacje będą dla mnie czymś w rodzaju „zobacz co cię dziś czeka!”. Codziennie coś nowego. Chyba nie powinienem tak mówić…to dopiero 3 dzień wakacji…może się to jeszcze zemścić i stanie się rzeczywistością. Tego bym nie przeżył. Będąc w łazience i robiąc to co zawsze robię, przemyślałem akcję sprzed kilku minut. Nie powinienem się dziwić, że Itachi nagle nie ma drzwi. Skoro jego mózg wyparował w ciągu chwili, to czemu drzwi by nie mogły?
W końcu moje marzenia się spełniły i mogłem wrócić do swojego kochanego pokoiku! Poszedłem, więc do pokoju, przebrałem się i znów wlazłem na kompa. Co ja się będę spieszył z życiem? Pomarnuje je sobie spędzając czas w Internecie! Ci dwaj darli mordy, ojca nie było, mama oporządzała ogród…żyć nie umierać.
W końcu znudziło mi się wieczne siedzenie przed kompem. Kiedyś przez to będę łaził o białej lasce wymachując nią na wszystkie strony tylko po to żeby nie wpaść na słup. Zszedłem na dół i jak zwykle przywitałem się z moją ukochaną. Wszamałem coś na szybko i wyszedłem do ogrodu. Czas coś porobić leniu!
- Hej mamo! Pomóc Ci w czymś?
- Och! Sasuke! Co się stało, że nie grzebiesz o tej porze w lodówce? – zaśmiała się. – Chętnie przyjmę Twoją pomoc. Powiedz Itachiemu, żeby skosił wreszcie tą trawę!
- Ok! – zawołałem i wróciłem się do domu. Wychodziłem akurat po schodach, gdy wpadłem na obu ciołków przepychających się między sobą.
- Na schodach to trochę niebezpieczne – mruknąłem spoglądając na brata.
- Spoko wodza Sasu! Nic się nie stanie! Znowu wracasz marnować żywot w Internetach? – uśmiechnął się.
- Nie, mama kazała mi przekazać, żebyś wreszcie skosił trawnik – wymamrotałem i zawróciłem.
- Teraz? Przecież mam gościa!
- Nie jęcz tylko zrób co do Ciebie należy! Ja się nim zajmę – zerknąłem na nich przez ramię. Spojrzeli na siebie, wzruszyli ramionami i oboje się uśmiechnęli. Odbicia lustrzane czy co?
- No dobrze! Tylko się zachowuj Sasu, nie odstrasz mi kolegi! – zakrzyknął wybiegając z domu. Skąd on bierze tyle energii?
- No, dobra. To chodźmy do mnie – mruknąłem do blondyna. Spojrzał na mnie niepewnie, ale grzecznie poszedł moim śladem. Usiadłem na łóżku poklepując miejsce obok siebie.
- Nie krępuj się siadaj. Przecież nie gryzę – uniosłem kąciki ust imitując tym samym uśmiech. Chyba to wystarczyło żeby młotek się ruszył. Usiadł obok w pewnej odległości nie patrząc na mnie. Wgapiał się w podłogę milcząc jakby znalazł tam coś wartego uwagi. Zrobiło się trochę niezręcznie cicho, więc postanowiłem zagadać.
- Jak ci się podoba nowy dom? – zagadnąłem. Trochę zbyt proste pytanie, ale na początek  rozmowy wydawało mi się najlepszym wyjściem.
- Cóż…muszę przyznać, że ciężko mi się przyzwyczaić do nowego domu, ale mam nadzieję, że to minie – odpowiedział z uśmiechem.
- Z całą pewnością. Zawsze tak jest – odpowiedziałem lekko się uśmiechając. Od razu się odprężył. Rozluźnił mięśnie i zaczął nawijać makaron na uszy. W sumie całkiem dobrze mi się z nim rozmawiało, co mnie zaskoczyło. Zwykle nie gadam z nikim dłużej niż pięć minut. Może nie jest, aż tak postrzelony jak na początku mi się wydawało? Zobaczymy, to dopiero trzeci dzień naszej znajomości.
Tak się zagadaliśmy, a właściwie Naruto się zagadał, bo ja w większości tylko słuchałem jego opowieści, że nie zauważyłem kiedy minęły te trzy godziny. Itachi wrócił cały upocony i oblepiony trawą. Jak zwykle z bananem na twarzy uświadomił nas, że idzie wziąć prysznic. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę, że nie była mi ta informacja do szczęścia potrzebna, ale było za późno by mu to wypomnieć.
Naruto całe popołudnie przesiedział u nas. Zjadł z nami obiad a pod wieczór wrócił do domu niemal siłą zaciągnięty przez Kushinę. Nawet mnie rozśmieszyła ta sytuacja.
- Nie można tak nadszarpywać gościnności sąsiadów Naruto! - pouczyła go.
- Ale ja nic nie nadszarpuje!
- Nadszarpujesz. Koniec dyskusji! Do domu! – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Przepraszam za kłopot Mikoto…
- Ależ nie ma problemu! Naruto to taki miły chłopiec – mama machnęła ręką z uśmiechem na potwierdzenie swoich słów.
- Pójdziemy już. Dowidzenia!
- Dowidzenia! – powtórzył blondyn, uśmiechając się w naszą stronę i wyszli.

Podsumowując, to był spokojny i całkiem miły dzień. Nie licząc niespodzianki z drzwiami brata oczywiście. Całkiem miło rozmawia się ze spokojnym, opanowanym Uzumakim. Miła odmiana od wiecznego śmiechu i hałasu jaki robi wraz z Itachim. Mam nadzieję, że jutro będzie równie miło jak dziś. Może w końcu pójdę na basen?

piątek, 4 lipca 2014

Człowieki!! ;---;

W związku z tym, że są wakacje.. jestem u babci.. nie mam internetu.. wariuje od słońca i nie mam laptopa! ;=; zawiesił się skurczysynek i nie wiem kiedy bd cały i zdrowy i czy wgl operacja się powiedzie! ;=;  na razie nie mam na czym pisać.. nie wiem czy uda mi się coś wrzucić przez wakacje, nie mówiąc o dalszych miesiącach.. jestem tak wkurzona na tego mojego laptopa aaa!!! *10 minut później* ok..już w porządalu :D  tak, więc w skrócie na razie nie dam rady nic dodać chyba, że moja best friend forever mi pomoże i pożyczy swojego kompa ;=; trzymajcie kciuki Robaczki! aa! I dziękuję za komentarze.. nawet nie wiecie jak się cieszę, że przypadają wam do gustu moje bazgroły :D

wtorek, 24 czerwca 2014

Niebiańska misja 7

Hej,hej, hej Robaczki! Wreszcie napisałam następną część :D cóż... nie bez powodu dzisiaj to wrzucam... ;D robię sobie i Wam taki mały prezencik w dzień urodzinków xD Oksy nie przedłużam aaa!!!! Bym zapomniała! ;=; ZŁA JA! ;=; DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE KOCHANI!!!! :D
~miłego...czytanka <3~


- No to się porobiło! – zakrzyknął Sasuke po wyjściu przemiłych Panów z pogotowia… psychiatrycznego. Okazało się, że po pięknych gościnnych występach Sasuke, Kiba dostał świra do głowy. Nie umiał sobie biedaczek poradzić ze swoimi przeżyciami, latającym popcornem i syfem w domu Naruto. Panowie z psychiatryka przyszli dowiedzieć się czy blondasek czasami czegoś nie wie na temat przyjaciela. Uzumiakiemu ciężko rozmawiało się z gośćmi, a to wszystko przez anioła. Często musiał się powstrzymywać by nie spojrzeć w przestrzeń  po swojej lewej stronie i nie trzepnął niewidzialnego dla gości Uchihy.
- Pięknie! I to wszystko Twoja wina! – wydarł się Naruto wskazując palcem Sasuke, gdy panowie w białych uniformach postanowili zostawić go w spokoju. Za dużo się nie dowiedzieli. Naruto może i dobrze trybi, ale do tego potrzeba czasu.
- Moja? A wiesz, że nie ładnie wskazywać palcem na anioła? – dodał z uśmieszkiem.
- Tak Twoja! Po jutrze są zawody! Ja nie jestem dobrze przygotowany, a Kiba przez Ciebie wylądował w pokoju z gumowymi ścianami! – dramatyzował blondyn.
- Czy ja wiem czy takie gumowe te ściany? – zamyślił się anioł.
- Och! Zejdź mi z oczu! – warknął Uzumaki i wyszedł z pokoju.
~Pięknie… Teraz nie mamy jednego z lepszych sprinterów!~ denerwował się w duchu. Przeraził go fakt, że martwi się bardziej zawodami niż kolegą, ale szybko mu przeszło, gdy zorientował się, że Sasuke ciągle za nim podąża.
- Mógłbyś przestać za mną łazić jak jakiś pierniczony cień?!
- Jestem tu po to żebyś sobie nie robił więcej krzywdy, młocie.
- To lepiej by było jakbyś się w ogóle nie zjawił! – wykrzyczał prosto w twarz zaskoczonego Uchihy. Sasuke by się do tego nie przyznał, ale zabolały go słowa blondyna. Spojrzał na niego z góry.
- Skoro tak bardzo tego chcesz – powiedział grobowym głosem. – Żegnaj, Naruto.
   Po tych słowach rozpłynął się w powietrzu. Blondyna zamurowało. Stał i patrzył się w miejsce, w którym jeszcze przed sekundą stał jego anioł… Po krótkiej chwili opamiętał się. Wiedział, że zawsze po tym jak znika, jakieś pół godziny później wraca.

                                                           ~*~*~*~

Zbliżał się już wieczór, gdy Naruto Uzumaki, siedząc w kuchni, wpatrywał się beznamiętnie w okno. Nigdzie nie było ani śladu Sasuke. Nie widział go, nie słyszał.
- A z resztą! Kij mu w nery!
Wstał i poszedł do łazienki. Jutro ostatni dzień luzu. Następny dzień będzie tym wielkim! Zdobędzie medal! Jego szkoła na pewno pokona Sunę! Nie ma tak szybkiego gościa jak on!
Z pogodną myślą wyszedł już wykąpany, pachnący i lśniący z pomieszczenia. Skierował się do pokoju i znów mina mu zrzedła. Przyzwyczaił się do widoku Sasuke rozkładającego się na jego łóżku i czekającego na niego. Tak, od dwóch tygodni spali w jednym łóżku. Uchiha stwierdził, że nie ma zamiaru siedzieć i „gapić się na niego” jeśli ma okazję na sen.
Położył się w zimnej pościeli i nakrył kołdrą. Spojrzał na godzinę. Dziesiąta. Długo w tej łazience siedział. Zamknął oczy i spróbował myśleć o czymś przyjemnym. Niewiarygodne jak trudno było mu zasnąć bez ręki Sasuke przewalającej się przez jego bok. Bez poczucia tego ciepła drugiej osoby…
- Sasuke… - szepnął ściskając poduszkę w ramionach.
                                                           ~*~*~*~

Następnego dnia w drodze do szkoły nie spotkało go nic strasznego. Przynajmniej w mniemaniu normalnych ludzi. Naruto uwierzył, że anioł przynosi mu szczęście i przez to co chwile potykał się o popękane płyty chodnikowe czy korzenie drzew w parku, którym codziennie przechodził. Raz o mało nie przejechała go hulajnoga, co było dla blondyna koszmarem. Odkąd, jako pięciolatek, wjechał w mrowisko wpadając w nie twarzą, ma uraz do tych małych, podstępnych środków transportu dla dzieci.
Teraz siedział w ławce spoglądając za okno. Miał przymrużone oczy, głowę podpierał na dłoni a jego wzrok był nieobecny. Nie wiele osób zwracało na niego uwagę. Jedynie Shikamaru, jego kumpel, tak samo bliski jak i Kiba, zauważył, że coś jest z blondynem nie tak. Nara Shikamaru, spokojny i opanowany do granic możliwości chłopak z klasy Naruto i jedyny człowiek, który własnie do niego podchodził.
- Hej, Naruto, co Ci dolega? – zapytał przysiadając się do przyjaciela.
- Shika… - zaskoczył. – Nic, nic mi nie jest. Zamyśliłem się i tyle – uśmiechnął się promiennie mając nadzieję, że Nara nabierze się na ten numer.
- Żadnych takich sztuczek – mruknął brunet rozciągając policzki blondyna.
- Au, Au, Au!! Puść! – krzyknął śmiejąc się przy okazji.
- No już dobrze, już dobrze – mruknął flegmatycznie i puścił obolałe policzki Uzumakiego. – A teraz gadaj co jest.
- Ale naprawdę nic się nie stało.
~Kłamiesz grubasku~ pomyślał Shikamaru. Jak to zwykle miał w zwyczaju do wszystkich mówić per „grubasku” to do swojego otyłego kumpla Chojiego nigdy tak nie powiedział. Wiedział, że takie słowo skierowane w jego stronę grozi śmiercią lub kalectwem. Już nie raz musiał powstrzymywać kumpla przed zmiażdżeniem idioty, który odważył się nazwać go grubasem.

- No dobra – zrezygnował wiedząc, że i tak nic nie wyciągnie z blondyna. – Co by się nie działo… będzie dobrze Naruto. – uśmiechnął się lekko i odszedł. Naruto śledził go wzrokiem, gdy odchodził. Po chwili przybrał tą samą pozycję co wcześniej, tylko coś się w nim zmieniło. Jego twarz nie była już tak posępna. Oczy lekko się roześmiały, a na ustach pojawił się lekki uśmiech.
 ~ Dzięki Shika…~

wtorek, 27 maja 2014

Wakacyjna przygoda: dzień drugi

Och! Skończyłam następny dzionek :D niebianska misja powoli się pisze, spokojnie ;) ale mam teraz zakurzony tydzień! codziennie jakieś testy! Boże, ludzie odpuśćcie sobie prawie wakacje są!;---; wracając... ROBACZKI! dziękuję Wam za komentarze i za to, że wpełzacie na mojego bloga ;) Witam nowych czytelników haha bardzo mi miło! ;D Mam nadzieję, że będzie Wam się dobrze czytało następny dzionek Wakacyjnej przygody Saska :D A może ta przygoda nie będzie tylko wakacyjna? Co Wy na to?
~ zapraszam~

Oczywiście znów wpadła mama z pytaniem „znowu kopiesz w lodowce, Sasuke?”, a ja jak zwykle odpowiedziałem, że zgłodniałem. Zrobiłem kilka kromek i zanim się obejrzałem wszystkie zjadłem. Było tak gorąco…
- Sasuke, dlaczego chodzisz bez koszulki po domu? – zagadnął ojciec. Podniosłem wzrok znad pustego talerzyka i spojrzałem na jego wykrzywioną w zdziwieniu twarz.
- Bo jest mi gorąco. Tobie chyba też – odparłem spoglądając na jego spoconą koszulkę. Nic nie odpowiedział. Skinął na mnie głową, wziął mój talerz i zaczął robić sobie śniadanie. Olałem jego nadzwyczaj dziwne zachowanie, odszedłem od stołu i ruszyłem do siebie. Przechodząc obok pokoju Itachiego, tych dwoje nadal tyrało kapcia z mojej żenującej wpadki.
- Downy – mruknąłem pod nosem i czmychnąłem do swojego królestwa.

Mój brat jest naprawdę niedoczołgany. Ledwo poznał tego…jak mu tam… blondasa i już go sprowadza do siebie. Mało tego, te dwa świry znalazły wspólny język! Jak przez całe wakacje (jak nie gorzej) ten cud chłoptaś będzie tu przychodził to będzie koszmar! Dwoje durniów w domu! Zabić się to mało…
- Sasuke! – wpadł do mojego pokoju, drąc jape - bo jakżeby inaczej - mój durnowaty brat. – Golasie wstrętny weź się ubierz… wracając! Idziemy z Naruto do parku. Idziesz z nami? – wyszczerzył żeby w uśmiechu.
- Po pierwsze – warknąłem. – Nie wpadaj do MOJEGO pokoju jak do swojego! Po drugie…nie będę się ubierał… a po trzecie… to czemu nie? – dodałem po namyśle. Jest ciepło, w Internetach nie ma nic ciekawego jak znam to nudne życie, a w domu nie ma się co nudzić…
- W takim razie siedź tu sobie ponurasie… zaraz…- zaciął się w połowie zdania. – WYJDZIESZ Z DOMU?! – wykrzyczał prawie przerażony tym co usłyszał. Jestem onieśmielony jego szybkim kojarzeniem faktów.
- Tak, wyjdę – mruknąłem jak do debila, biorąc z szafy czarny podkoszulek na ramiączkach. Oprócz niego miałem jeszcze kilka żółtych, które kupił mi wiecznie uśmiechnięty Dei-gej. Marudziłem już, że nienawidzę żółtego? Chyba kiedyś mi się zdarzyło…
- Naruto! On idzie z nami! – wrzeszczał nadal zdziwiony Itachi. Fakt, że blondas stał obok niego można pominąć.
Spojrzałem na tych dwóch ciołków i od razu zwątpiłem w życie. Jeden dureń szarpał tym niższym blond-durniem wrzeszcząc „ on z nami idzie! To jakiś cud!”, a ten drugi tylko się śmiał. Nie, nie przeżyję tego, pomyślałem i ominąłem ich schodząc na dół. Po kilku sekundach szedłem razem z Naruto i Itachim w stronę parku. Jak całe życie, olewałem ich i szedłem z ponurą miną przez świat, a raczej przez wąskie uliczki, dookoła których rosły krzaki. A gdyby tak zakneblować Itachiego, i unieruchomić Naruto, wrzucić go do tych krzaków razem z moim bratem? To byłoby piękne, pomyślałem. Ale skąd wziąłbym dwa kneble?
- Jak tu pięknie! – zachwycił się blondyn rozglądając się po parku. Co tu pięknego? Kilka drzewek, trochę cienia, ławki i małe jeziorko, do którego srają kaczki. Rzeczywiście cudownie.
- Kto ostatni przy jeziorku ten zgniły banan! – wywrzeszczał Itachi zrywając się do biegu. I że niby on jest moim bratem? Że niby on jest ten starszy? Że niby on ma 20 lat?! Pokiwałem głową i śledziłem wzrokiem biegnącego Naruto. Roześmiany blondyn, biegł z radością małego chłopca za Itachim. Słońce wpadało w jego złote włosy podkreślając ich kolor. Boże, co ja gadam?! Złote włosy?! Kami-sama Sasuke, skończ ćpać landrynki przed snem…
Wracając do tematu… blondyn dobiegł jako drugi do jeziorka, a ja? Ja szedłem sobie spokojnie narzekając pod nosem czemu się na to zgodziłem.
- Sasuke! Jesteś bananem!
- Zamknij się baranie! Jak się ojciec dowie, że drzesz kopare na cały park to zobaczysz! – zagroziłem bratu. Zawsze czuł respekt przed ojcem. Czemu? Nie mam pojęcia. Jest chodzącym (lecz nie groźnym) ponurakiem, który od jakiegoś czasu jakoś dziwnie się zachowuje. Podśpiewuje, szepta coś na ucho mamie i nawet zauważyłem uśmiech na jego twarzy. Tu naprawdę dzieją się dziwne rzeczy.
- No weź nie wydasz mnie ojcu prawda? – zapytał z przejęciem podbiegając do mnie. Byłem już blisko jeziorka, więc wystarczyłoby kilka kroków, ale oczywiście ten pacan ma za dużo energii w sobie. Miałem go już w garści. Patrzył na mnie niemal ze strachem w oczach. Och, Sasuke, Ty zły, młodszy, przystojniejszy braciszku swego brata…
- Jak się zamkniesz to się zastanowię – odparłem wrednie uśmiechając się kącikiem ust. Widziałem kątem oka jak Naruto przygląda się z uśmiechem naszej wymianie zdań. Wyminąłem brata i zatrzymałem się dopiero na brzegu jeziorka. Po chwili dołączyli do mnie te dwa durnie, znów szczerząc się od lewa do prawa. Że też ich szczęki nie bolą. Mnie już dawno by odpadła.
- Ciepło dziś co nie? – zagadnął blondyn spoglądając na Itachiego. Ten jakoś dziwnie się uśmiechnął puszczając oczko młodszemu.
- A no tak wyszło, że cieplusio – uśmiechnął się. Oni coś knują! Ja to wiem!
- Nie sądzisz, że ta woda wygląda zachęcająco, Itachi?
- Oj bardzo zachęcająco – przytaknął mój braciszek wymijając Naruto tanecznym krokiem. Koło mnie zrobił obrót wokół własnej osi i przełożył swoje ciężkie łapsko na moim ramieniu.
- Co wy kombinujecie? – przerwałem tą głupią wymianę zdań swoim pytaniem spoglądając podejrzliwie to na jednego to na drugiego próbując rozgryźć ich mózgi.
- My? Nic, nic – takim samym krokiem podszedł do mnie Naruto.
- Widzisz, skoro Tobie było tak ciepło w domu golasie…
- I wciąż masz podniesione ciśnienie…
- To może…
- Ci pomożemy! – krzyknął Naruto. Po chwili czułem jak lecę w powietrzu i wpadam w coś mokrego i przeraźliwie zimnego. Otworzyłem oczy będąc pod wodą. Niech no ich złapie! Odbiłem się od dna i wyskoczyłem spod tafli wody. Zaczerpnąłem spore ilości powietrza i odetchnąłem z ulga przecierając oczy. Cały mokry i wściekły wypełzłem z jeziorka kierując kroki w krzaki. Naruto razem z Itachi śmiali się wniebogłosy nie zwracając na mnie uwagi. Nie zauważyli mnie, a ja chowając się w niewielkich szuwarach powoli podchodziłem do nich. Zachciało im się żartów? Proszę bardzo!
Byłem już dostatecznie blisko by usłyszeć pojedyncze słowa. W końcu przestali targać kapcie i spojrzeli na jeziorko. Nie widzieli bym się wynurzył, więc trochę spanikowali.
- Sasuke?! – wydarł się Itachi. Nie odpowiedziałem. Szczerze sprawiało mi to frajdę. Widok zatroskanego braciszka i zdezorientowanego Naruto – komiczne!
- Sasuke, nie wygłupiaj się, cholera! – krzyknął z większą paniką mój brat. Może rzeczywiście powinienem się ujawnić? Spojrzałem na niego i Naruto wpatrujących się w głębię mini jeziorka. Nie ma mowy! Teraz ja się zabawię! Podszedłem bliżej. Byłem tuż, tuż a te ciołki mnie nie widziały.
- Szlag! – mruknęli oboje i weszli do wody wciąż mnie nawołując. Byli strasznie przejęci tym, że mnie nie widzą. Nie dziwie im się. Sam bym się denerwował gdybym zgubił swoją dupeczkę gdzieś w wodzie, którą można porównać do kibelka dla kaczek.
- Sasuke! – wykrzykiwali na zmianę. W końcu nadszedł mój moment. Cicho zakradłem się za ich plecami i BACH! Popchnąłem obydwóch. Wpadli do wody niczym kamyczki rzucone przez dziecko.
- Ha, ha, ha! – roześmiałem się. – Macie za swoje durnie! Więcej mnie nie dotkniecie!
- Sasuke! – znów krzyknął Itachi. Zerwał się szybciej niż z ulicy i wpadł mi w ramiona. – Więcej mi tak nie rób! Bałem się, że Cię stracę!
Nie powiem. To wyznanie z ust Itachiego sprawiło, że poczułem się trochę głupio.
- Wybacz…?
- Za karę…! – urwał w połowie, a ja znów znalazłem się pod wodą. Co za wsza!
Długo jeszcze się wygłupialiśmy w tej wodzie. Pierwszy raz, od dłuższego czasu, czułem się tak swobodnie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz wygłupiałem się z Itachim. Ludzie przychodząc nad jeziorko wsłuchiwali się z uśmiechami na ustach w nasz śmiech. Kilka razy udało mi się wrzucić pod wodę Naruto, ale gdy połączył z Itachim silę musiałem uciekać. I tak nie uniknęło mnie ponowne zanurzenie. Ogólnie muszę przyznać, że nie było tak źle. Poranek spędziłem całkiem przyjemnie. Po kilku godzinach odprowadziliśmy z Itachim Naruto do domu. Ale głupota, odprowadziliśmy, ha! Wystarczyło, że przeskoczył przez nasz płot po obiedzie, który zafundowała mu nasza mama. W suchych ubraniach, a właściwie samych spodenkach resztę dnia spędziłem przed kompem z małymi przerwami na spacerek do mojej chłodnej żony. Ona zawsze wie czego chcę. I zawsze wiem gdzie ją znaleźć. Kuchnia to jednak najpiękniejsze pomieszczenie wymyślone przez człowieka.
- Sasuke…?
- Co? – mruknąłem do brata, który dziwnym trafem nie wbił do mojego pokoju jak do klubu gogo.
- Dzięki… za dzisiaj…kocham cię braciszku – powiedział i z uśmiechem wyszedł z mojego królestwa. Nie wiem czy to mi się przyśniło? Przesłyszałem się? Kocham cię braciszku??
Spojrzałem na zegarek. Jak ten czas szybko leci! Było już dobrze po dziesiątej. O tej porze mój jak i Itachiego mózg jest wyprany z energii. To na pewno musiało mi się przesłyszeć.

Postanowiłem wziąć szybki prysznic i ulec namową Morfeusza bym odwiedził jego krainę. Tak też zrobiłem. Zajrzałem po drodze do kuchni, utuliłem moją żonkę i czym prędzej wróciłem do pokoju wskakując do łóżka. Pierwszy dzień wakacji, a jaki pracowity…

piątek, 25 kwietnia 2014

Niebiańska misja 6

O jeżuuu.. Jak mi to ciężko szło hah xD ale w końcu coś mnie naszło i napisałam notke :D Wybaczcie za ewentualne błędy ;-; boziu, kiedy ja ostatnio notke z tym opkiem wrzuciłam? ;--; kilka miechów temu ;-; wybaczcie ... no ale dość nudzenia! Tak na zakończenie.. dziękuję Robaczki za komentarze ;) mimo, że tak nie regularnie wrzucam notki to i tak jesteście i śledzicie mojego bloga...dziękuję Wam! <3
~było miło <3~

- Ha,ha,ha! Bardzo śmieszne! Mój mały, głupiutki braciszek zakochany!  -śmiał się brunet. Po tym co usłyszał od Kakashiego. Sasuke nigdy z nikim nie był. Przy najmniej nie na dłużej.
- Ale prawdę ci mówię! Itachi, na flache Tsunade ci przysięgam! – upierał się Hatake popijając czarną, dobrze zaparzoną kawę. Siedzieli właśnie w „anielskim” barze. Ulubiona miejscówka Itachiego i jego paczki – Akatsuki.
- Nie uwierzę, póki nie zobaczę! – powiedział brunet nadal trzymając się za bolący od śmiechu brzuch.
- To się jeszcze okaże – mruknął Hatake odstawiając pustą filiżankę na talerzyk. – A tak swoją drogą, to czemu się tak nagle zjawiłeś? – zapytał opierając ręce na stoliku.
- A no właśnie… Mam ci przekazać nowe rozkazy od Tsunade. Od teraz ja się będę zajmował moim kochanym braciszkiem – błysnął zębami w uśmiechu.
- Jak to?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Wiesz, że jak Tsunade coś sobie ubzdura to tak ma być – powiedział i dopił swoją kawę.
- No racja. Ciekawe co znowu wymyśliła? – zastanawiał się na głos.
- Nawet nie chcę o tym myśleć – otrzepał się brunet. – Idę sprawdzić co robi Sasuke! – wykrzyknął podekscytowany Itachi i wstał z krzesła.
- Dobrze! To ja wracam do mojej ulubionej czynności – mruknął Kakashi z błyskiem w oku. Hatake zostawił pieniądze na stoliku i wyszli razem z baru. Pożegnali się i obaj poszli w swoje strony.
~*~*~*~

Stał przed drzwiami „wychowanka” brata i nie wiedział czy tak po prostu wejść czy może nacisnąć dzwonek do drzwi? Po dłuższym czasie myślenia postanowił zrobić to co zawsze, czyli… po prostu pojawić się w środku. Jak postanowił tak zrobił. Odwrócił się, poznając, że znajduje się w kuchni, a jego wzrok padł na…SASUKE CAŁUJĄCEGO SIĘ Z NARUTO?!
Już miał krzyknąć, ale w ostatnim momencie ugryzł się w rękę. Gryząc nadgarstek schował się pod stołem. Jak małe dziecko bawiące się w chowanego modlił się (co za ironia), żeby żaden z nich, a zwłaszcza jego braciszek, go nie zauważył. Chłopcy w tym czasie zajmowali się sobą. Naruto instynktownie zarzucił ręce na kark Uchihy. Sasuke mruknął mu w usta i wsunął język między wargi blondyna. Uzumakiemu spodobało się to. Wszystko szło pięknie i ładnie, tylko pozostał jeden problem – Itachi. Siedział skulony pod stołem w kuchni i coraz mocniej wgryzał się w swój nadgarstek próbując powstrzymać atak śmiechu.
- Sasuke… - szepnął Naruto odrywając się od gorących ust Anioła. – Co my robimy? – zapytał patrząc mu w oczy z rumieńcami na twarzy. Itachi ledwo się powstrzymywał. To było słodkie a zarazem zabawne.
- Cii… - uciszył blondyna Anioł. – Nie przerywaj tej chwili – mruknął i ponownie pocałował Uzumakiego podnosząc go. Narokach przeniósł go w głąb kuchni delikatnie sadzając na stole, pod którym oczywiście ze śmiechu pękał starszy Uchiha.
No nie bez jaj! – krzyknął Itachi w myślach i prychnął.
- Co to było? – Naruto rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Nie wiem. Zignoruj to – mruknął Sasuke i położył dłoń na jego delikatnym policzku.
Powietrza ludzie i anioły, powietrza! – śmiał się w myślach podglądacz. Tym razem nie wytrzymał i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Słyszałeś to?! Ktoś tu jest! – panikował blondyn, drugi raz przerywając pocałunek.
- Tak słyszałem – burknął Sasuke i zmarszczył brwi, a jego wzrok padł na stół. Zauważył postać trzęsącą się pod stołem. Ominął Naruto i schylił się.
- O kurwa…- zacisnął pięści w nerwach. – Itachi! – ryknął.
- Sasu-chan… - wyskamlał. Wypełzł szybko z pod stołu i cofnął się pod ścianę jakby chciał się w nią wcisnąć.
- Itachi…- powtórzył młodszy przez zaciśnięte zęby powoli podchodząc do brata. Itachi pomimo strachu przed nieprzewidywalnym, młodszym bratem, nie potrafił opanować cisnącego się na usta uśmiechu. To był uśmiech drwiny czy szczęścia, że jego niestały braciszek kogoś w końcu kogoś znalazł i to nie na chwilę? Była tylko jedna kwestia do omówienia, ale żeby nie psuć tej chwili, Itachi wcisnął tę myśl w najgłębsze zakamarki umysłu.
- Spokojnie braciszku! – wykrzyknął i rzucił się na niego obejmując szczelnie o wiele silniejszymi ramionami. Sasuke próbował się wyszarpać z jego uścisku, ale nie udało mu się to. Itachi był zbyt silny.
- Co tu robisz?! – warknął mu do ucha. Był podniecony, a jego „kochanieńki” braciszek przerwał mu dobieranie się do Naruto.
- Jestem Twoim nowiusieńkim opiekunem! – powiedział z wielkim bananem na pół twarzy. Jego uśmiech był olśniewający. Był kilka centymetrów wyższy od Sasuke. Dla Naruto to było prawie niemożliwe.
- Jak to nowym opiekunem? A co z Kakashim? – zapytał już spokojnie młodszy Uchiha.
- Kasiek? A Tsunade- sama ma dla niego troszeczkę inna misję – znów błysnął zębami uwalniając brata z ramion.
- Em… przepraszam – odezwał się Naruto dotychczas nie zauważony. – O czym mówicie?
- Ach! Właśnie! Itachi Uchiha! Najwspanialszy na świecie brat Sasuke – przedstawił się skromnie brunet wyciągając rękę w stronę blondyna.0
- Naru-
- Naruto Uzumaki, tak wiem – przerwał mu Itachi z bananem na gębie. Naruto także się uśmiechnął łącząc ich dłonie w uścisku.
- To ja wam już nie przeszkadzam – wypowiedział nad wyraz szybko i zniknął w obłoku.
- Co to było? – zapytał zdziwiony Uzumaki. Sasuke tylko klepnął się dłonią w czoło i oparł się biodrem o stół.
- To właśnie był mój brat – jęknął żałośnie. – Musze porozmawiać z wredną Tsunade o tej sprawie. Ten tępak nie może nadzorować MOJEJ pracy! – warknął zaciskając pięść.
- A mówisz, że to ja jestem zmienny – uśmiechnął się blondasek.

~*~*~*~
Po całej akcji z Itachim, chłopaki zachowywali się tak jak zwykle. Jakby wszystko co starszy Uchiha przerwał nie miało miejsca w ich życiu. Naruto, choć tego nie okazywał, czuł się trochę zakłopotany cała tą sytuacją. Sasuke…cóż, anioł nie zwracał uwagi na nic. Być może to był jego sposób na pozbycie się tego dziwnego uczucia, które pojawia się za każdym razem, gdy spojrzy na blondyna?
- Tak w ogóle…- mruknął brunet – kiedy masz te swoje zawody?
- Zawody? Jakie zawody? A! Te zawody!  -zaśmiał się z własnej głupoty Uzumaki. – w kalendarzu jest zapisane – powiedział z uśmiechem i podszedł do zawieszonego na ścianie małego kalendarzyka. Kółko nakreślone czerwonym mazakiem wskazywało 8 marca. Cóż za zbieg okoliczności. Gdyby Naruto był kobietą to pewnie mógłby liczyć na jakis wstrętny wyschnięty kwiatek.
- 8 marca!
- No pięknie – burknął anioł pod nosem. – To masz jeszcze jakieś dwie doby.
- No i co ja teraz zrobię?! Przez ciebie dobrze się nie przygotowałem!
- Przeze mnie? A co ja takiego zrobiłem? –oburzył się Uchiha.
- Ciągle mi przeszkadzałeś! Zrzucałeś na mnie gałęzie, podkładałeś nogi!
- Bieg z przeszkodami – zaśmiał się pod nosem anioł.
- A! – krzyknął Naruto. – Idź i mnie nie denerwuj!
- Nie pójdę, bo kazano mi ślęczeć przy tobie dzień i noc – bąknął Sasuke rozkładając się na łóżku blondyna.
- Ty…! – warknął pod nosem Uzumaki. Zaczął podchodzić do Anioła, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kto to może być?
- Nie mnie pytaj, Młocie.
- Skończ! – uciął mu Naruto. Poszedł do drzwi. Wziął głęboki oddech uspakajając się i chwycił klamkę otwierając powoli drzwi. Z uśmiechem przywitał jakichś trzech mężczyzn w białych ubraniach.
- Słucham? W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Pan…- gość spojrzał na jakieś kartki, które trzymał w rękach. – Uzumaki Naruto?
- Tak, to ja. Coś się stało? – zagadnął blondyn nic z tego nie rozumiejąc. Czego ci ludzie mogą od niego chcieć?

- Pogotowie psychiatryczne. Zapraszam z nami.

wtorek, 22 kwietnia 2014

... ;-;

Hej Robaczki! Wybaczcie, że dopiero teraz, ale nie miałam internetu ;-; Nie mam świątecznej notki, bo nie wzięłam ze sobą laptopa, a i tak zapomniałam o tych świętach i nic nie napisałam ;----------; a tak btw moi drodzy! Mimo, że już praktycznie po świętach to i tak składam Wam spóźnione życzenia Wielkanocne! Wszystkiego najlepszego! Oby Wam zając jaj nie zeżarł xD

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wakacyjna przygodna: dzień pierwszy

Tak, a więc! To pierwszy rozdzialik nowego opka! Widzę, że początek wam się spodobał ^^ co mnie ogromnie cieszy! I cieszą mnie wasze komentarze! DZIĘKUJĘ ZA NIE! <33 Jesteście świetni! ^^ W takim razie nie będę przedłużać! Miłego czytania, Kochani!
~yatta~
Tak więc, na początek podsumujmy sytuację w jakiej się znalazłem. Po pięknym, przesiedzianym przed laptopem dniu, musiałem iść na pieprzoną kolację do nowych sąsiadów i to akurat w pierwszy dzień wakacji. Siedzę teraz przy stole państwa Uzumakich. Z niewiadomych przyczyn Minato – pan domu – zmienił nazwisko. Podobno pokręcona sytuacja. Pani Kushina – matka blondyna, który otworzył nam drzwi – nałożyła mi 3 talerze swojej sałatki. Mam świetny żołądek i potrafię naprawdę dużo pochłonąć, ale więcej już nie zmieszczę! Za to mój ukochany braciszek wykazał się swoimi „manierami” i zaczął wychwalać kuchnię tej kobiety. No ileż można? Bite pół godziny jęczał jakie to wspaniałe, pyszne i nie wiadomo jakie jeszcze, jedzenie przyrządziła. Ludzie! To tylko pieprzona kolacja! Czym tu się zachwycać?! Podlizujący się debil.. Tak, bardzo kocham swojego brata.

Acha! Został jeszcze jeden gość – blondasek. Cud, miód i pomidorki. Niższy ode mnie i dobrze wygląda w garniturze, ale żeby był jakiś niesamowicie przystojny…? Zaraz! Czy ja oceniałem faceta?! ... No, w sumie…nie ma tu kogo oceniać. Są zaledwie dwie kobiety na czterech facetów. Przecież nie będę obczajał własnej matki.
- Sasuke? – usłyszałem głos pana Minato.
- Co? – wzdrygnąłem się. Za bardzo się zamyśliłem.
- Nie „co” tylko proszę – poprawił mnie Itachi.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakby się mocno nad czymś zamyślił – uśmiechnął się starszy z blondynów.
- Tak, wszystko porządku. Przepraszam, odpłynąłem.
- W swój świat marzeń, jak zazwyczaj? – dociął mi brat. No jak ja mu zaraz….!
- Nawet jeśli to i tak nie masz do niego wstępu, Itachi – odpowiedziałem nad wyraz spokojnie, a na koniec wysyczałem jego imię patrząc mu w oczy. Atmosfera trochę miedzy nami zgęstniała. Mierzyliśmy się wzrokiem dopóki ktoś nam nie przerwał.
- Spokojnie chłopaki, bez spiny.
- Naruto! Co to za język?! – upomniała blondyna jego matka. Ach, Naruto. To tak się nazywa nasz mały przystojniacha. Przegapiłem moment, w którym się przedstawiał. Cóż… trudno się mówi.
- No co? Normalnie mówię – uśmiechnął się do matki i zadowolony z życia niczym pudelek wrócił do zajadania się szóstym talerzem. Jest lepszy ode mnie…ale to się zmieni – kiedyś.
Później szło jak z płatka. Ja się wyłączyłem, Itachi paplał z kobietami, ojciec jak zwykle zasypywał pana Minato pytaniami i swoimi „mądrymi” pouczeniami, a Naruto…cóż…on jako jedyny, nie licząc mnie, nie pasował do tego całego obrazka. No może nie do końca. Od czasu do czasu coś bąknął, uśmiechnął się czy coś. Praktycznie cały ten wieczór go obserwowałem. Trzeba będzie dzieciaka wziąć pod skrzydła i pokazać kilka dobrych miejscówek…Chwila…mały loading…NIE! NIE MA MOWY! O czym ty durnowaty lecz nadzwyczaj przystojny, Sasuke myślisz?! Żadnego pokazywania miejscówek czy brania pod skrzydła! Wybij to sobie z głowy!
- Sasuke? – zagadnął młody Uzumaki. – Wszystko…dobrze?
- Jak najbardziej. Nie rozumiem czemu pytasz – mruknąłem patrząc mu w oczy. Ładne, niebieskie.
- Może dlatego, że uderzyłeś się w głowę po kilku godzinach wpatrywania się we mnie? – uniósł brew, lekko wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Po jakich kilku godzinach? Przyszliśmy tu o 19, a jest zaledwie…- spojrzałem na zegarek wiszący w kuchni. Tak cały czas tam siedziałem. – 2.00…? – otworzyłem szeroko usta. Zdecydowanie nie powinienem tego robić. Zbyt inteligentnie nie wyglądałem. – Jakim cudem jest już druga?! – krzyknąłem zrywając się z krzesła.
- Sasuke, spokojnie! – powiedział blondyn dusząc się ze śmiechu. No naprawdę jest się z czego śmiać! Tyle godzin przesiedzianych w kuchni Uzumakich! Koszmar!
- Coś się stało? – zapytał mój ojciec stając w progu kuchni. Oczywiście, że się stało!
- Nie tato. Wszystko w porządku. Mógłbym już wrócić do domu? Jestem zmęczony – skłamałem. Byłem zdziwiony faktem, że przez cały ten wieczór, zamiast czytać książkę, jeść czy może, hm… czytać książkę, wpatrywałem się w nowego sąsiada. Paranoja!
- Oczywiście. Wszyscy wracamy. Przyszedłem tu, żeby cię zawołać – wymamrotał. Całe szczęście. Wyszedłem za nim z pomieszczenia.

Szybko poszło. Kulturalne pożegnanie, ostatnie rozmowy starszych i ostateczne pożegnanie. Ucałowałem dłoń pani Uzumaki, uścisnąłem dłoń pana Minato, a gdy doszło do pożegnania z Naruto, nie wiedziałem co zrobić. Itachi uścisnął mu dłoń, więc ja chyba też powinienem, nie?
- No to, do zobaczenia – mruknąłem w jego stronę i wyciągnąłem dłoń.
- Do zobaczenia – uśmiechnął się znowu… w zasadzie cały czas się uśmiechał. Uścisnął moją dłoń, a ja miałem wrażenie jakby to trwało wieki. Męczące.
- No, chłopcy! Zbieramy się! – zakrzyknęła wesoło mama. Puściłem dłoń Uzumakiego i odwróciłem się wychodząc z ich domu. Skierowałem się od razu na nasze podwórko.
- Poczekaj! – krzyknął za mną Itachi biegnąc w moją stronę.
- Czego? – burknąłem. Chciałem się już położyć. Naprawdę byłem zmęczony.
- Co tak szybko uciekasz? Nie spodobał ci się blondasek? – zakpił wykrzywiając usta w wrednym uśmiechu.
- Spadaj deklu! Co ma piernik do wiatraka?! Jestem po prostu zmęczony – warknąłem.
- Ha, ha! Udało mi się wyprowadzić cię z równowagi! Znowu! – zaczął się śmiać i poszedł przodem.
- Dekiel! – ryknąłem nie zważając na godzinę.
- Sasuke zachowuj się! – pouczyła mnie mama. Ojciec jak zwykle pokiwał głową i ruszył z mama w stronę domu. Obejrzałem się jeszcze na dom nowych sąsiadów i westchnąłem. No i co przyniosą tegoroczne wakacje?, zastanawiałem się.
- Au…- pomasowałem lewy policzek. Pięknie. Muszę przestać tyle myśleć, bo mi to nie służy, a jedynie szkodzi.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do domu. Muszę się wykąpać i do łózia…


Rano obudził mnie jakiś hałas. Oczywiście Itachi sobie kogoś sprowadził do domu. Jest 12! Ludzie chcą spać! , wykrzyczałem w myślach. Poleżałem chwile, a później uznałem, że skoro Itachi i tak będzie wrzeszczał jak opętany, wstałem. Było cholernie gorąco. Założyłem krótkie spodenki, złożyłem łóżko i poszedłem do łazienki umyć zęby i uporać się z moimi włosami. Po kilku minutach(szybki jestem) wyszedłem z łazienki. Z pokoju mojego brata dochodziły jakieś śmiechy. Ale to nie był ani Kisame, ani Dei-gej, ani żaden świr z jego dziwacznej paczki. Podszedłem pod drzwi i podsłuchałem kawałek rozmowy.
- Tak to było świetne! Jeszcze jak tak się gapił cały wieczór! – powiedział nieznajomy mi gościu.
- Dokładnie! Od razu widać, że miłość w powietrzu! – ekscytował się Itachi.
- Jaka miłość człowieku?! Czy Ty masz jakaś spaczoną psychike czy co?! – oburzył się gość. Zaraz, znam ten głos…
- Czemu od razu spaczoną od razu widać, że to miłość! On nigdy się tak nie gapił na nikogo! A już na pewno nie tak długo! – stawiał przy swoim mój brat. Przecież on rozmawia z…
- Itachi Ty świrze! – roześmiał się…Naruto. Czy oni rozmawiają o wczorajszym wieczorze?!
- Żaden świr! Patrzę to widzę! No uwierz mi na słowo! On już się zakochał!
- Ale z Ciebie głupek! Po prostu się zapatrzył! – mówił blondyn. Właśnie! Jaka miłość?! Ja się tylko zapatrzyłem do cholery!
Wparowałem do jego pokoju i bez przywitania zacząłem gadać jak opętany.
- Właśnie! Tylko się na niego zapatrzyłem! Nie moja wina, że cały wieczór siedział przede mną! Jaka miłość?! Itachi Ty głupi dekiel jesteś! Ja miałbym się zakochać w tym Młocie?! – podniosłem głos na brata i wskazałem na Naruto. Obydwoje patrzyli na mnie jak na debila. No co jest? Spojrzeli po sobie i wybuchli śmiechem.
- No i czego tak cieszycie pyski?! – nie wytrzymałem z nerwów i krzyknąłem.
- O czym – zaśmiał się Itachi – o czym ty mówisz, Sasuke?! – ponownie wybuchł śmiechem.
- My…tylko mówiliśmy o serialu, który oglądamy!- wyjaśnił blondyn. – „zabójcza miłość”!
- Dokładnie! Główny bohater tak się wpatrywał w pewną laskę, że na pewno będą razem! – śmiał się Itachi.
- A ty o czym niby pomyślałeś? O co chodziło z tym „ nie zakocham się w tym młocie”? – zapytał ze łzami w oczach Naruto. Od razu zalała mnie fala gorąca. Policzki miałem czerwone jak burak. Więc… oni rozmawiali o serialu, a ja myślałem, że…i jeszcze ten tekst o zakochaniu… Kami-sama jestem kretynem!, wyrzucałem sobie w myślach. Stałem pośrodku pokoju brata, a oni nadal się śmiali. Nie wiedziałem co robić, więc odwróciłem się i burknąłem pod nosem zawstydzony jak cholera:
- Sorry za wtargnięcie. Już sobie idę.
- Miłego braciszku! – śmiał się Itachi. – I ubierz się golasie! – krzyknął za mną. Odwróciłem się patrząc na niego spod grzywki. W tedy zauważyłem jak Naruto wgapia się z rumieńcami(pewnie od śmiechu) w mój nagi tors. Jakby w życiu męskiej klaty nie widział. Nie powiem, słodko wyglądał. Wyszedłem z jego pokoju i skierowałem się do jedynego miejsca, które zawsze, ale to zawsze, przyjmie mnie z otwartymi…echem, drzwiami. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i stanąłem w kuchni przed urządzeniem moich marzeń.

- Witaj, lodóweczko!

piątek, 28 marca 2014

Proluś? ^^''

Taki troll xD Wybaczcie, że to jeszcze nie jest rodział "niebiańskiej misji".. mam mały zastój w tym opku.. nie chcę pisać na odczep się, więc wstawię rozdział jak tylko go porządnie napiszę. Tym czasem.. napadło mnie na zupełnie inne opowiadanie.. wstawiam tu taką małą próbkę.. jeśli Wam się spodoba to będę kontynuować, jeśli nie to trudno napisze to dla siebie :D
Ps. dziękuję Wam za komentarze! i za każdym razem będę dziękować, bo dzięki temu wiem, że jesteście, czytacie i zostawiacie na tym blogu swój ślad nie tylko przez wyświetlenia <3
~ the end ^^~

- Sasu...rozchmurzysz się wreszcie?
- O co ci chodzi Itachi? - zapytałem. Już powoli zaczynałem mieć tego dość. Wejdzie taki bałwan człowiekowi do pokoju i jęczy o głupie wygięcie ust. Jak głupim trzeba być żeby tak ślęczeć nad człowiekiem 15 minut?
- Zawsze się obrażasz i ciągle tylko mruczysz pod nosem. Uśmiechnij się chociaż na chwile…- prosił mój brat - Itachi. On jest ciągle uśmiechnięty. Jeden wariat w domu wystarczy.
- Nie mam  powodu do uśmiechu. Mógłbyś mnie już zostawić? – burknąłem pod nosem wpatrując się w tą samą kartkę książki. Nawet w spokoju poczytać człowiekowi nie dadzą.
- Eh…no dobrze braciszku. Ale pamiętaj co dzisiaj jest za dzień – powiedział z uśmiechem wychodząc z pokoju.
- Jasne, że pamiętam – mruknąłem i wróciłem do czytania. Niestety nie wyszło mi to za bardzo. Zirytowany odłożyłem ją na bok i zacząłem wgapiać się w okno. Pierwszy dzień wakacji i dzień przeprowadzki nowych sąsiadów. Podobno to dobrzy znajomi moich rodziców. Mają syna w moim wieku. Podobno jest mojego wzrostu i jest „niewiarygodnie przystojny, jak jego ojciec”. Akurat, już im uwierzę.
Westchnąłem i wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół, do kuchni i od razu skierowałem się w najpiękniejsze miejsce tego domu – lodówka.
- Sasuke, co tu robisz? – usłyszałem przyjemny głos mamy. – Znowu buszujesz w lodówce? – zaśmiała się.
- Tak mamo, zgłodniałem – mruknąłem wyciągając kawałek ciasta. Sernik, mój ulubiony.
- Pamiętasz, że dzisiaj idziemy na kolację do naszych nowych sąsiadów? – zapytała z uśmiechem na ustach. Strasznie cieszyła się z tej całej „afery” z przeprowadzką.
- Tak mamo, pamiętam – powiedziałem z buzią pełną ciasta i usiadłem na krześle.
- Cieszę się Sasu – uścisnęła mnie i wzięła się za robienie obiadu. Swoją drogą jestem strasznie ciekawy co dobrego dzisiaj zrobi. Znając swój brzuch za pięć minut będę głodny. Nawet się nie zorientowałem, gdy na talerzu zostały same okruszki mojego deseru. Włożyłem talerz do zlewu i poszedłem powrotem do siebie. Usiadłem przy biurku odpalając mojego ukochanego laptopa. Dostałem go od Itachiego na15 urodziny. Dwa lata a wygląda jakbym dopiero wziął go z salonu. Przejrzałem szybko wszystkie portale społecznościowe, na których miałem konta i włączyłem swoją ulubioną piosenkę. Zanim się spostrzegłem był wieczór. Tylko raz moją komnatę spokoju, jak zwykłem nazywać swój pokój, nawiedziła mama ogłaszając obiad. Krokiety. Pyszności!
- Sasu, zbieraj się czas poznać sąsiadów!
- Dobrze już idę – burknąłem do Itachiego i zamknąłem kompa. Poszperałem chwilę w szafie wyciągając najlepszy T-shirt i bluzę jaką miałem, po czym przebrałem się i zszedłem na dół. Cała rodzinka w komplecie. Jak słodko. Wydaje mi się czy tylko ja mam taki wisielczy humor? Spojrzałem po wszystkich i uznałem, że tak. Wszyscy odstrzeleni jak na wesele, uśmiechnięci wypachnieni. Mnie wystarczyła bluza i ukochany dezodorant.
- No! To chodźmy!  -zakrzyknęła mama. Wszyscy grzecznie wyszliśmy za nią.
Tak wystrojeni stanęliśmy przed drzwiami nowych sąsiadów. Ja z Itachim z przodu, a za nami rodzice.
- Naciśnijcie dzwonek – mruknął ojciec.
- Niech Sasek naciśnie!
- Nie mów do mnie „Sasek”, pacanie! Sam sobie naciśnij!
- Spokój! – skarciła nas mama. Spojrzałem krzywo na brata i nacisnąłem ten przeklęty guziczek.
- Ha! Wygrałem – szepnął do mnie. Wkurzyłem się, naprawdę się wkurzyłem! Już podniosłem na niego rękę, gdy drzwi się otworzyły.
Z uniesioną ręką spojrzałem w lewo. Mój wzrok padł na niebiańsko uśmiechniętego blondyna. Co za kosmos, pomyślałem.

- Sasuke. Opuść rękę, jak ty się zachowujesz? – powiedział poważnym tonem mój braciszek. W środku ściskało go ze śmiechu, a ja miałem coraz większą ochotę rozwalić mu nos.

sobota, 8 marca 2014

NaruSasu - nieudany związek?

   Taki mały one-shocik na zagryzke. Rozdzialik się pisze spokojnie. Mam ostatnio coś dużo sprawdzianów =.=' A to mi się napisało na lekcji polskiego xD Ah ta wena ;-; przychodzi kiedy chce ;-;
Mam nadzieję, że nie zasztyletujecie mnie (lub gorzej), że musicie, Robaczki czekać tyle czasu ;-;
Ps. Dziękuję Wam za komentarze <33 i przy okazji soróweczka za błędy...ostrzegam, że są tam malutkie przekleństwa ;-; i niestety Was nie zdemoralizują xD
~ kuuuniec nudzenia :D~


   Nigdy nie było nam dane być razem. Od zawsze ktoś miał coś przeciwko. Nasi rodzice...obydwoje byli przeciw temu co nas łączyło. Ja- jako ich jedyny, po śmierci Itachiego syn. Ty- mój przybrany brat.
   Pamiętam to jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Zapłakany kurczowo trzymałeś się Itachiego. Bałeś się choć byłeś już bezpieczny. To właśnie mój brat uratował Ci życie. To on obronił Cię przed tymi bandytami. Zawsze żałował, że nie dotarł wcześniej. Może uratowałby także Twoich rodziców. Od tego dnia stał się naszym bohaterem.
   Tyle lat minęło od tego wydarzenia.Tyle czasu od kiedy pierwszy raz ujrzałem Twoje wspaniałe oczy. Były tak niesamowicie niebieskie. Kolor nieba mógł się chować przy Twoich oczach. Pamiętasz co wtedy zrobiłem? Podszedłem do Ciebie i powiedziałem z radością małego dziecka: " Cześć! Jestem Sasuke! Będziesz moim nowym braciszkiem?" 

Spojrzałeś mi w oczy ze zdziwieniem, ale już po chwili uśmiechnąłeś się ocierając łzy. Twój uśmiech...to on rozjaśniał wszystkie moje dni, które razem spędziliśmy.
   Pewnego dnia dotarło do mnie, że to uczucie, którym Cie darzę, nie jest zwykłą braterską miłością. To coś więcej. I teraz już dobrze o tym wiesz. Zawsze, gdy Cię widziałem czułem przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele. Za każdym razem, gdy się uśmiechałeś rumieniłem się jak pomidor. Pamiętasz ten dzień, w którym Ci to wszystko wyznałem? Przycisnąłem Cię do ściany i wszystko wykrzyczałem. To wszystko mnie przerastało! A Ty...tak spokojnie tego słuchałeś. Zupełnie jak nie Ty. Położyłem dłoń na moim policzku i powiedziałeś te słowa, które napełniły mnie nową siłą do życia: "Sasuke, ja też Cię kocham..."
Wtedy pierwszy raz zasmakowaliśmy swoich ust. Mógłbym już zawsze czuć ich smak. Moje serce waliło tak mocno, jakby miało w każdej chwili przebić się przez moją klatkę. To była najwspanialsza noc w moim życiu. Po niej były następne. Pamiętasz? Za każdym razem dominowałeś. Podobało mi się to.
KOCHAŁEM CIĘ CAŁYM SERCEM DRANIU!
Długo nasz związek nie przetrwał. Gdy ojciec się dowiedział zrobił nam piekło. Itachi próbował nas bronić, ale nie dał rady. Wyszedł z domu i nie wrócił. Wpadł pod samochód. Moi rodzice posądzili Ciebie o śmierć Itachiego. Nie wiem czego od Ciebie chcieli, ale znienawidziłem ich po tym jak wysłali Cię za granicę na "studia". Tam ją poznałeś! Zapomniałeś o mnie!

   Tyle miesięcy ryczałem za Tobą! Przez ten czas stałem się totalnym skurwysynem! Wszystko dla Ciebie! Byłem Ci wierny! A Ty tak po prostu ożeniłeś się! Zostawiłeś mnie tutaj! Zapomniałeś o naszej miłości, zapomniałeś o mnie!
   Gdy przyjechałeś myślałem, że zemdleję ze szczęścia. Wpadłem Ci w ramiona, a gdy chciałem pocałować odsunąłeś mnie od siebie. Wiesz jak mnie to zabolało?! Odsunąłeś mnie żeby przedstawić mi swoją żonę Ty skończony kretynie!
   Teraz pewnie czytasz to i śmiejesz się z mojej pieprzonej głupoty co? Ale wiedz, że ja Cie kochałem! Kocham! I już zawsze będę kochał nie ważne jak bardzo byś mnie zranił! Pamiętaj, że już zawsze będę blisko Ciebie. Naruto...Ty durniu...
                                                                                   Sasuke.

- Sasu... - wyszeptał chowając zapłakaną twarz w dłoniach. - Kocham Cię... - zaszlochał wpatrując się w marmurową płytę z napisem "Sasuke Uchiha - lat 24 - zginął śmiercią tragiczną"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra końcówka mi nie wyszła, ale nie wiedziałam jak to ująć w słowa i to "zginął śmiercią tragiczną" xD zamiast dramatu wyszła mi komedia  xD