środa, 12 listopada 2014

Niebiańska misja 8

A oto kolejne losy naszego blond sportowca! Czy Sasuke się znajdzie? Czy pogodzi się z Naruto? Jak potoczy się pierwsza połowa dnia Uzumakiego? w skrócie.. jak zawsze xD czyli nie wiadomo o co chodzi, ale i tak się czyta xD Dziękuję Wam wszystkim za te cudowne komentarze! Już Wam nie truję czytajcie spokojnie haha :D Miłego czytanka <3 Aaa przepraszam za ewentualne błędy ;-;
~do poczytania~


I nadszedł dzień zawodów. Dzień tak upragniony dla Naruto. Tyle się biedaczek naczekał, nadenerwował. Tyle wysiłku włożył w trening przyozdobiony żartami Sasuke. To powinien być dzień pełen uśmiechu i adrenaliny. No właśnie…powinien.
Sasuke nadal się nie zjawił. Nie dał znaku życia. Spotkał się ze starszym z braci. Niestety Itachi też niczego nie wiedział. Blondyn od rana był przygnębiony. Nie cieszył go nawet fakt wolnych lekcji z racji zawodów. Nie czuł nawet zdenerwowania myśląc o zawodnikach Suny. Nikt ich jeszcze nie pokonał. Zawsze wygrywali. Nawet to nie ruszało tego dnia niebieskookiego blondyna.
- Wszystko przeze mnie – mruknął do siebie wpatrując się w podłogę milczącego pokoju. Przyzwyczaił się do obecności anioła. Do jego kąśliwych uwag. Do jego mruczącego głosu. Aż ciarki przebiegły po plecach Uzumakiego przypominając sobie ten pocałunek w kuchni. Co to miało oznaczać? Dlaczego Sasuke to zrobił? Nie wiedział, ale powoli w jego umyśle powstawała odpowiedź na pytanie „dlaczego on się na to zgodził” ?
- Czas wstawać… - mruknął wstając z łóżka. Po codziennych czynnościach opuścił dom i udał się do szkoły. Nie zwracał uwagi na przechodniów. Nie starał się nawet przeprosić kiedy dobił do któregoś z nich. Wzrok cały czas miał spuszczony. Wgapiał się w swoje buty. Jedynie jakimś cudem dotarł cały i zdrowy pod szkołę. Tam, na placu szkolnym, już czekali na niego kumple. Shikamaru, biorący udział w jednej z konkurencji, także tam stał. Przyglądał się chłopakowi uważnie. Wiedział doskonale, że nie należy na blondyna naciskać. Sam powie co się stało, gdy już będzie na to gotowy. Martwiło go jednak jego zachowanie. Przygaszony, nie zwracający na nic uwagi Uzumaki to nie dobry materiał na zawodnika. Musiał wymyślić jakiś sposób, żeby przywrócić mu choć odrobinę zainteresowania światem.
- Mam nadzieję, że obejdzie się bez wrzasków – mruknął do siebie. Niestety, nadzieja matką głupich. Shikamaru próbował dosłownie wszystkiego. Nawet wymachiwał ramenem przed nosem Naruto, a ten nic! Zero znaku życia! Na treningu ciągnął się po bieżni jakby mu ktoś flaki porozdzierał i kazał wlec po całym stadionie. Trener powoli tracił do niego nerwy. Próbował się dowiedzieć co stało się przyczyną takiego zachowania blondyna, jednak on uparł się i nic nie powiedział. Odburknął jedynie ciche „nic się nie stało” i poszedł wlec się dalej. Dla Nary tego było za dużo. Dorwał go w szatni, gdy Uzumaki zrobił sobie niezasłużoną przerwę. Stanął przed nim, położył ręce na biodrach i ściagając brwi warknął na przyjaciela:
- Co jest Naruto?
- Nic mi nie jest. Skończcie się czepiać – odwarknął.
- Nie mów, że nic się nie dzieje, przecież to widać! Wleczesz się jakby Ci baran w torbę przypierniczył! Ogarnij się chłopie! Przyszedłeś na te zawody pełzać po bieżni czy wygrać z tą pieprzoną Suną?! – wydarł się Shikamaru. Nerwy mu puściły. Doskonale rozumiał, że chłopak może mieć jakieś własne problemy, z którymi nie umie sobie poradzić, ale nie mógł przerzucać tego na te zawody! Nie po to on, Shikamaru i inni kumple ciężko przez cały ten czas trenowali, żeby Uzumaki pokazywał swoje fochy!
- Weź się odczep Shika! Co ty możesz wiedzieć?! Nic ci do moich spraw! Idź dalej trenować i nie susz mi głowy!
- Spróbuj tylko przegrać bieg z Gaarą! A zapamiętasz mój numer buta do końca życia! – rzucił Nara opuszczając szatnię. Na dowód swoich nerwów trzasnął drzwiami z całej siły. Huk niósł się echem po korytarzu i w samej szatni. Zdenerwowany Naruto trzasnął pięścią w jedna z szafek stojących za nim. Czuł, że pieką go oczy. Oczywiście, że nie mógł przegrać z Gaarą! Ale co mu da jeśli wygra? Kto mu pogratuluje? Trener i kumple z drużyny? Oni na pewno, ale nie od nich gratulacji oczekiwał. Chciał wygrać na oczach Sasuke. Chciał mu pokazać, że mimo pecha, na bieżni jest niepokonany! Łzy napłynęły mu do oczu. Przetarł je ze złością.
- Nie wolno mi ryczeć! – warknął do siebie. Shikamaru ma rację. Nawet jeśli Sasuke go nie zobaczy, nie może zawieść przyjaciół. Wstał oblał się butelką zimnej wody tworząc kałużę na ziemi i wyszedł z pomieszczenia.

                                                                 ~*~*~*~
- Gdzieś Ty się do cholery podziewał?! – wydarł się kruczoczarny anioł na podobnego sobie, choć młodszego chłopaka. Sasuke właśnie wszedł do pokoju wyznaczonego dla Itachiego, w którym starszy Uchiha wypełniał papierki dotyczące nadzoru podopiecznego – czyli odbębniał robotę za Sasuke.
- Tam gdzie zawsze – mruknął tamten.
- Czyli gdzie?
- Wszędzie – odparł z przekorą lekko się uśmiechając. Itachi wpatrywał się w uśmiech brata z ulgą. Tylko kilka razy w życiu miał okazję zobaczyć jak ten się uśmiecha.
- Sasuke, Naruto jest przygnębiony – wypowiadając te słowa nie był pewny reakcji brata. Ten jednak wydawał się zainteresowany i unosząc lewą brew.
- Przygnębiony mówisz? Ciekaw jestem dlaczego? – zagadnął splatając palce w charakterystyczny dla Sasuke sposób. Itachi spojrzał podejrzliwie w oczy młodszego brata po czym powoli odpowiedział na zadane pytanie:
- Nie pojawiłeś się od pewnego czasu, martwi się, że już nigdy cię nie zobaczy. Dobrze wie, ze zrobił źle wypowiadając te słowa. Sasuke, powinieneś z nim porozmawiać. Poza tym dzisiaj mija dzień, który ociera się o granicę porzucenia misji. Dobrze wiesz co za to grozi!
- Wiem braciszku. Nie martw się, nie zamierzam porzucać tej misji. Myślę, że wiesz co mam na myśli, a powracać do podrzędnej roboty u Orochimaru też nie zamierzam – odparł młodszy. Wstał i poszedł w swoją stronę. Itachi nie miał zamiaru za nim podążać. Znał swojego brata i wiedział gdzie ten teraz podąży.
- Gorzej jak dowie się o pewnym haczyku w anielskim życiu – westchnął i wrócił do swoich przykrych obowiązków.

                                                           ~*~*~*~


Chłopcy spojrzeli na zbliżającego się blondyna z zaciekawieniem. Miał zaciętą minę, lekko zaczerwienione oczy i zaciśniętą pięść. Shikamaru odetchnął z ulgą. Wiedział, że to co powiedział w szatni dotarło do Uzumakiego. Naruto stanął przed nimi z opuszczoną głową. Wszyscy czekali na słowa, które padły z jego ust chwile później.
- Przepraszam was. Nie powinienem się tak zachowywać. Tak, macie racje, mam pewien problem, ale nie powinienem złości i frustracji wyładowywać na was nie biorąc pod uwagę dzisiejszego dnia. Wszyscy ciężko trenowaliśmy i taki gnojek jak ja nie ma prawa zepsuć wszystkiego przez swoje humorki. Przepraszam!- wykrzyknął ukłonił się nisko kolegom po czym szybko wyprostował się, unosząc pięść na wysokość oczu – wygramy to! – obiecał.
Nikt się nie odezwał. Patrzyli na niego z podziwem. Co poniektórzy kiwnęli głowami na znak akceptacji. Shikamaru podszedł do przyjaciela położył mu rękę na ramieniu i pokiwał głową z uznaniem. Blondyn spojrzał na wyższego Narę, a ten tylko uśmiechnął się.
- Wracajmy do rozgrzewki! Mamy dziesięć minut! – rozkazał i naraz każdy z zawodników wrócił do rozciągania, skakania, biegów i czego to jeszcze nie wymyślili. Shikamaru popchnął Uzumakiego na bieżnię, a ten z zapałem wziął się za rozgrzewkę. Dobiegł do polowy bieżni kiedy zobaczył jego. Ściągnął brwi i mocniej zacisnął pięści wypowiadając w myślach słowa skierowane do wysokiego chłopaka siedzącego na trybunach.