wtorek, 28 maja 2013

Rozdział IV



Rozdział IV


Ciągle w szoku, ale z kamienną maska na twarzy wyszedłem z biura Hokage. Sarutobi potrafi zaskoczyć, ale żeby wbić mnie w ziemie jak kołek to potrafi tylko on i Naruto! Właśnie… Naru… Muszę zadzwonić do rodziców i uprzedzić ich o moim planie. Pojedziemy zaraz po pogrzebie.  Pożegnałem się ze wszystkimi i pojechałem do domu.
Cicho otworzyłem drzwi, żeby nie obudzić Uzumakiego. Ściągnąłem buty, powiesiłem kurtkę i położyłem kluczyki od samochodu na szafce. Zajrzałem do salonu. Naruto już nie spał. Siedział skulony owinięty kocem na kanapie wpatrując się w tylko sobie znany punkt na ścianie. Miał podkrążone i czerwone od płaczu oczy. Łzy ciągle płynęły po jego policzkach. Podszedłem do niego i ukucnąłem. Kciukami delikatnie starłem łzy toczące się po jego zarumienionych policzkach. ~Boże, dlaczego?! Dlaczego on musi tak cierpieć?!~ krzyczałem w myślach. Nie potrafiłem znieść widoku jego zapłakanych oczu. Zacisnąłem powieki i cmoknąłem go w czoło. Jego ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Usiadłem obok niego i zacząłem delikatnie głaskać go po plecach w geście uspokojenia. Szeptałem mu do ucha słowa otuchy. Wiem, że to za wiele mu nie pomoże, ale chcę żeby wiedział, że jestem przy nim i nie opuszczę go choćby wszyscy wokół mi przeszkadzali!
Gdy się uspokoił postanowiłem mu powiedzieć o moich zamiarach.
- Naruto…- szepnąłem. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. – Sarutobi dał nam urlop. Chciałbym żebyś pojechał ze mną do moich rodziców do Sayamy – powiedziałem lekko się uśmiechając. Patrzył na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Nigdy nie był tam ze mną na dłużej niż godzinę. Zazwyczaj jechaliśmy tam po dokumenty od Itachiego, który nadal mieszka z rodzicami i pomaga im przy naszej rodzinnej stajni. Wiem, że Naruto kocha konie, ja też lubię jazdę konną, więc myślę, że uda mi się odciągnąć jego myśli od tego wszystkiego co się stało.
- Co ty na to?- zapytałem po chwili milczenia.
- Do Sayamy…? Do twoich… rodziców…?
- Tak. Mamy tam stajnie i konie. Itachi pomaga tacie przy zwierzętach. Moglibyśmy razem…- zaciąłem się. Co ja mam teraz powiedzieć? Pogalopować, do cholery?!- wybrać się nad jezioro. Zająć się końmi i… no nie wiem-wymyślałem na poczekaniu.- Pomoc trochę rodzicom w domu… Dawno u nich nie byłem. Chciałbym spędzić z nimi trochę czasu… Pojedziesz ze mną? – zapytałem z nadzieją w głosie. Mam nadzieję, że się zgodzi.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Racja… nigdy jeszcze nie prosiłem go żeby ze mną gdzieś pojechał. Cóż, musi być ten pierwszy raz. Nagle zaczął płakać.
- Przepraszam! Powiedziałem coś nie tak?- zapytałem przerażony. No cholera jasna… znowu coś zdupcyłem?!
- Nie, wszystko w porządku, Sasuke- powiedział uśmiechając się przez łzy.- Po prostu się cieszę… Chętnie z tobą pojadę… - powiedział. Ucieszyłem się. Byłem szczęśliwy jak cholera! Pierwszy krok postawiony. Teraz tylko trzeba zorganizować… cholera jak to głupio brzmi… pogrzeb. Wszystkim się zajmę. Naruto musi się z tym pogodzić. Będzie ciężko, ale ja mu w tym pomogę. Nie zostawię go. Nie ma mowy.
Na drugi dzień biegałem po mieści razem z Karin po zakładach pogrzebowych. Okropność. Dopiero wieczorem wróciłem do domu. Naruto był u siebie. Mówił, że musi przygotować sobie jakiś garnitur. Długo z nim negocjowałem. Głupek sam chciał wszystko zorganizować! Chyba totalnie go pogięło! W takim stanie ledwo do samochodu mógł dojść. I tak sam go odwiozłem. Nie dałbym mu siąść za kierownicą, nie teraz. Jeszcze by mi się gdzieś rozbił i… cholera by to wszystko wzięła!
Zadzwoniłem do Młotka i powiedziałem mu, że pogrzeb ma być jutro po południu. Przytaknął tylko i się rozłączył. Boję się żeby nie zrobił czegoś głupiego. Nie wiem czego się po nim spodziewać. Jest nieprzewidywalny i miedzy innymi, dlatego jest jednym z najlepszych gliniarzy w Japonii! Do rodziców dzwoniłem zaraz po tym jak odwiozłem Uzumakiego do domu. Mama była zadowolona z pomysłu przywiezienia Naruto do Sayamy. Ojciec też mnie poparł. Szkoda tylko, że nie wiedzą o mojej orientacji. Jedynym, który o tym wie z rodziny to Itachi. Powiedziałem mu wszystko kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że czuję coś do Naruto. Itackiemu mogę wszystko powiedzieć. Wierzę mu. W końcu to mój brat.
Zrobiłem sobie herbaty i usiadłem przed telewizorem. Było już późno kiedy go zgasiłem. Zaniosłem szklankę do kuchni i poszedłem na górę do pokoju. Położyłem się i wpatrywałem w sufit. Nie umiałem zasnąć. A to ci nowość… Ciekawe czy Naruto już zasnął. Pewnie zażył jakieś tabletki usypiające. Cholera! A co jeśli przedawkował?! I leży teraz już… już… Sasuke ty idioto! Nie myśl tak nawet! Na wszelki wypadek zadzwonię!
Rzuciłem się po telefon. Nie patrząc na zegarek, który swoją drogą wskazywał pierwszą w nocy, wybrałem numer Młotka i zadzwoniłem. Po kilku sygnałach odezwał się w słuchawce zaspany głos Naruto.
- Halo…?
- Naruto?!- krzyknąłem. Cholera Uchiha! Gdzie się podział twój mózg?!
- Sasuke? Czemu dzwonisz o… pierwszej w nocy?! Czyś ty totalnie zdurniał?! – wrzeszczał zdenerwowany. Jestem idiotą. Cholernym debilem.
- Em… bo wiesz… ja … nie mogłem zasnąć i myślałem… że no wiesz… że ty też i…
- Dobra przestań już – przerwał moje tłumaczenie się. I tak mi marnie szło…- Lepiej powiedz, że tak naprawdę to martwiłeś się o mnie i bałeś się, że przedawkowałem tabletki na sen haha!- zaśmiał się. Już mu lepiej. To dobrze… chyba…
- No właśnie tak myślałem…- wymamrotałem.
- No wiesz co?! Aż taki głupi to nie jestem! Po za tym jakbym się zabił to nie mógłbym… - zaciął się.- Z reszta nie ważne. Lepiej idź spać Sasuke, bo będziesz jutro nie przytomny. Dobranoc…
- Dobrze… dobranoc Naruto – wyszeptałem i rozłączyłem się. Położyłem się i leżałem tak przez chwilę. Ta rozmowa mnie trochę uspokoiła. Naruto się nie zaćpał, ja go obudziłem… tak. Wszystko w porządku. Tylko dlaczego mam wrażenie, że znowu nie prześpię ten nocy?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ojoj... Sasu... Ty i te twoje przeczucia... xD
Następna notka pojawi się jakoś w następnym tygodniu, bo niestety ten tydzień będę mieć trochę zajęty ^^ Do... poczytania? :3

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział III


No więc czas na... 3 rozdział! Miłego :3

Rozdział III

Naruto cały czas spał. Poszedłem na górę i ubrałem się. Napisałem na kartce wiadomość, że jadę na komendę. Wziąłem klucze od auta i wyszedłem. Pół godziny później wchodziłem na posterunek. Suigetsu siedział na portierni. Jakie było jego zdziwienie kiedy mnie zobaczył. W końcu mam dzisiaj wolne, a przyjechałem do roboty. Co za ironia losu.
- Hej Sasuke! Co ty tu robisz? Nie masz czasem dzisiaj wolnego?- zapytał podając mi dłoń. Uścisnąłem ją i postanowiłem od razu przejść do rzeczy.
- Musimy pogadać. Potrzebuję urlopu dla siebie i dla Naruto – powiedziałem spokojnie choć w środku cały czas się trząsłem po tym co usłyszałem w wiadomościach. Znałem rodziców Naruto. Często do nich jeździliśmy razem. Często na grilla lub po prostu żeby ich odwiedzić. Strasznie ich lubiłem. Naruto jest strasznie podobny do ojca za to charakter odziedziczył po Kushinie.
- Urlop? Dla ciebie i Naruto?- zapytał trochę zdziwiony, ale już po chwili posmutniał.- Czyli już słyszałeś…
- Tak. Oglądaliśmy razem wiadomości kiedy spiker… no wiesz.
- Jak to przeżył?- zapytał i ruchem dłoni zaprosił mnie do środka. Usiadłem na małym stołku i spojrzałem na biurko zawalone papierami. Gdzieś mignęło mi nazwisko Namikaze. Zapewne my dostaliśmy tą sprawę. Tak jak podejrzewałem.
- Przez godzinę nie mógł się uspokoić. Jak wychodziłem to jeszcze spał. Możesz mi powiedzieć coś więcej w tej sprawie?
- Rozumiem – kiwnął głową i usiadł na swoim obrotowym krześle.- Nieoficjalnie przyjmujemy wersję, że to kierowca ciężarówki spowodował wypadek wymuszając pierwszeństwo na cholernie ruchliwej ulicy. Wiesz jak to jest. Facet jest młody, niedawno zaczął pracę i myśli, że jak jedzie ciężarowym wozem to może wszystko. Nie wyszedł bez szwanku. Jest w szpitalu w ciężkim stanie. Połamane żebra, prawa noga i wstrząs mózgu. Nie wiadomo czy się w ogóle wybudzi ze śpiączki.
Nic nie mówiłem. Siedziałem i słuchałem. Gdybym faceta spotkał gdzieś na drodze to na pewno trafiłby do szpitala w gorszym stanie! Przez niego mój aniołek przeżywa śmierć swoich najbliższych. Jedynych ludzi, oprócz mnie, którzy go kochali! Którzy go wychowywali i uczyli czym jest radość, a on mu ich odebrał!
- Myślisz, że szef da mi urlop? Naruto na pewno dostanie, ale nie wiem co ze mną. Nie mogę go teraz zostawić samego. Jestem jego przyjacielem – powiedziałem wpatrując się w czubki swoich butów.
- Spokojnie Sasu. Idź do niego już dzisiaj. Na pewno zrozumie. Przecież to spoko gość! – powiedział uśmiechając się. Podszedł do mnie i kucnął przede mną. – Przekaż Naruto moje kondolencje.
- Dzięki – mruknąłem i wstałem. Wychodząc spojrzałem na Suigetsu przez ramię. Już siedział przy papierach. Biedak. Musi sam wszystko wypełnić.
Stałem pod biurem szefa jakieś 5 minut zanim odważyłem się wreszcie zapukać.
- Proszę! – usłyszałem stłumiony głos Sarutobiego.
- Dzień dobry szefie – przywitałem się. Mój szef to starszy, miły facet, który potrafi dobrze  nami rządzić. Jest niższy ode mnie, ale tak samo jak ja nie zmienia łatwo zdania.- Dzień dobry Sasuke – odpowiedział. Wstał zza biurka i podszedł do mnie z jakimiś dokumentami w rękach. – Tutaj – wskazał palcem- masz się podpisać, a tutaj Naruto- dał mi długopis i zaprosił gestem do małego stolika stojącego na prawo od wejścia do biura.
- Przepraszam… co to jest?- zapytałem lekko zbity z tropu. Mam się bać? Czy on chce mnie zwolnić?!
- To… to są dokumenty potwierdzające wasz urlop. Macie miesiąc czasu na odpoczynek. Uzumakiemu przyda się tym bardziej po tym co się wydarzyło dzisiaj rano. Jestem pewny, że się nim zaopiekujesz Sasuke. – powiedział z pogodnym uśmiechem na twarzy. Spojrzałem na niego zdziwiony. Skąd on wiedział, że będę chciał zaopiekować się Młotkiem? Jasnowidz jakiś, do cholery czy co?
- Nie patrz się tak na mnie jakbym był jakimś aniołem tylko podpisz się tutaj. Za Uzumakiego tez możesz. Doskonale podrabiasz jego pismo. Nie będzie widać różnicy.
Nie jestem pewny, ale chyba właśnie w tym momencie pokochałem tego człowieka. Od ręki załatwił mi i Młotkowi urlop! Jeszcze muszę się dowiedzieć jednej rzeczy. Podpisałem się za siebie i Naruto i oddałem dokumenty szefowi. Chwilę się gryzłem ze sobą, ale w końcu zapytałem:
- Szefie? Skąd pan wiedział, że będę chciał wziąć urlop?
- Myślisz, że jesteśmy ślepi Sasuke?- zapytał patrząc na mnie ironicznie. ~Ślepi?!~
- Nie do końca wiem o co chodzi…
- Nie udawaj głupiego Uchiha. Przecież już pół komendy wie o twoim małym sekrecie.
- Pół komendy?! – wydarłem się. Chyba powinienem poćwiczyć nad nerwami. Kiedyś mnie to zgubi i będę w ciemnej dupie. Poprawka… już jestem w ciemnej dupie…
- Konkretnie to wiem o tym ja, Suigetsu, Juugo i parę innych osób pracujących z tobą i Naruto. Widzimy jak się na niego patrzysz. Nie mam nic przeciwko związkom homoseksualnym, naprawdę. – Przyznam, że teraz to wgniótł mnie w podłogę. Chyba pierwszy raz okazuję tyle uczuć. Szczęka dosłownie mi opadała, a ja sam klapnąłem na krzesło przed biurkiem „Hokage”. Tak nazywamy szefa. Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać czy może jak najszybciej stamtąd spierdolić.I co w ogóle oznacza "parę innych osób"?! Innych znaczy kto?!
- Że co…? – szepnąłem. Nadal nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
- Spokojnie Sasuke. Nic mu nie powiem. Sam to rozegrasz. Mogę ci powiedzieć, że masz duże szanse. Słyszałem jak rozmawiał z Kibą na twój temat. Z tego co wywnioskowałem jest gejem, ale biedaczek o tym nie wie.- powiedział i jakby nigdy nic uśmiechnął się szeroko i usiadł za biurkiem. – No, a teraz nie zawracaj mi głowy tylko wracaj do domu. Nie możesz zostawić go teraz samego Sasuke. On potrzebuje twojego wsparcia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tagg, wiem.. Dziwne mi to wyszło.. o.o  Nieważne nie mnie to oceniać xD 

sobota, 25 maja 2013

Rozdział II


Rano obudził mnie nagły ruch. Nie otwierałem oczu, bo przeczuwałem Armagedon. Jednak nic takiego się nie stało. Lekko uchyliłem jedną powiekę, tak żeby sprawdzić co się dzieje, ale żeby wyglądało, że nadal śpię. Naruto patrzył na mnie z… uśmiechem na twarzy (?). W pewnym momencie przyłożył swoją ciepłą dłoń do mojego policzka. Mruknąłem i bardziej się w nią wtuliłem. Zastygłem w miejscu, a moje ciało zalała fala gorąca. Myślałem, że szybko cofnie rękę, ale nic takiego nie miało miejsca. Ba! Potarł kciukiem mój policzek! Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Speszony odwrócił głowę i zabrał dłoń z mojej twarzy.
- Dzień dobry – mruknąłem zaspanym głosem.
- Cz- cześć…- szepnął. Podniosłem się do siadu i opuściłem nogi na podłogę. Mimo tego, że położyliśmy się naprawdę późno, bo koło 2 w nocy wcześnie wstaliśmy. Spojrzałem na zegarek. 9:10. Jak na mnie to naprawdę długo spałem. I najważniejsza informacja dnia: ja spałem! Nie miałem żadnego koszmaru! Nic absolutnie! To pierwsza taka spokojnie przespana noc. Mam nadzieję, że nie ostatnia. Chyba z radości pojadę dziś do Itachiego.
Przeciągnąłem się i wstałem. Rzuciłem okiem na Naruto, który ciągle siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie. Dy tylko zauważył, że na niego patrzę odwrócił wzrok, a na jego policzki wkradł się rumieniec. Czy to moja wina? Od teraz zakładam, że tak. Nawet jeśli miałbym się mylić. Skoro już wczoraj postanowiłem „pozbyć” się Hinaty to czemu by nie spróbować uwieść blondyna? Jeszcze jakbym był pewny w stu procentach, że to ja tak na niego działam…
- Co chcesz na śniadanie? – zapytałem podchodząc do szafy. Znalazłem jakąś koszulkę i ubrałem ją. Gdybym wiedział, że Naruto jest gejem to pomyślałbym, że widziałem zawód na jego pięknej twarzyczce.
- Może… naleśniki? – szepnął. Nie miałem innego wyboru jak wyjść z pokoju. Czyżbym źle zrobił kładąc się z nim do łóżka? Mam nadzieję, że nie. Nie wybaczyłbym sobie gdyby nagle cała nasza przyjaźń skończyła się przeze mnie. I to przez co?! Przez głupie spanie w jednym łóżku! ~ Ty weź już lepiej, Sasuke nie myśl, bo ci to nie wychodzi.~ Chyba jednak posłucham mojego kochanego głosiku. Dlaczego mówię sam do siebie? Eh… nieważne.
Zszedłem na dół, do kuchni i wyjąłem patelnię. Naszykowałem odpowiednie składniki do zrobienia tych przeklętych naleśników i wziąłem się do roboty. 20 minut i gotowe. Szybki jestem. W tym czasie Naruto zszedł do kuchni i nalał nam do szklanek soku pomarańczowego. Ułożyłem naleśniki na talerzach i polałem je sosem czekoladowym. Lubię czasem zjeść coś słodkiego, a Naruto wręcz uwielbia. Skąd to wiem? Bo często u mnie nocuje. Zwłaszcza jak przychodzi w służbowych sprawach, takich jak wypełnianie różnych dokumentów związanych z kradzieżą, włamaniem i innych cholernie nudnych rzeczy. Zawsze siedzimy nad tym pół nocy, bo nie chce nam się ich wypełniać od razu. Dużo tej papierkowej roboty zwalam na Suigetsu. I tak nie ma nic lepszego do roboty to się przyda przynajmniej do tego.
Jedliśmy nasze śniadanie w ciszy. Jak nigdy. Zaczęło mnie to trochę denerwować. Zazwyczaj Naruto już by mi o czymś opowiadał. Pewnie gadałby bez sensu, a mnie i tak by to nie przeszkadzało. Uwielbiam jego głos. Jest taki męski, a zarazem delikatny i przyjemny dla ucha. Jednym słowem - idealny. Spojrzałem na niego przegryzając ostatniego naleśnika. Patrzył się za okno. Ciekawe o czym myślał…
- Hej Naruto? – mruknąłem odchylając się na krześle do tyłu. – Czym się martwisz, hm?
- Co?- zapytał schodząc na ziemię.
- Pytałem, czym się martwisz? Nie odzywasz się od początku dnia… Co się stało? – zapytałem przyglądając mu się dokładnie.
- A przepraszam- powiedział i podrapał się po karku.- Zamyśliłem się.
- To ci się nie zdarza- mruknąłem wstając od stołu. Wziąłem nasze talerze i podszedłem do zlewu żeby je umyć.
- Hej Draniu! To było nie miłe! Dla twojej wiadomości mam mózg i całkiem dobrze go używam!
- Jesteś tego pewny? – uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiam się z nim droczyć. Odłożyłem naczynia na suszarkę i odwróciłem się do niego przodem. Zmarszczył zabawnie nos i nadął policzki. Zaśmiałem się cicho na ten gest.
- Oj, Młotku… Przecież tylko się droczę. Nie dąsaj się, bo ci tak zostanie – powiedziałem i podszedłem do niego. Nachyliłem się nieznacznie i dałem mu pstryczka w nos. Zawsze mnie to bawiło.
- Sasuke! – jęknął. Westchnąłem kręcąc głową i poszedłem do salonu. Siadłem na mojej ukochanej kanapie i włączyłem telewizor. Wczorajsze chrupki jeszcze tam leżały, tak samo jak popcorn. Naruto przyszedł za mną i usiadł koło mnie. Przełączyłem na poranne wiadomości i oglądaliśmy razem w ciszy, jak zawsze kiedy u mnie nocował. W pewnej chwili spojrzałem na Naruto, a on przerażonymi oczyma patrzył w ekran telewizora. Zdziwiłem się. Nie wiedziałem o co może chodzić dopóki nie skupiłem się na gościu, który przekazywał te straszne informacje.
Dzisiaj kolo godziny 9:00 niedaleko Tokio doszło do śmiertelnego wypadku, w którym zginęło dwoje ludzi. Niejaki Namikaze Minato oraz jego żona Namikaze-Uzumaki Kushina. Kierowca ciężarówki, który prawdopodobnie spowodował wypadek został przewieziony do szpitala. Jego stan jest ciężki.
Dalszej części już nie słyszałem. Spojrzałem przerażony na Naruto. Siedział tępo gapiąc się w telewizor. Po jego policzku płynęły łzy. Złapałem go za rękę. Obrócił głowę w moją stronę patrząc na mnie tymi swoimi zapłakanymi oczami. Cały blask z nich znikł. Nie było w nich tych iskierek szczęścia.
- Sasuke… proszę… powiedz, że to nie prawda…- wydukał.
- Naruto… - głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłem patrzeć na niego w takim stanie.- Przykro mi…- wyszeptałem.
- Nie! Nie, to nie może być prawda! – krzyczał. – Oni nie mogli… Nie mogą mnie zostawić samego!
- Naruto! – podniosłem głos. Chwyciłem go za ramiona i przyciągnąłem do siebie. Zaniósł się głośnym płaczem. Wyłączyłem telewizor i przycisnąłem go do swojej klatki piersiowej. Kiwałem się z nim uspokajająco. Długo płakał. Nie mógł się uspokoić. Zapewne tez bym stracił nad sobą kontrolę gdyby moi rodzice… albo Itachi… Och! Nawet nie chce o tym myśleć!
Po godzinie płaczu, w końcu zasnął w moich ramionach. ~Przykro mi Itachi. Z dzisiejszych odwiedzin nici.~ Położyłem go na kanapie i okryłem kocem. Muszę zadzwonić do Suigetsu i dowiedzieć się czegoś więcej. Jestem przekonany, że będzie wiedział więcej niż my. Potem załatwię nam urlop i pojedziemy do moich rodziców, do Sayamy*. Nie mogę go teraz zostawić samego. Nie został mu nikt oprócz mnie. Mimo, że nie dostrzega moich uczuć (bo niby jakim cudem? W końcu to Młotek) to i tak tylko ja mu zostałem. Pomogę mu, bo go kocham. Tak postanowiłem i koniec kropka!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* Nie wiem czy takie miasto istnieje, ale tutaj jest i będzie ono wsią xD Nie ważne… Mam nadzieję, że rozdział mi wyszedł. Szczerze powiem, że trochę mi żal Minato i Kusiny, ale czego się nie robi, aby pomoc Saskowi zbliżyć się do Naruciaka? xD

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział I





Jej! No to już 1 rozdział ^^ Myślę, że następny powinien pojawić się za jakieś parę dni ^^  
Zapraszam ^^


Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Znowu jakaś akcja się kręci. Spojrzałem na wyświetlacz. Suigetsu… albo mnie wzywają, albo znowu chce się napić.
- Halo?
- Sasu?! Zbieraj dupę i pedałuj na posterunek!- wydarł się do słuchawki.
- Ciszej, co jest?
- A jak myślisz? Grafitti kolego! Jedziemy!- znowu mnie nie posłuchał. Ja mu kiedyś pierdolnę.
- Dobra, będę za 15 minut- powiedziałem i rozłączyłem się. Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Szybko się odświeżyłem i przebrałem w mundur. Zabrałem kluczyki z szafki nocnej i zszedłem na dół żeby ubrać buty. Zamknąłem drzwi i wsiadłem do mojego BMW. Dostałem je na urodziny od Itachiego 3 lata temu. W tym czasie on już zdołał rozbić 5 aut. Kto mu dał prawo jazdy? Chyba jakiś ślepy idiota. Nieważne. Pojechałem na posterunek. Już od progu przywitał mnie, jak zawsze Suigetsu. Żeby nie tracić czasu, zaciągnąłem go do auta i ruszyłem przed siebie. Jakiś smarkacz znowu sobie wymyślił, żeby upaprać farbą nic nieznaczący mur na przedmieściach Tokio.
- Widzisz? Znowu nam uciekł. A to szczwana bestia!- wygłosił swój zachwyt.
- Tak, cholernie. Tylko przez tego szczyla nie mogę spokojnie w nocy spać- mruknąłem pod nosem, ale Sui i tak mnie usłyszał.
- Przestań Sasu. Przecież każdy wie, że ty i tak nie śpisz- powiedział wesoło. No tak. Przez ten koszmar nie śpię.- Pospiesz się i zawieź mnie z powrotem. Mam trochę papierków do wypełnienia!
- To po co w ogóle się ruszałeś z posterunku?- zapytałem.
- Bo to tak nudno ciągle siedzieć w jednym miejscu…
Nic już nie powiedziałem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Wysadziłem go pod posterunkiem. Pożegnałem i ruszyłem w stronę centrum. Zgłodniałem, a do domu nie chce wracać. Znajdę jakąś fajną, nocną restaurację i zjem coś dobrego. W centrum jest ich pełno.
Zaparkowałem i wysiadłem z auta. Wszedłem do pomieszczenia, którym było o dziwo dość dużo ludzi. Pewnie przejezdni. Wszyscy się na mnie gapili, w końcu byłem w mundurze. Podszedłem do lady i przywołałem kelnera. Złożyłem zamówienie i rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Lampy oświetlały wszystko dookoła. Przy stolikach siedziało kilku mężczyzn. Jeden z nich był jakoś dziwnie znajomy. Odwróciłem wzrok i dostałem swoje upragnione jedzenie.
- Itadakimasu - mruknąłem i zacząłem jeść. Niestety ktoś mi przerwał.
- Hej Sasuke!- cholera znam ten głos! Oderwałem się od miski i spojrzałem na rozmówcę. Naruto… on tu jest! Ten jego uśmiech… cholera Sasuke ogarnij się człowieku!
- Hej…- mruknąłem. Naruto… mój „przyjaciel” z pracy. Wysoki, choć niższy ode mnie o jakieś 10 centymetrów, blondyn o niesamowicie niebieskich oczach, w których mógłbym utonąć. Nikt tego nie wie, ale… kocham go. Zakochałem się już dawno temu. 4,5 lat? Coś koło tego. Wpadł na mnie kiedy wychodziłem z sali lekcyjnej. Był taki zakłopotany. Okazało się, że chodzimy do tej samej klasy. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i tak jakoś wyszło, ze stałem się bardziej otwarty na ludzi. Tylko przy nim nie mogę się powstrzymać od ciągłego gadania. Tylko w jego towarzystwie czuje się naprawdę dobrze. Suigetsu oczywiście mi nie przeszkadza, ale jemu nigdy nie pozwoliłbym zobaczyć na mojej twarzy uśmiechu czy zakłopotania tak jak Naruto. On jest wyjątkowy.
- Co tu robisz o tej porze? Powinieneś być w domu i spać!
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. Przyszedłem sobie coś zjeść. Co tu robisz? – zapytałem.
- A wyrwaliśmy się z chłopakami i przyszliśmy tutaj – wytłumaczył . Dziwne. Przecież jest już dobrze po północy.
- O tej godzinie? Nie za późno? – mruknąłem wracając do jedzenia.
- A wiesz… miała być impreza u Hiaty, ale się nie odbyła, więc poszliśmy do parku, a potem Kiba nas przywiózł tutaj.
Hinata… cholera, jak ja jej nie cierpię! Dlaczego? Bo zarywa do mojego młotka! MOJEGO!  Z resztą… on i tak nigdy nie będzie mój. Cholera jasna dlaczego?! Dlaczego jestem pierdolonym gejem, nieszczęśliwie zakochanym w przyjacielu?!
- Wiesz… chętnie bym posiedział trochę u ciebie. Już dawno nie gadaliśmy tak… ja wiem? Sam na sam? - powiedział radośnie. Cholera gdyby wiedział co mi się teraz w głowie uroiło to już chyba nigdy by nawet na mnie nie spojrzał!
- Zostawisz ich samych? – zapytałem siląc się na spokój. Wytrącił mnie z tym z równowagi. Spojrzałem na niego i już nie wiem czy się przewidziałem, ale chyba się zarumienił. Naruto… co ty ze mną zrobiłeś?
- Wiesz… skoro nie chcesz… - o nie tak nie będzie!
- Nie, nie spokojnie! Jeśli chcesz… to wezmę cię ze sobą – powiedziałem odwracając wzrok. Od razu się rozpromienił, a na jego twarzy znów był ten cudowny uśmiech. I pomyśleć, że to dzięki mnie.
- Poczekaj na mnie Sasuke! Zaraz wrócę, tylko powiem chłopakom, że idę z tobą! – krzyknął uradowany i podbiegł do Kiby. Teraz jak tak o tym myślę to chyba można by wprowadzić mój nowy misterny plan w życie. Mianowicie… zeswatanie Kiby i Hinaty. Pozbyłbym się konkurentki, a Kiba może w końcu odważyłby się do niej zagadać jak normalny człowiek, a nie jak debil nie mający mózgu. ~Tak… Sasuke jesteś genialny.~ Dokończyłem szybko moją małą „kolacje”, położyłem pieniądze na ladzie i wstałem. Naruto już czekał przy drzwiach. Podszedłem do niego, kiwnąłem Kibie głową i razem wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do mojego kochanego samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Zatrzymaj się tu! – krzyknął w pewnym momencie Naruto. Przestraszyłem się i nadepnąłem hamulec. Nieźle nami szarpnęło.
- Cholera młocie! Przestraszyłeś mnie! Co jest?! – krzyczałem zdenerwowany. Naruto tylko się uśmiechnął i skinął głową za szybę. Spojrzałem i zobaczyłem mały market. Pewni całodobowy.
- Kupmy coś na przekąskę! Przecież i tak nie będziemy spać, a przy filmie trzeba coś jeść!
- A kto powiedział, ze będziemy oglądać filmy? Jestem zmęczony chce spać – skłamałem. Widocznie Naruto wyczuł tą małą nutkę kłamstwa w moim głosie, bo nadął policzki i spojrzał na mnie spod byka.
- Eh… no dobra. ;Kupimy trochę popcornu i jedziemy do mnie.
- Dzięki Sasuke! Jesteś najlepszy!- krzyknął i rzucił się na mnie. Był taki ciepły. Objąłem go i przybliżyłem się bardziej do niego. To, że staliśmy na środku drogi mało mnie obchodziło. Miałem młotka w ramionach tu i teraz. Czego chcieć więcej?
- Em… Sasuke… powinieneś wjechać na parking. Stoimy na środku ulicy.
- Hm…- mruknąłem mu do ucha. Czułem jak się wzdrygnął. Czyżby się mnie brzydził? Od razu go puściłem i wróciłem na swoje miejsce. Spojrzałem na kierownice i westchnąłem. Wjechałem na parking bez słowa. Naruto cały czas kątem oka mi się przyglądał. Wysiadłem i skierowałem się do sklepu. Naruto szedł za mną z opuszczoną głową. Musiałem coś popsuć. Oczywiście, jak zawsze. Genialny Uchiha znowu coś spierdolił!
- Weźmiemy też jakieś chrupki? – zapytałem trzymając w rękach dwie paczki popcornu. Nie zareagował. Nie lubię być ignorowany. – Naruto?- nadal nic. Podszedłem do niego i złapałem go za ramię.- Naruto, do cholery jasnej! Słyszysz mnie? – zapytałem wkurzony. Spojrzał na mnie zaskoczony, po czym podrapał się po karku uśmiechając się.
- Przepraszam Sasu. Zamyśliłem się, hehe…
- To lepiej nie myśl. To ci szkodzi, zapomniałeś?
- Ej Draniu! To było nie miłe! – i to jest Naruto, którego znam i kocham. Nazywa mnie draniem, krzyczy wszędzie gdziekolwiek jest i śmieje się nie wiadomo z czego.
- Skoro już wróciłeś do siebie to może mi odpowiesz na pytanie? Bierzemy chrupki?
- Tak! Weź te bekonowe! Uwielbiam je! – powiedział entuzjastycznie i pobiegł w stronę półek z chrupkami. Co za młotek. Poszedłem od razu do kasy. Naruto przyniósł 5 paczek chrupek bekonowych. Jak my to wszystko zjemy? Zapłaciłem za ten nasz dobytek i znowu poszliśmy do samochodu. Dojechaliśmy jakieś 5 minut później. Naruto od razu rzucił się na kanapę w salonie i włączył telewizor. Ja rozpakowałem paczkę popcornu, po czym wsypałem go do miski.
- Na wszelki wypadek otworze jeszcze jedną – mruknąłem do siebie. Ja nie będę jadł popcornu. Zdecydowanie wolę chrupki bekonowe. Choć też dużo ich nie zjem. W większości wyręczy mnie Naruto. Wziąłem dwie miski popcornu ze sobą i po namyśle w siatce przytachałem do salonu resztę „jedzenia”. Postawiłem to wszystko na stole. Naruto od razu rzucił się na popcorn.
- To co oglądamy? Te marne seriale nocne czy może coś z mojej kolekcji filmowej?- zapytałem obojętnie podchodząc do półki, na której leżała cała kolekcja płyt filmów akcji, horrorów, komedii i innych takich.
- Wybierzmy coś fajnego z twoich płyt. Masz jakąś komedię? – powiedział wkładając garść popcornu do ust. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany. Jestem pierdolnięty, wiem.
- Komedię mówisz?- zapytałem odwracając się do niego tyłem. Poszperałem trochę i wyciągnąłem wszystkie komedie jakie posiadałem. Rozłożyłem je na kanapie. Naruto poprzyglądał się każdej aż w końcu wybrał „ Ze śmiercią jej do twarzy”. To ulubiony film Itachiego. Co on tu robi? Nie ważne. Młotek chce obejrzeć, Młotek obejrzy. Ja pogapię się trochę na jego zadowoloną minkę i pewnie zasnę. Albo raczej zdrzemnę się, bo zasypiać nie mam zamiaru. Nie jeśli znowu przyśni mi się ten koszmar z dzieciństwa. Aż się wzdrygnąłem na samą myśl. Włączyłem film, a resztę płyt odłożyłem na miejsce. Usiadłem koło Naruto i otworzyłem paczkę chrupek. Mniam… bekon. Jakoś w połowie filmu poczułem na ramieniu ciężar. Odwróciłem głowę w stronę mojego prawego ramienia i zobaczyłem coś niezwykłego. Naruto opierał się o mnie i słodko spał. Musiał być nieźle wymęczony dniem. Dobrze, że jutro mamy obydwoje wolne, a jak tylko złapię szefa to poproszę o urlop. Musze odpocząć. To będzie mój pierwszy urlop od 2 lat, czyli od początku roboty w policji.
Delikatnie wywinąłem się spod niego i wyłączyłem film. Płytę schowałem do pudelka i odłożyłam na półkę. Tak słodko wygląda kiedy śpi. Tym razem chyba się nie powstrzymam. Mam nadzieję, że nie będzie miał za złe jeśli będę spał z nim w jednym łóżku. Wziąłem go na ręce i podążyłem na górę do mojego pokoju. Położyłem go na łóżku, rozebrałem do bokserek i szybko okrywałem kołdrą. Za bardzo mi się podoba żebym mógł dłużej patrzeć na jego nagie, wysportowane ciało. Jest taki piękny…~ Dość Sasuke! Za bardzo się nakręcasz! Jeszcze zrobisz coś czego będziesz żałował!~
 Wziąłem spodnie od dresu i poszedłem do łazienki. Musiałem się umyć. Nie ważne, że to już drugi raz. Lubię kąpiel i to przyjemne uczucie kiedy woda spływa po moim ciele. Od razu się odprężam. Po szybkim prysznicu w samych spodniach wróciłem do pokoju. Naruto spał słodko w moim łóżku. Nie wiem czy najlepszy pomysł żebym się z nim położył do jednego łóżka, nawet jeśli jest dwuosobowe. ~ Kładź się i nie wymyślaj!~ Krzyknął jakiś głos w mojej głowie. Czasem to naprawdę mi się przydaje. Wślizgnąłem się pod kołdrę i patrzyłem na sufit. Poczułem jak Naruto się kręci, a po chwili czułem jego ciężar na sobie. Głowę położył na moim torsie, rękę przerzucił przez mój pas, a jego noga oplotła moją, lewą.
- Dobranoc – szepnąłem mu na ucho. Mruknął coś tylko pod nosem i bardziej się we mnie wtulił. Objąłem go i nie wiem kiedy, zasnąłem. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że spałem z osoba, którą kocham, a koszmar, który nękał mnie od 10 lat… nie przyśnił mi się.

środa, 22 maja 2013

Prolog

Uwaga!

Ten blog jet o tematyce yaoi. Nie podoba się? Nie musisz czytać ^^ Wszystkich zainteresowanych zapraszam do czytania. Muszę również nadmienić, że występują w moich notkach przekleństwa :3
Dopiero zaczynam, więc proszę o wyrozumiałość ^^ Zapraszam!

Prolog

  Nadal to pamiętam… Miałem wtedy 10 lat. Zamknęli mnie w piwnicy z małą, o rok młodszą ode mnie, różowowłosą dziewczyną. Było ciemno i zimno, a w powietrzu wyczuwałem spore ilości wilgoci. Nigdy tu nie byłem. To była jedyna część domu, której nie odwiedziłem.
  Co noc, od 10 lat wracam tam wspomnieniami, w snach. To okropne przeżycie powtarza się i nikt nie może mi pomóc. Pamiętam to tak dokładnie… Nie mogłem nic zrobić. Mój brat o niczym nie wiedział. Miał wrócić jeszcze tego samego dnia popołudniu z kolonii. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny. Nie mogłem wyjść. Znalazłem w ścianie lukę i się w niej schowałem. W końcu do piwnicy weszli 3 koledzy mojego brata. Sasori, Deidara i Kisame.
- Gadzie ten mały gówniarz od Itachiego? Kisame, idioto miałeś go tu przyprowadzić!- powiedział blondyn.
- No przecież go przyprowadziłem! Uśpiłem i wrzuciłem do piwnicy! – bronił się.
- A związałeś go chociaż?
- No… Nie… Myślałem,  że się nie obudzi.
- Kisame ty debilu! Przecież to jego dom i jego piwnica! Mógł na spokojnie się wydostać!
- Nie ważne- odezwał się Sasori. Pierwszy raz od początku tej „rozmowy”- Po co nam tan szczyl, mamy to czego chcieliśmy. Kisame, bierz się do roboty.
    Miałem szczęście, że mnie nie zauważyli. Obserwowałem ich z końca piwnicy z mojej kryjówki. 15- latek podszedł do dziewczyny i zaczął ściągać jej ubranka. Leżała na stole, przypięta kajdankami. Do dziś zastanawiam się dlaczego zrobili to w moim domu. Sakura, bo tak miała na imię, zaczęła się szarpać i krzyczeć, próbując wyrwać się chłopakowi z rąk.
- Uspokój się, bo inaczej będzie bardziej bolało- warknął jej do ucha. Pozostała dwójka weszła do środka i obserwowała. Sasori stał z boku, a Deidara powoli zbliżał się do dziewczyny. Po chwili zaczął masować swoje przyrodzenie. Przestraszyłem się nie na żarty. Gdybym tylko mógł stamtąd wyjść, gdyby tylko Itachi tam był… Kisame rozpiął rozporek i stojącą już męskość wcisnął dziewczynie w usta.
- Tylko nie gryź, bo cię zabiję- wywarczał. Moje serce pracowało na najwyższych obrotach. W spodenkach robiło mi się ciasno i nie rozumiałem dlaczego. Sasori dogadzał sobie pod ścianą, Deidara…
Usłyszałem krzyk pełen bólu, stłumiony przez członek Kisame. Deidara wszedł w Sakurę i zaczął się szybko poruszać. Musiałem coś zrobić! Wyskoczyłem z mojej kryjówki.
- Przestań!- krzyknąłem ze łzami w oczach. Widziałem krew spływającą po udach różowowłosej. Wszyscy stanęli jak wryci. Deidara przestał się poruszać i wyszedł z niej. Sasori dalej stał pod ścianą, a Kisame podszedł do mnie i obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem. Jego wzrok zatrzymał się na moich spodenkach. Uśmiechnął się chytrze i złapał mnie w pasie od tyłu. Zacząłem się szarpać.
- Zostaw mnie! Zostaw! Puść!
To nic nie dawało. Deidara ściągnął mi spodenki i zaczął szybko poruszać ręką na moim penisie. Zacząłem płakać i drzeć się żeby mnie zostawili. Wtedy dopiero drzwi otworzyły się z hukiem. Kisame ze mną na rękach obrócił się w ich stronę. Zostałem uratowany. Itachi wpadł do środka i zatrzymał się obrzucając całe pomieszczenie zszokowanym spojrzeniem.
- Sasu…- wyszeptał.
- Tachi! – krzyknąłem przez łzy.- Weź mnie stąd!
- Sasuke…- znowu wyszeptał moje imię. Widziałem furię w jego oczach. Więcej nie pamiętam. Zrobiło mi się słabo. Obudziłem się dopiero dwa dni później. Dowiedziałem się, że niestety z powodu utraty krwi, Sakura zmarła, a Kisame, Deidara i Sasori zostali zatrzymani przez policję. Długo nie mogłem się po tym pozbierać. Itachi mi pomagał, chodził ze mną wszędzie. Jedynie nasi rodzice się o tym nie dowiedzieli. Nie chciałem im mówić. Bałem się.