poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wakacyjna przygodna: dzień pierwszy

Tak, a więc! To pierwszy rozdzialik nowego opka! Widzę, że początek wam się spodobał ^^ co mnie ogromnie cieszy! I cieszą mnie wasze komentarze! DZIĘKUJĘ ZA NIE! <33 Jesteście świetni! ^^ W takim razie nie będę przedłużać! Miłego czytania, Kochani!
~yatta~
Tak więc, na początek podsumujmy sytuację w jakiej się znalazłem. Po pięknym, przesiedzianym przed laptopem dniu, musiałem iść na pieprzoną kolację do nowych sąsiadów i to akurat w pierwszy dzień wakacji. Siedzę teraz przy stole państwa Uzumakich. Z niewiadomych przyczyn Minato – pan domu – zmienił nazwisko. Podobno pokręcona sytuacja. Pani Kushina – matka blondyna, który otworzył nam drzwi – nałożyła mi 3 talerze swojej sałatki. Mam świetny żołądek i potrafię naprawdę dużo pochłonąć, ale więcej już nie zmieszczę! Za to mój ukochany braciszek wykazał się swoimi „manierami” i zaczął wychwalać kuchnię tej kobiety. No ileż można? Bite pół godziny jęczał jakie to wspaniałe, pyszne i nie wiadomo jakie jeszcze, jedzenie przyrządziła. Ludzie! To tylko pieprzona kolacja! Czym tu się zachwycać?! Podlizujący się debil.. Tak, bardzo kocham swojego brata.

Acha! Został jeszcze jeden gość – blondasek. Cud, miód i pomidorki. Niższy ode mnie i dobrze wygląda w garniturze, ale żeby był jakiś niesamowicie przystojny…? Zaraz! Czy ja oceniałem faceta?! ... No, w sumie…nie ma tu kogo oceniać. Są zaledwie dwie kobiety na czterech facetów. Przecież nie będę obczajał własnej matki.
- Sasuke? – usłyszałem głos pana Minato.
- Co? – wzdrygnąłem się. Za bardzo się zamyśliłem.
- Nie „co” tylko proszę – poprawił mnie Itachi.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakby się mocno nad czymś zamyślił – uśmiechnął się starszy z blondynów.
- Tak, wszystko porządku. Przepraszam, odpłynąłem.
- W swój świat marzeń, jak zazwyczaj? – dociął mi brat. No jak ja mu zaraz….!
- Nawet jeśli to i tak nie masz do niego wstępu, Itachi – odpowiedziałem nad wyraz spokojnie, a na koniec wysyczałem jego imię patrząc mu w oczy. Atmosfera trochę miedzy nami zgęstniała. Mierzyliśmy się wzrokiem dopóki ktoś nam nie przerwał.
- Spokojnie chłopaki, bez spiny.
- Naruto! Co to za język?! – upomniała blondyna jego matka. Ach, Naruto. To tak się nazywa nasz mały przystojniacha. Przegapiłem moment, w którym się przedstawiał. Cóż… trudno się mówi.
- No co? Normalnie mówię – uśmiechnął się do matki i zadowolony z życia niczym pudelek wrócił do zajadania się szóstym talerzem. Jest lepszy ode mnie…ale to się zmieni – kiedyś.
Później szło jak z płatka. Ja się wyłączyłem, Itachi paplał z kobietami, ojciec jak zwykle zasypywał pana Minato pytaniami i swoimi „mądrymi” pouczeniami, a Naruto…cóż…on jako jedyny, nie licząc mnie, nie pasował do tego całego obrazka. No może nie do końca. Od czasu do czasu coś bąknął, uśmiechnął się czy coś. Praktycznie cały ten wieczór go obserwowałem. Trzeba będzie dzieciaka wziąć pod skrzydła i pokazać kilka dobrych miejscówek…Chwila…mały loading…NIE! NIE MA MOWY! O czym ty durnowaty lecz nadzwyczaj przystojny, Sasuke myślisz?! Żadnego pokazywania miejscówek czy brania pod skrzydła! Wybij to sobie z głowy!
- Sasuke? – zagadnął młody Uzumaki. – Wszystko…dobrze?
- Jak najbardziej. Nie rozumiem czemu pytasz – mruknąłem patrząc mu w oczy. Ładne, niebieskie.
- Może dlatego, że uderzyłeś się w głowę po kilku godzinach wpatrywania się we mnie? – uniósł brew, lekko wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Po jakich kilku godzinach? Przyszliśmy tu o 19, a jest zaledwie…- spojrzałem na zegarek wiszący w kuchni. Tak cały czas tam siedziałem. – 2.00…? – otworzyłem szeroko usta. Zdecydowanie nie powinienem tego robić. Zbyt inteligentnie nie wyglądałem. – Jakim cudem jest już druga?! – krzyknąłem zrywając się z krzesła.
- Sasuke, spokojnie! – powiedział blondyn dusząc się ze śmiechu. No naprawdę jest się z czego śmiać! Tyle godzin przesiedzianych w kuchni Uzumakich! Koszmar!
- Coś się stało? – zapytał mój ojciec stając w progu kuchni. Oczywiście, że się stało!
- Nie tato. Wszystko w porządku. Mógłbym już wrócić do domu? Jestem zmęczony – skłamałem. Byłem zdziwiony faktem, że przez cały ten wieczór, zamiast czytać książkę, jeść czy może, hm… czytać książkę, wpatrywałem się w nowego sąsiada. Paranoja!
- Oczywiście. Wszyscy wracamy. Przyszedłem tu, żeby cię zawołać – wymamrotał. Całe szczęście. Wyszedłem za nim z pomieszczenia.

Szybko poszło. Kulturalne pożegnanie, ostatnie rozmowy starszych i ostateczne pożegnanie. Ucałowałem dłoń pani Uzumaki, uścisnąłem dłoń pana Minato, a gdy doszło do pożegnania z Naruto, nie wiedziałem co zrobić. Itachi uścisnął mu dłoń, więc ja chyba też powinienem, nie?
- No to, do zobaczenia – mruknąłem w jego stronę i wyciągnąłem dłoń.
- Do zobaczenia – uśmiechnął się znowu… w zasadzie cały czas się uśmiechał. Uścisnął moją dłoń, a ja miałem wrażenie jakby to trwało wieki. Męczące.
- No, chłopcy! Zbieramy się! – zakrzyknęła wesoło mama. Puściłem dłoń Uzumakiego i odwróciłem się wychodząc z ich domu. Skierowałem się od razu na nasze podwórko.
- Poczekaj! – krzyknął za mną Itachi biegnąc w moją stronę.
- Czego? – burknąłem. Chciałem się już położyć. Naprawdę byłem zmęczony.
- Co tak szybko uciekasz? Nie spodobał ci się blondasek? – zakpił wykrzywiając usta w wrednym uśmiechu.
- Spadaj deklu! Co ma piernik do wiatraka?! Jestem po prostu zmęczony – warknąłem.
- Ha, ha! Udało mi się wyprowadzić cię z równowagi! Znowu! – zaczął się śmiać i poszedł przodem.
- Dekiel! – ryknąłem nie zważając na godzinę.
- Sasuke zachowuj się! – pouczyła mnie mama. Ojciec jak zwykle pokiwał głową i ruszył z mama w stronę domu. Obejrzałem się jeszcze na dom nowych sąsiadów i westchnąłem. No i co przyniosą tegoroczne wakacje?, zastanawiałem się.
- Au…- pomasowałem lewy policzek. Pięknie. Muszę przestać tyle myśleć, bo mi to nie służy, a jedynie szkodzi.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do domu. Muszę się wykąpać i do łózia…


Rano obudził mnie jakiś hałas. Oczywiście Itachi sobie kogoś sprowadził do domu. Jest 12! Ludzie chcą spać! , wykrzyczałem w myślach. Poleżałem chwile, a później uznałem, że skoro Itachi i tak będzie wrzeszczał jak opętany, wstałem. Było cholernie gorąco. Założyłem krótkie spodenki, złożyłem łóżko i poszedłem do łazienki umyć zęby i uporać się z moimi włosami. Po kilku minutach(szybki jestem) wyszedłem z łazienki. Z pokoju mojego brata dochodziły jakieś śmiechy. Ale to nie był ani Kisame, ani Dei-gej, ani żaden świr z jego dziwacznej paczki. Podszedłem pod drzwi i podsłuchałem kawałek rozmowy.
- Tak to było świetne! Jeszcze jak tak się gapił cały wieczór! – powiedział nieznajomy mi gościu.
- Dokładnie! Od razu widać, że miłość w powietrzu! – ekscytował się Itachi.
- Jaka miłość człowieku?! Czy Ty masz jakaś spaczoną psychike czy co?! – oburzył się gość. Zaraz, znam ten głos…
- Czemu od razu spaczoną od razu widać, że to miłość! On nigdy się tak nie gapił na nikogo! A już na pewno nie tak długo! – stawiał przy swoim mój brat. Przecież on rozmawia z…
- Itachi Ty świrze! – roześmiał się…Naruto. Czy oni rozmawiają o wczorajszym wieczorze?!
- Żaden świr! Patrzę to widzę! No uwierz mi na słowo! On już się zakochał!
- Ale z Ciebie głupek! Po prostu się zapatrzył! – mówił blondyn. Właśnie! Jaka miłość?! Ja się tylko zapatrzyłem do cholery!
Wparowałem do jego pokoju i bez przywitania zacząłem gadać jak opętany.
- Właśnie! Tylko się na niego zapatrzyłem! Nie moja wina, że cały wieczór siedział przede mną! Jaka miłość?! Itachi Ty głupi dekiel jesteś! Ja miałbym się zakochać w tym Młocie?! – podniosłem głos na brata i wskazałem na Naruto. Obydwoje patrzyli na mnie jak na debila. No co jest? Spojrzeli po sobie i wybuchli śmiechem.
- No i czego tak cieszycie pyski?! – nie wytrzymałem z nerwów i krzyknąłem.
- O czym – zaśmiał się Itachi – o czym ty mówisz, Sasuke?! – ponownie wybuchł śmiechem.
- My…tylko mówiliśmy o serialu, który oglądamy!- wyjaśnił blondyn. – „zabójcza miłość”!
- Dokładnie! Główny bohater tak się wpatrywał w pewną laskę, że na pewno będą razem! – śmiał się Itachi.
- A ty o czym niby pomyślałeś? O co chodziło z tym „ nie zakocham się w tym młocie”? – zapytał ze łzami w oczach Naruto. Od razu zalała mnie fala gorąca. Policzki miałem czerwone jak burak. Więc… oni rozmawiali o serialu, a ja myślałem, że…i jeszcze ten tekst o zakochaniu… Kami-sama jestem kretynem!, wyrzucałem sobie w myślach. Stałem pośrodku pokoju brata, a oni nadal się śmiali. Nie wiedziałem co robić, więc odwróciłem się i burknąłem pod nosem zawstydzony jak cholera:
- Sorry za wtargnięcie. Już sobie idę.
- Miłego braciszku! – śmiał się Itachi. – I ubierz się golasie! – krzyknął za mną. Odwróciłem się patrząc na niego spod grzywki. W tedy zauważyłem jak Naruto wgapia się z rumieńcami(pewnie od śmiechu) w mój nagi tors. Jakby w życiu męskiej klaty nie widział. Nie powiem, słodko wyglądał. Wyszedłem z jego pokoju i skierowałem się do jedynego miejsca, które zawsze, ale to zawsze, przyjmie mnie z otwartymi…echem, drzwiami. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i stanąłem w kuchni przed urządzeniem moich marzeń.

- Witaj, lodóweczko!

4 komentarze:

  1. Nie no , nie moge ! Caly czas jak to czytalam smialam sie jak opetana! XD Bardzo podoba mi sie twoj styl pisania i mam nadzieje, ze bedzie tego wiecej. :-D Na koniec zycze duuuuuzo weny. Powodzenia w pisaniu. ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. A i zapomnialabym...
    Podpisano: Wiktox♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Na samym poczatku... Przepraszam za spoznienie i blagam o wybaczenie! T^T
    Powinnam byla juz dawno temu znalezc tego bloga, zwazywszy na to, ze juz od dluszego czasu poszukiwalam opowiadan sasunaru/narusasu po polsku! Jestem tlumaczka z jezyka angielskiego i te wszystkie fanfic'i po angielsku, zaczynaja mnie powoli irytowac :D
    Postanowilam wiec znalezc cos odswiezajacego. W ten oto, cudowny sposob, trafilam tutaj!
    Dziekuje za swietny, pelen humoru rozdzial. A ze niebpozostalo mi nic innego, to zabieram sie do nadrabiania zaleglosci w czytaniu twoich opowiadan!
    Mozesz spodziewac sie ogromnej fali komentarzy z mojej strony. Juz nie moge sie doczekac... Sasunaru, nadchodze! *Q*
    Pozdrawiam i zycze sukcesow,
    A-chan ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    bosko, bosko, Itachi i Naruto gadają o serialu a tu nagle wpada Sasuke..., ojć zakochał się choć jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń