Klęczę. Po prostu klęczę i nie mogę wydobyć z siebie głosu. Nie mam na nic siły… Bolą mnie oczy od łez, gardło od krzyku. Jestem zmęczony,
ale nie mogę zasnąć. Nie mogę o Tobie zapomnieć Naruto.
Pamiętam Twój uśmiech, Twój śmiech. Pamiętam Ciebie całego.
Jak się złościsz, cieszysz. Jak przeżywasz wszystko co się wokół Ciebie dzieje.
Pamiętam... nie mogę zapomnieć, nie chce tego. Wstaję. Podchodzę do stołu. Tam
leżą wszystkie nasze zdjęcia. Oglądam je. Widzę Twoją uśmiechniętą twarz, a
moje oczy znowu nabierają łez. Znowu płaczę. Łzy suną z moich oczu, przez nos by
zakończyć swoją wędrówkę na Twoim zdjęciu, które teraz trzymam w ręce.
-Jak?- pytam sam siebie. Wiem, że nikt mi nie odpowie, ale
czuję, że muszę się zapytać chociażby otaczającego mnie powietrza, jak to się
stało? Dlaczego mnie przy Tobie nie było? Dlaczego z Tobą wtedy nie pojechałem?
Dlaczego, dlaczego to Ty zginąłeś a nie on…? –DLACZEGO!!!- krzyczę znów na całe
gardło. Nie będę mógł nic powiedzieć. Nie czuję gardła. Zasypiam pod stołem w
salonie przyciskając Twoją fotografię do serca. Tylko to mi po Tobie pozostało.
Znowu mi się to śni. Siedzę spokojnie przed telewizorem.
Oglądam wiadomości. Gdybym wtedy z Tobą pojechał Naruto… Być może, być może
zginęlibyśmy razem. Widzę zdjęcia z reportażu i nie mogę w to uwierzyć. Jak?
Dlaczego? Moje serce stanęło w miejscu, gdy reporterka powiedziała, że nikt nie przeżył.
Nikt… To słowo
odbijało się echem w moich uszach. Zerwałem się z kanapy. Zarzuciłem na siebie
kurtkę i wybiegłem z domu… naszego domu. Domu, który miał być teraz pusty, bo Ty
już nigdy nie przerwiesz swoim śmiechem tej ciszy, która w nim znowu
zapanowała.
Biegłem w stronę szpitala. Miałem nadzieję, że reporterka
się pomyliła, że żyjesz! Nie mogłem się z tym pogodzić. Nadal nie potrafię. Wbiegłem do szpitala. Przyjechała karetka. W niej byłeś Ty. Ratownicy próbowali
cię ratować. W pewnej chwili przestali mówiąc, że nie ma to sensu. Wtedy doszło
do mnie, że Ty… nie żyjesz. Tak po prostu. Poczułem jak moje serce rozrywa na
strzępu jakaś niewidzialna siła. Rzuciłem Ci się na szyję. Lekarze nie mogli
mnie od Ciebie oderwać. Krzyczałem do Ciebie żebyś otworzył oczy! Spojrzał na
mnie! Nie posłuchałeś… już nie żyłeś. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić…
I obudziłem się. Nadal leżę pod stołem i zaciskam w dłoni Twoje
zdjęcie. Wiem już kto Cię zabił. Wiem też, że to przez niego wydarzył się ten
wypadek. To on go spowodował. Za szybko jechał. Kiba… Tak ma imię Twój zabójca
Naruto. To on mi Ciebie odebrał! On jest winny temu co się wydarzyło! A jednak…
to Ciebie przy mnie nie ma, a on się cieszy z życia. To nie jest sprawiedliwe. To jest cholernie nie sprawiedliwe.
Wczoraj ostatecznie się pożegnaliśmy. Ja nie potrafię pozbyć
się tego uczucia. Wciąż myślę, że za chwile wbiegniesz do pokoju, wykrzykniesz
moje imię, pocałujesz mnie na przywitanie i powiesz, że wszystko jest w
porządku, że to tylko głupi koszmar, który jest tak cholernie rzeczywisty.
Wstałem. Schowałem Twoje zdjęcie do kurtki, którą właśnie
ubrałem. Czekaj na mnie Naruto. Już nie długo… Poczekaj chwile… Wziąłem jeszcze
tylko nóż z kuchni. Po co mi on? Jeszcze nie wiem… Dowiem się jak tylko do
niego dojdę. Wyszedłem przed dom. Wszystko mi Ciebie przypomina. Ten wiatr…
często rozwiewał Twoje włosy, które tak pięknie połyskiwały w słońcu, które
teraz ogrzewa moją zmęczoną twarz. Patrzę w niebo. Niebieskie… tak jak Twoje
oczy. Nie… Twoje oczy były piękniejsze, głębsze, bardziej niebieskie…
Zamknąłem drzwi. Zostawiłem malutką kartkę na drzwiach żeby
Sakura się o mnie już nie martwiła. Idę do Ciebie Naruto. Powoli idę w Twoim
kierunku chodnikiem, omijając różnych ludzi. Nie zwracam na nich uwagi. Dwoje
zakochanych-młody chłopak i jego dziewczyna- siedziało na ławce w naszym parku.
Na tej samej, na której wszystko się zaczęło, na której przyznałem Ci się do
moich uczuć względem Ciebie.
Znowu ten ucisk w klatce. Jakby ktoś usiadł na mnie. Moje
serce tak mocno krwawi, ale już niedługo. Teraz wiem co chcę zrobić…
Doszedłem. Stoję przed bramą cmentarza. Dlaczego…? Gdybyś wtedy
nie pojechał na to głupie spotkanie... bylibyśmy teraz razem. Pewnie właśnie
teraz bym podał Ci śniadanie do łóżka i obudził czułym pocałunkiem, na który Ty
byś odpowiedział cichym pomrukiem zadowolenia, jak zawsze. Teraz tego nie mogę
zrobić.
Idę do Ciebie. Jestem już blisko. Staję przed Twoim grobem.
Twój grób… jak to dziwnie brzmi. Po tym co przeszliśmy razem ja teraz stoję nad
Twoim grobem. Leżą tu wszystkie kwiaty ze wczoraj. Wstążki ze słowami ostatnie pożegnanie i podpisy wszystkich
przyjaciół: Sakura i Sai, Lee, Teten i Neji, Ino, Shikamaru i wszyscy Ci którzy
Cię znali i szanowali. Nie mogę powstrzymać łez, które same spływają po moim
policzku.
Klękam przed nagrobkiem, na którym widnieje Twoje imię.
Opuszkami palców gładzę litery na nim wyryte. Naruto… Ukochany... Już do Ciebie
idę. Jestem już tak blisko. Jeszcze raz oglądam świat. Niebo, słońce, ptaki
przelatujące nad moją głową niczego nie świadome. Nie świadome tego co tu się
wydarzy.
Wyciągam mój nóż z kieszeni kurtki. Twoje zdjęcie także. Już
nie wytrzymam. Wbijam nóż głęboko w klatkę piersiową. Tak głęboko, aby ostrze
dosięgło mojego serca. Ostry ból przeszywa moje ciało, ale nie zwracam na niego uwagi, bo wiem, że już…
za chwilę Cię zobaczę. Opieram się o pomnik i przykładam Twoje zdjęcie do rany.
Widzę coś. Przede mną. Jakieś światło. Bije od niego takie
przyjemne ciepło. Wyciągam rękę przed siebie. Ktoś ją łapie. Nie boję się. Wiem
kto to taki.
-Naruto…- szepcę.
-Sasuke… przyszedłeś… tak jak obiecałeś – odpowiedział.
-Tak jak obiecałem…- dalej szepcę. Już nie czuję bólu.
Jestem radosny. Cieszę się… znowu jestem z Naruto… z moim słońcem. I już tylko na
drzwiach została mała karteczka z wiadomością:
Sakura, nie martw się
o mnie. Jestem z Naruto. Zaopiekuj się naszym domem,
Sasuke.
Sasuke.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I co myślicie? Trochę smutnawo, nie? :)
I co myślicie? Trochę smutnawo, nie? :)
Zdecydowanie moje klimaty! Nie mam się czego czepić ale i tak czegoś brakuje. Może troszkę bardziej podkręcić obłęd? Dodać trochę chaosu? Podobają mi się te krótkie zdania. Ładnie mówią o uczuciach:)
OdpowiedzUsuńhaha postaram się xD Może następnym razem bd coś.. krwawego? xD chociaż to i tak zależy od mojego zmiennego nastroju o.O
UsuńDzięki za komentarze ^^
No , to mój pierwszy komentarz.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy wiesz, ale ja kocham takie ckliwe i tragiczne teksty, oj, jak kocham! ;) oczywiście, było mi smutno, gdy czytałam, jednak... no, nie umiem ostatnio płakać nad takimi opowiadaniami. Poruszyło mnie,co prawda, ale (o zgrozo) zgadzam się z eQ, czegoś brakuje...
Hmm, znalazłam kilka błędów: "nie świadome" zamiast - nieświadome, ;nie długo', zamiast - niedługo. Oczywiście to drobnostki, ale postanowiłam zwrócić uwagę, bo może poprawisz ;p
Sprytnie zastosowałaś zdania i szyk prosty. No, i powtórzenia. Nadają mocy i podkreślają to, co czuł Sasuke.
Krótko mówiąc - podobało mi się ;) wiadomo, tragiczne klimaty!
Pozdrawiam,
Inata - chan
Cześć :-) To mój pierwszy komentarz na tw blogu, ale przeczytałam wszystkie poprzednie notki. Wspaniale piszesz i mam nadzieję, że tw wena tak szybko się nie wyczerpie tak jak u niektórych bloggerów. Ten one-shot jest ( według mnie ) strasznie porywający. Czytając go czółam się jakbym była Sasuke. Te wszystkie emocje rozpaczy jakie z niego biły doprowadziły mnie do strasznego płaczu ( na wszelki wypadek napisze, że to dobry znak XD). JEEEEEZU... ale się rozpisałam! XD Na koniec chciałabym dodać, że uwielbiam tw blog i będe czytać każda notkę jaką napiszesz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Wiktoria :-)
Troche?! Ostatni raz tak sie poryczałam jak Nemeczek z Chłopców z Placu Broni nieprzerzył i go przyjaciel wspominał!
OdpowiedzUsuńIlona- świerza czytelniczka Twojego bloga
Już, już <3 nie jest źle haha <3 miło mi, że przybywają tu nowi czytelnicy:D pozdrawiam <3
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńsmutne, Sasuke i jego rozpacz po stracie Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia